„Polacy” pod Białowodami

„Polacy” pod Białowodami

Chata starowierców w Wierchnim Ujmonie (Fot. archiwum/Wojciech Grzelak)

Dobrego gościa odprowadzaj z szacunku, złego – żeby niczego nie ukradł

Wzorcową cywilizację starowierców – bo na takie miano, być może niezbyt precyzyjne w kategoriach antropologii, ale oddające właściwie istotę rzeczy, to zjawisko dzięki swojej wyrazistości w pełni zasłużyło – należy jednak, niestety, opisywać już w czasie przeszłym.

Najbardziej radykalni z nich nie uznawali sakramentów, oprócz chrztu. Kontakty z innowiercami poczytywali za grzech śmiertelny. Wyróżniającą cechą starowierców była ich pracowitość, nie używali też tytoniu ani alkoholu – z wyjątkiem ziołowych nalewek.

 

W rodzinach, zdecydowanie patriarchalnych (choć wielkim szacunkiem darzących matkę, czule nazywaną mateczką), zgodnie żyło i pracowało po kilkanaście osób. Wyjątkowo ceniono uczciwość. Za czasów Związku Sowieckiego bywały wypadki, że starowiercy wzbraniali się przed pobieraniem emerytury, gdyż uważali, że nie zasłużyli na te pieniądze. Rodziny były liczne, w izbie o powierzchni około pięćdziesięciu metrów mieszkało po 18-20 osób. Mimo ciasnoty żyli zgodnie, ponieważ reguły w domu starowierskim były surowe, nie można było wchodzić w spory, gniewać się na bliźniego. Do postawienia typowej chaty starowierców służył głównie topór: w dole, przy fundamencie, kładziono bierwiona modrzewiowe, a wyżej sosnowe. Ponadto chatę ochraniała warstwa ziemi do wysokości mniej więcej pół metra, wypełniająca specjalne skrzynie opasujące cały dom.

Wzdłuż ścian, przez całą ich długość, stały ławki: służyły do spania; trzymając się ich skraju dzieci uczyły się chodzić. Dwa razy w roku podłogę izby szorowano do śnieżnej białości piaskiem, szło na to niemniej niż pięćdziesiąt wiader wody. A po wodę nie chodziło się bez błogosławieństwa starszych domowników. Lekkomyślna córka, która o tym zapomniała, przyniesioną wodę musiała wylać i iść po nową. Ważnym elementem, spajającym rodzinę, była wspólna modlitwa, połączona z wykonywaniem głębokich pokłonów.

– Są uczeni, którzy skłaniają się ku poglądowi, że takie pokłony, wykonywane na wdechu, działały jak gimnastyka, czy też ćwiczenia hatha jogi, – wyjaśnia Raisa Kuczuganowa, współtwórca i społeczny kustosz muzeum starowierców w Wierzchnim Ujmonie. – Miały dobroczynne znaczenie dla zdrowia starowierców i rzeczywiście, wśród tej społeczności rzadko zdarzały się choroby, epidemie zaś w ogóle ją omijały.

 

Być może działo się tak za sprawą hermetyczności tej wspólnoty, a także surowych przepisów higienicznych. Tę dbałość starowierców o czystość podkreślał Polski zesłaniec Konstanty Borowski, uczestnik Powstania Styczniowego, który pracował jako parobek w rodzinie tradycjonalistów prawosławnych, mieszkających na Zachodniej Syberii (w pobliżu Omska). Opisał we wspomnieniach ich poczciwość, ciężki i wytrwały trud codzienny, zwrócił również uwagę na dostatek i porządek w obejściu, wyróżniające ich od pozostałych wieśniaków. Wszelkie pokalanie, na przykład związane choćby z przypadkowym dotknięciem kogoś spoza społeczności starowierskiej, zmywano polewając się chłodną wodą z wiadra.

Długo można by opisywać kulturę starowierców, przypominającą w dużym stopniu obyczaje mennonitów. Warto odnotować jeszcze ich znajomość medycyny naturalnej oraz talent do wyrabiania przedmiotów o walorach artystycznych. Starowiercy są poniekąd uosobieniem idei świętej i niepokalanej Rusi, o jakiej marzyli rosyjscy myśliciele, współcześnie natomiast roił o niej Aleksander Sołżenicyn. Naturalnie życie, jak wszędzie, weryfikowało ten idealny wzorzec moralny i nie wszyscy członkowie społeczności starowierskiej przestrzegali bezwzględnie surowych zasad i norm, niemniej bardzo dodatnio wyróżniali się na tle rosyjskiego chłopstwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X