„Polacy” pod Białowodami

„Polacy” pod Białowodami

Mikołaj Roerich – Córka Wikinga (Fot. bialczynski.wordpress.com)

Starowierców wywożono w bagienne okolice północnej Syberii. Udawali się tam całymi rodzinami, niektórzy, którym zezwolono na pozostanie w Dolinie Ujmońskiej, wyjeżdżali dobrowolnie nie chcąc opuszczać swoich bliskich. Podczas głodowej podróży i na miejscu zesłania, okolicy niezwykle malarycznej, dzieci i starsi marli jak muchy. Byli i tacy, którzy zdołali powrócić – część z nich zesłano ponownie w pierwszych latach powojennych. 

 

Wytrzebiono najwartościowsze jednostki, pozostawiając w spokoju stanowiących napływowy element nierobów, złodziei i pijaków. Reszty dokonała II wojna światowa. Na front poszło z Wierchniego Ujmonu ponad dwustu mężczyzn, powróciło z wojny tylko dwudziestu dziewięciu.

 

Zorzo, zorzo jasna! Sczeźnij, głowo krasna! Stań się, głowo, jasna!

Starowiercy na Ałtaj przybyli, chroniąc się przed prześladowcami, ale także… w poszukiwaniu Białowód, ukrytej w górach tajemniczej krainy. Czymże są owe Białowody? To oaza szczęśliwości, gdzie niebo zstąpiło na ziemię – cudowny zakątek świata wolny od doczesnych trosk. Według jednych, Białowody są tylko alegorią, wymykającą się jednoznacznemu opisowi. Inni uważają je za przynależne do sfery ducha. Są i tacy, którzy zakładają także ich fizyczną egzystencję. Więcej wiadomo o trudnej drodze do Białowód niż o nich samych…

Starowiercy opowiadali, że w dalekich krainach, za wielkimi jeziorami, za górami wysokimi, jest miejsce uświęcone, gdzie panuje sprawiedliwość. Wspominano o odwiedzinach wysłanników z Białowód, podejmowano wyprawy, aby tam dotrzeć. Przytłaczająca większość z nich zawróciła z drogi z powodu uciążliwości niebezpiecznej podróży. Pozostałym nie udało się osiągnąć celu, choć byli blisko, spotykali bowiem emisariuszy cudownej krainy i słyszeli dźwięk tajemniczych dzwonów. Panowało przekonanie wśród staroobrzędowców, że ci, którzy próbują odnaleźć szlak do Białowód, muszą być przez ich mieszkańców wezwani.

Drogi tej szukał również Mikołaj Roerich, kiedy podjął w latach dwudziestych ubiegłego wieku wielką wyprawę, która przez Indie, Tybet i Mongolię dotarła na Syberię. Roerich był niezwykłą, choć zarazem i kontrowersyjną postacią: malarz, mistyk, filozof, uczony, podróżnik i pisarz, a przy tym również aktywny mason oraz – według niektórych najnowszych opinii – agent bolszewicki. Posiadał członkostwo ponad stu akademii w rozmaitych państwach, mieszkał w Stanach Zjednoczonych, a potem w Indiach.

 

Na Ałtaj Roerich i towarzyszące mu osoby (rodzina i współpracownicy) przybyli na początku lipca 1926 roku. Zatrzymali się właśnie w Wierchnym Ujmonie, u starowierca Bartłomieja Atamanowa. Jego dom stał się kwaterą główną ekspedycji Roericha na dziesięć dni wspaniałego lata. Roerich konfrontował zwyczaje i opowieści rosyjskich staroobrzędowców z tradycjami rdzennej ludności Ałtaju. Atamanow oprowadzał go po okolicy, pokazywał interesujące miejsca, artysta zaś nie rozstawał się z rajzbretem, wykonując mnóstwo szkiców, które wykorzystał potem malując górskie krajobrazy. Wieczorami zaś, przy świetle świec, gorączkowo zapisywał notatki. Jego oddanie pracy zrobiło wrażenie nawet na ujmońskich starowiercach.

 

Podczas swojego pobytu u podnóża Biełuchy, Roerich wykonywał też tajemnicze doświadczenia, których celem było ustalenie działania magnetyzmu na Ałtaju, jako katalizatora rozwoju – duchowego i kulturalnego ludzkości. Przepowiadał, że kraina ta stanie się ogniskiem nowej cywilizacji, projektował nawet wybudowanie w Dolinie Ujmońskiej osobliwego miasta, właśnie na podobieństwo Białowód. Były to plany bardzo śmiałe, ale ponoć głęboko uzasadnione przekonaniami Roericha i wynikami jego badań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X