O „Szarym Lwowie” i jego twórcy

O „Szarym Lwowie” i jego twórcy

Ziemia Lwowska zawsze była płodna w literaturę. Pod względem urody śmiało zestawiany z Florencją, grόd nadpełtwiański wciąż zdobywał sobie miłośnikόw i wyznawcόw, stając się natchnieniem poetόw i pamiętnikarzy – i tak od kilkuset lat.

Zatem w polskiej pamięci zbiorowej utrwalił się wizerunek miasta dziarskiego, o niepospolitych ludziach, miasta bohaterskiego, niezłomnego, miasta „Semper fidelis”.

Nieco inna jest ta książka Franciszka Jaworskiego. Pierwszorzędny znawca tematu, notabene z Grόdka Jagiellońskiego rodem, odbiega jak najdalej od stereotypόw i oklepanych pojęć, odżegnuje się a priori od tromtadrackiego rozsławienia swego przybranego miasta. Nie miniona wielkość go pociąga, tylko szpetne podwόrka i tajemnicze zaułki. Opierając się na źrόdłach archiwalnych, grzebie z rozkoszą w starych szpargałach, dąży bowiem w kierunku dokumentacji i faktografii, a więc i odbrązowienia.

Autora interesuje wszystko co lwowskie – żywioł ludzki, pstrokaty i pyskaty, pospolita codzienność, obyczaje i instytucje. Wielobarwnym piórem wywołuje tętniące życiem postacie i malownicze podobizny – żeby przytoczyć chociażby portret Jegomości Pana Marcina Solskiego, miał bowiem „twarz kasztelańską, którą ospa zorała do szczętu tak, że nawet wąs został przetrzebiony i czernił się na górnej wardze jak rzadki zagajnik”. Wynika z protokołów sądowych, iż urodziwe lwowianki, znane z poezji jako ucieszne i najmilsze, były owszem fertyczne i obrotne, ale też wyszczekane i kłόtliwe, z lubością procesowały się, a niewyparzonym językiem umiały dopiąć swego.

Szczególnie zajmująco przedstawia obraz stosunków zdrowotnych w dawnym Lwowie. Ówczesny pacjent miał do wyboru usługi najrozmaitszych eskulapów, wszechstronnie wykwalifikowanych, gdyż lekarze nie tylko „równie dobrze władali szablą, jak i lancetem”, ale jednocześnie prowadzili hurtowy handel inwentarzem domowym. Inne jeszcze zabiegi higieniczne proponowała szara brać chirurgów, cyrulików i balwierzy, która „zaszywała łby pokiereszowane w karczemnej zwadzie, puszczała krew z wiosną, goliła żywych dla piękności a umarłych do trumny, stawiała pijawki etc”. Ci zaś tak rośli w siły, że z czasem stworzyli osobny cech „chirurgorum et barbitonsorum” pod patronatem św. Rocha. Po lekarstwa szło się do „aromatariusza”, czyli do aptekarza, ktόry sprzedawał na ulicznym straganie obok eliksirów i ziółek szafran, cynamon, marcepany oraz środki wzmacniające męski potencjał. Przy tym dochodziło niejednokrotnie do skarg i zażaleń, rozstrzygniętych dopiero wyrokiem sądowym. Nie przeżywszy tych zabiegów chory mógł jednak liczyć na beztroską śmierć. Od strony opieki społecznej, zapis testamentowy na rzecz szpitala św. Ducha zapewniał dach nad głową wdowy i sierot. (…)

Jaworski okazuje się również niepoślednim topografistą, a właściwie archeologiem duszy miasta. Spacerując starymi ulicami, okiem zamiłowanego znawcy lustruje mury, gmachy, place i budowy, najchętniej kreśli kontury tych, których nie ma. (…)
Franciszek Jaworski zmarł w 1914 roku w domu uczonego prawnika Alfreda Halbana przy ulicy Mochnackiego nr 38 (obecnie ul. Dragomanowej). Został pochowany na cmentarzu Łyczakowskim na polu 13, gdzie można zobaczyć jego nagrobek dłuta Witolda Rawskiego (relief na niskiej kolumnie przedstawia Dawida, obłaskawiającego lwa), a wzniesiony kosztem gminy m. Lwowa; cieszył się bowiem ogromną popularnością jako felietonista „Kuriera Lwowskiego” i autor licznych innych publikacji o ukochanym grodzie. Książka jego ukazała się pośmiertnie, i choć została wysoko ceniona i entuzjastycznie rozchwytywana, przeleżała jednak sto lat bez wznowień. W ciągu tych stu lat duch dziejowy przyniósł cały szereg kataklizmόw – dwie wielkie wojny, inwazje, okupacje, mordy i wywózki. (…)

Sztuka rodzi się na ruinach, czerpie soki z barbarzyństwa. Akt zburzenia, konstatuje Jaworski, wyzwala język zmarłych, język zmarłego świata, tajemnic grobowych, mowę trupich czaszek. Sam zaś proponuje w swej książce odczytanie murów, zakamarków i kamienic, odszyfrowanie palimpsestu miejskiego. Lektura jego szkiców to wyprawa w zamierzchłe czasy i do nieistniejących światów, to obcowanie chociażby na chwilę z całą galerią barwnych typów. Łącząc pasję i erudycję szperacza ze swadą urodzonego gawędziarza, wskrzesił dawnych ludzi z otchłani, suchym pergaminom przywracając życie.

Nina Taylor-Terlecka
Tekst ukazał się w nr 19 (191), 15 – 28 października 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X