Straty po Potopie
Wreszcie przegoniono Szwedów i ich „pomagierów” – Rosjan, Kozaków, Węgrów i Mołdawian. Było to zwycięstwo, ale zwycięstwo pyrrusowe (zwycięstwo osiągnięte nadmiernym kosztem). Po Potopie pozostały ruiny, jakich nie jesteście w stanie sobie Państwo wyobrazić. Sześć lub może osiem milionów obywateli Rzeczpospolitej nie żyło, a straty te Polska wyrównała dopiero po 150 latach!
To była katastrofa demograficzna, społeczna, polityczna, kulturalna. Złożyło się na to 80 lat panowania w Polsce szwedzkiej rodziny Wazów i wszystkie następstwa, które ono niosło. O ostatnim z nich, Janie Kazimierzu mówiono, posługując się jego monogramem „ICR”, oznaczającym „Ioannes Casimirus Rex”, „Initium Calamitatis Regni”, czyli początek nieszczęść królestwa.
No więc, mieliśmy straty w ludności kraju od 30% do nawet 70% – 80% na Litwie i Ukrainie. Większość pól uprawnych leżała odłogiem i wkrótce pojawił się głód. Większość ludności umierała z głodu i chorób zakaźnych. Wszędzie leżały niepochowane zwłoki ludzi i zwierząt, które stawały się siedliskiem zarazy.
Oto, co przekazuje nam autor, specjalista od historii tamtych czasów: „Jeden z polskich magnatów, który w poselstwie do Moskwy wędrował przez tereny Wielkiego Księstwa Litewskiego pisze, że tygodniami szli jakby przez pustynię, nie spotykając żywego ducha, nocując w ruinach spalonych miast i wsi, gdzie zdziczałe psy i wilki rozwłóczyły ludzkie kości. Na Ukrainie nie było lepiej”. Nędza zapanowała w miastach i na wsi.
Władysław Rusiński: „Biorąc pod uwagę całą ludność, straty Mazowsza oszacowane zostały na przeszło 40 proc., straty Wielkopolski i Prus Królewskich na przeszło 60 proc. Nieco mniejsze, ale równie dotkliwe straty poniosła Małopolska. Najbardziej poszkodowani byli chłopi, ale na Mazowszu miasta straciły 70 proc. mieszkańców; np. z Czerska, liczącego 206 domów mieszczan, pozostało 22, a zamek został złupiony do gołych murów; nawet te zryto w poszukiwaniu skarbów.
Rekwizycje, kontrybucje, pochody i postoje wojsk doprowadzały do niebywałych zniszczeń substancji gospodarczej, skurczenia się areału uprawnego i drastycznego zmniejszenia liczby gospodarstw chłopskich, co zmieniło obraz wsi polskiej, na której zaczęła przeważać siła najemna”.
Jan Kazimierz abdykował dnia 16 września 1668 i 30 kwietnia 1669 roku na stałe wyjechał z Polski do Francji, gdzie przyjął nazwisko Snopkowski, jako że po szwedzku waza, znaczy snopek zboża. Straszną cenę musieliśmy zapłacić za tę dynastię, jak i za to, że wreszcie nauczyła się ona znaczenia swego nazwiska. To jeszcze nie był koniec szwedzkich rabunków w Polsce.
Jeszcze przez Polskę przewaliły się w kolejnej wojnie wojska Karola XII. Jeszcze Szwedzi zdążyli spalić Wawel i ukraść dwa wielkie dzwony z Torunia (w tym ważący 3,5 tony Thornan – toruńczyk), którymi sobie teraz dzwonią w największej, i że tak powiem, kultowej katedrze w Uppsali. Wciąż się zastanawiam jak można kradzione dzwony zawieszać w katedrze? Trzeba chyba mieć coś w mentalności, żeby nie widzieć ohydy takiego postępowania. W dodatku chwalą się, że dzwon znalazł się w ich posiadaniu „z pomocą Bożą”. O jakiego Boga może chodzić, na litość Boską, bo chyba nie o naszego, który o ile wiem, brzydzi się kradzieżą?!
Niektórzy ze Szwedów są, w moim odczuciu, bezczelni twierdząc, że gdyby oni nie splądrowali Polski, wszelkie te skarby uległyby dawno zagładzie. Utrzymują, że do zrabowanych przedmiotów mają prawo (ciekawe, jakie) i zaprzeczają oskarżeniom o rabunek. Mają więc prawo i zgodnie z tym prawem nie są rabusiami. A teraz pilnują, aby nikomu nie przyszło do głowy „odwracanie biegu historii”. Podejrzewam, że miło im się słucha dźwięku kradzionych dzwonów.
Szwecja nie podpisała ONZ-towskiej rezolucji z 1983 roku, że zrabowane podczas wojen przedmioty, nieposiadające charakteru militarnego, powinny być zwrócone prawowitym właścicielom.
Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 5 (153), 16 marca – 29 marca 2012