Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie pracuje już ćwierć wieku

Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie pracuje już ćwierć wieku

Pierwsze kroki

Jak bardzo była potrzebna opieka konsularna nad naszymi rodakami świadczy chociażby to, że w 1989 r., gdy granicę przekroczyło ponad 3 mln Polaków, tylko około 600 z nich zostało ukaranych (por. dane z 1987 r.). Ze strony Urzędu zostały w ich sprawach podjęte setki interwencji.

Wzmożony ruch na przejściu granicznym w okresie letnim powodował, że tworzyły się po stronie ukraińskiej gigantyczne kolejki, przekraczające bardzo często 10 km. Na odprawę nierzadko trzeba było czekać 4-6 dni. Jeżeli dodać, że przy drogach oczekiwania nie było żadnych toalet i sklepów, nie mówiąc o hotelach, zaś mieszkańcy miejscowości znajdujących się przy nich nie zezwalali naszym turystom (ze zrozumiałych względów) oczekiwać w nich na odprawę graniczną – będziemy mieli obraz „drogi przez mękę”.

W tej sprawie dużym osiągnięciem było to, że udało się, dzięki moim usilnym staraniom, wprowadzić na granicy wspólną odprawę celno-paszportową. Po stronie ukraińskiej straż graniczna i celnicy polscy wraz ze swoimi radzieckimi odpowiednikami dokonywali wspólnej odprawy przy wjeździe do Polski, a po stronie polskiej – odwrotnie. Miało to ogromny wpływ na szybkość i kulturę odpraw.

Pierwszy raz – pełniąc funkcję konsula w Kijowie – zetknąłem się z rzeczywistością lwowską w 1985 r. W czasie mojej oficjalnej wizyty podjąłem z władzami Lwowa i obwodu lwowskiego rozmowy m.in. na temat Cmentarza Łyczakowskiego i Obrońców Lwowa. Stwierdziły one z oburzeniem, że we Lwowie nie ma żadnego Cmentarza Orląt, jest Cmentarz Łyczakowski, na którym chowano Polaków, tak jak nie ma polskich szkół i polskiego teatru; są natomiast dwie szkoły radzieckie, w których można prowadzić zajęcia w języku polskim i teatr amatorski, któremu zezwala się wystawiać spektakle w języku polskim.

Rzeczywiście, w miejscu, gdzie był Cmentarz Orląt znajdowało się wysypisko śmieci. Groby zasypano ziemią i gruzem. Wyrosły na ich przez dziesiątki lat drzewa, krzewy i zielsko. Przez cmentarz przeprowadzono drogę, przy której wybudowano pałac młodzieży. Katakumby przekazano spółdzielni wytwarzającej nagrobki. Mieściła się w nich szlifiernia kamieni. Kolumnadę otaczającą łukiem fronton cmentarza, usytuowanego na wzgórzu, porozrywano z użyciem czołgów. Pozostała tylko arkada cmentarna.

Wobec lawinowo rozwijającej się sytuacji władze partyjne i państwowe czuły się coraz bardziej bezradne. Wyraziły w końcu zgodę na oddawanie świątyń wierzącym, na rozwijanie wszechstronnych kontaktów miejscowych Polaków z Krajem, wyjazdy dzieci i młodzieży na obozy, kolonie i naukę do Polski, a także na działalność Urzędu Konsularnego wykraczającą daleko poza problematykę „czysto konsularną”.

Wykorzystaliśmy to w całej pełni. Dzięki naszym staraniom, już w drugim roku działania Urzędu, na obozy i kolonie, po raz pierwszy po wojnie, do Polski wyjechało ponad 300 dzieci i młodzieży z rodzin polskich, zaś na studia do Polski skierowaliśmy ponad 200 młodych ludzi. Po raz pierwszy wyjechał do Kraju Polski Teatr Ludowy ze Lwowa, a do Lwowa przyjechał Teatr „Kalambur” z Wrocławia z piosenkami lwowskimi.

We Lwowie dzięki moim staraniom wydzielono kino „Kopernik”, w którym codziennie wyświetlano tylko polskie filmy w oryginale. Nieoceniony Jacek Klimowicz przywoził je samochodem Konsulatu z Rzeszowa. Pan Jacek wraz z żoną Oksaną tłumaczył na język rosyjski i ukraiński programy telewizyjne i rozsyłał je do wszystkich gazet obwodowych, wychodzących w rejonie działania Urzędu.

Wyjazdy dzieci i młodzieży na obozy, kolonie i kursy j. polskiego odbywały się na koszt strony polskiej. Tylko Lasy Państwowe w 1988 r. oddały do dyspozycji młodzieży lwowskiej w okresie letnim 170 miejsc w swoich ośrodkach wypoczynkowych. Przez granicę młodzież (i nie tylko) przewoziły autokary „Energopolu”, realizującego w tym czasie inwestycje we Lwowie.

Nieocenioną pomocą w tych i innych przedsięwzięciach podejmowanych przez naszą placówkę, służył nam wspaniały człowiek, lwowiak, zakochany bez pamięci w swoim mieście, pisarz, scenarzysta, filmowiec i mój serdeczny przyjaciel Jerzy Janicki. Dzięki swoim znajomościom i pozycji w Kraju powodował, że wiele firm i instytucji z Polski finansowało powyższe poczynania. To dzięki Jego zaangażowaniu, do Lwowa przyjeżdżali coraz częściej wybitni przedstawiciele kultury i sztuki, nauki, pisarze, reżyserzy, aktorzy, piosenkarze, muzealnicy, konserwatorzy zabytków itp.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X