„Polacy” pod Białowodami

„Polacy” pod Białowodami

Spotkaliśmy się ze starowiercami na przełęczy pod Wierchnim Ujmonem (Fot. archiwum/Wojciech Grzelak)

Jednym z powodów, dla których Rerich tak bardzo interesował się Ałtajem i przypisywał mu niezwykłą rolę, było to, że krainę tę określić można jako korytarz czy też bramę raczej, z której wysypywały się rozmaite starożytne ludy i przemierzając równiny Syberii, ciągnęły na zachód, do Europy. Niektóre z nich – na przykład Scytów, Sarmatów czy Hunów – odnotowała historia, inne zachowały się w ciągle na Ałtaju w żywych opowieściach, o niektórych zaś współczesny świat w ogóle zapomniał.

Roericha zajmował również problem rzekomej sieci podziemnych korytarzy transazjatyckich, wejście do których ukryte było m.in. w chińskiej Kotlinie Turfańskiej. Hipoteza, o której prawdziwości przekonany był dziewiętnastowieczny badacz amerykański Teed Cytrus, łączyła się z wiarą w podziemny świat – zaginioną krainę Aghartę. Białowody i Agharta mają zresztą z sobą wiele wspólnego. Opisując nadejście ery szczęśliwości, Roerich w retorycznym zwrocie wymieniał jej zapowiedzi: „Czy mieszkańcy podziemnej Agharty nie siodłają już swoich wierzchowców? Czy nie słychać dzwonów Białowód?”.

Spora część ałtajskich staroobrzędowców uważała, że Białowody – to właśnie okolice Biełuchy i leżącego na drodze do niej jeziora Ak Kem. Jego nazwa znaczy w przekładzie z ałtajskiego – „Biała Woda”. Wśród mieszkańców Wierchniego Ujmona panowało przekonanie, że przybysze z Ameryki zdołali dotrzeć do Białowód. Agafia Atamanowa, żona przewodnika Roericha, wspominała:

– Rok 1926 w ogóle był niezwykły, wyjątkowo urodzajny. Nasi goście z Ameryki spędzili w Białowodach trzy dni. A droga tam ciężka – idziesz, z jednej strony góry, z drugiej – bagna. Wszystko mgła gęsta spowija, a we mgle tylko słychać pianie kogutów. Ale przed nimi droga się otworzyła. Podarki stamtąd różne przynieśli, obrusy, chusty pięknie wyszywane… A w Białowodach nie mogli zostać, bo jeszcze czekały ich ważne zadania na świecie.

Obecnie w wyremontowanym domu Atamanowa, nieopodal muzeum starowierców, mieści się ekspozycja, poświęcona Roerichowi. Jego fani tłumnie przybywają do Wiernego Ujmonu. Miejscowi nazywają ich trochę żartobliwie „roerichniętymi”.

 

Bez kolacji i poduszka uwiera
Chociaż dawne prześladowania i ucisk ze strony władzy sowieckiej sprawiły, że starowiercy rozproszyli się po świecie (mieszkają między innymi w Stanach Zjednoczonych i Południowej Ameryce), w Dolinie Ujmońskiej żyje nadal kilka, może kilkanaście rodzin mniej lub bardziej przywiązanych do tradycji starowierskiej. Gdy nazwać ich „Polakami”, uśmiechają się. Ten uśmiech oznacza coś w rodzaju: „ot, było – minęło…”.

– W czasach sowieckich bywało, że starowiercy dokonywali potajemnych chrztów, – wspomina Raisa Kuczuganowa. – Wczesną wiosną skakali do lodowatej rzeki… A teraz – cóż, świat się zmienia… Stare babcie pielęgnują jeszcze u nas dawne zwyczaje. Matriona przepięknie glika (śpiewa w charakterystyczny sposób), Ifigenia Polikarpowna zna ponad sześćset przysłów. Ale młodzi – to już nie to. Ich ciągnie do Gornoałtajska i dalej, w świat…

We wsi Multa mieszka starzec Timofiej, bezpopowiec, który prowadzi dla garstki swoich współwyznawców dom modlitwy. I znaleźć jeszcze można wśród nich takich, którzy wierzą, że tak naprawdę Białowodami jest właśnie ta ziemia, na której kiedyś osiedlili się ich przodkowie. A miliony ludzi na całym świecie dalej snują marzenia o Szambali czy Białowodach, śnią o Utopii lub też nadają inną nazwę tej projekcji najgłębszych człowieczych pragnień.

Jako śródtytuły użyliśmy cytatów, przysłów i powiedzeń zapisanych w Wierchnim Ujmonie.

 

Wojciech Grzelak
Tekst ukazał się w nr 5 (105), 17 – 29 marca 2010

 

Posłuchaj felietonu Wojciecha Grzelaka:

Z Ałtaju widać więcej – Białowodzie, czyli rosyjska Szambala

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X