Pochowani żywcem

Pochowani żywcem

Hans Christian Andersen (Fot. museum.odense.dk)Weryfikacyjne testy

Można powiedzieć, że zagrożenie przedwczesnym pochówkiem jest realne, aczkolwiek trzeba mieć trochę pecha, żeby się to komuś przydarzyło. Już od dawna opracowywano najrozmaitsze sposoby, aby się przed tym zabezpieczyć. Najprostszy i dobrze działający, to wyczekiwanie z pogrzebem. Czuwanie nad zmarłym, co zresztą jest wyraźnie reprezentowane we wszystkich prawie kulturach na ziemi. Stosowano też najróżniejsze testy, mające wykazać, czy mamy do czynienia z nieboszczykiem, czy osobą żywą. Najczęściej stosowane było dotykanie ciała zmarłego gorącym żelazem, lub polewanie ciała wrzątkiem. Na skórze jeszcze żyjących pokazywały się wtedy pęcherze, u zmarłych pęcherze nie pojawiały się. Tak uratowano strażnika papieskiego Luigi Vittoria, któremu medyk przytknął rozpalone żelazo do nosa. Luigi nosił potem brzydką bliznę, ale na pewno wolał to, niż pochowanie żywcem.

 

Strach przed pochowaniem żywcem może doprowadzać do powstania choroby zwanej tafofobia. Chorzy na tafofobię zatruwają swoje życie i życie swoich bliskich ciągłym strachem, ciągłym kontrolowaniem każdego swego snu, drobiazgowymi instrukcjami, co należy zrobić z chwilą kiedy umrą. Duński pisarz Hans Christian Andersen nigdy nie wyszedł z domu bez takiej pisemnej instrukcji, w której domagał się, aby przed włożeniem go do trumny, obcięto mu głowę! Takich „radykałów” jak Andersen, było wielu. Uspokajała ich perspektywa radykalnego zabiegu przed pogrzebem, co dawało im gwarancję, że nie obudzą się dwa metry pod ziemią, w ciemnościach i ciasnocie. Inni zadowalali się pochówkiem razem z nożem, pistoletem, czy trucizną.

 

Pod koniec XIX wieku zostały opatentowane zabezpieczenia grobu z zamontowaną sygnalizacją dzwonkami, lub światłami, którą miałby włączać przywrócony do życia. Podobne wynalazki sprzedaje się i teraz, z tą różnicą, że z nieboszczykiem możliwa jest łączność radiowa, a trumna wyposażona jest w zbiornik z tlenem.

 

Ostatnio, wielu każe się pochować z telefonem komórkowym, chociaż znawcy twierdzą, że z grobu, komórka nie będzie miała zasięgu.

Powstało wiele nowych testów, dużo bardziej precyzyjnych niż przytykanie do skóry gorącego żelaza, ale mało kto robi takie testy. Mnie interesowało jakieś opracowanie, choćby szacunkowe, określające procent pogrzebanych za życia w naszych czasach, obecnie, ale nigdzie takiego opracowania nie znalazłem. Jeśli się nawet takie statystyki robi, to ich wyniki mogą być ukrywane. Znalazłem natomiast podobne opracowanie, ale z końca XIX wieku, dotyczące Anglii i Walii. Szacowano, że rocznie dochodziło tam do 2700 omyłkowych pochówków osób jeszcze żywych! Nie przesłyszeli się Państwo. Dwa tysiące siedemset pochówków rocznie!

 

Omyłkowe pogrzeby ludzi jeszcze żyjących towarzyszą człowiekowi od zarania jego dziejów i żadne miejsce na ziemi nie jest wolne od takich incydentów. Mamy relację angielskiego proboszcza z XVI wieku, który likwidując stary cmentarz nakazał ekshumację wszystkich tam pochowanych. Wtedy, ku swemu przerażeniu, ksiądz dowiedział się, że na starym cmentarzu znajdowały się groby świadczące o tym, że pochowani w nich ludzie odzyskiwali świadomość dopiero w trumnie, że walczyli o wyjście z grobu. Wieka tych trumien od strony wewnętrznej nosiły ślady zadrapań i uderzeń, a szkielety w nich spoczywające leżały poskręcane w najdziwaczniejszych pozach. Statystyka cmentarza była porażająca. Na każde 25 pochówków, jeden dotyczył człowieka jeszcze żywego! Czyli pełne 4% pochowanych żywcem!

 

Od paru tysięcy lat szerzy się wśród ludzi strach przed cmentarzem, trumnami i mogiłami. Wciąż opowiada się sobie przerażające historie o krzykach, stukaniach lub jeszcze innych odgłosach, wydobywających się z grobów lub krypt, gdzie spoczywają zmarli. Nikomu nie przychodzi do głowy, że może to oznaczać, iż w grobie, skąd dochodzą hałasy, pochowano żywego człowieka, wzywającego teraz pomocy. Będzie się natomiast gadać, o duchach, wampirach, diabłach i co tam jeszcze. Nikt nie rzuci się na pomoc nieszczęśnikowi, który teraz dopiero naprawdę umiera.

Ks. Piotr Skarga umarł w roku 1612. Osiemdziesiąt dwa lata po jego śmierci zaczął się jego proces beatyfikacyjny. Podczas dokonanej ekshumacji stwierdzono, że Piotra Skargę pochowano żywcem! Ciało leżało w pozycji nienaturalnej, a na wieku trumny pozostały ślady paznokci zmarłego. Proces beatyfikacyjny został przerwany, bo posłużono się dość przewrotną logiką, twierdząc, że nie można wykluczyć, iż żywcem pochowany ksiądz, będąc w rozpaczy, bluźnił Panu Bogu.

 

Szymon Kazimierski

Tekst ukazał się w nr 2 (126), 28 stycznia – 14 lutego 2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X