Pochowani żywcem

Pochowani żywcem

Jest rzeczą oczywistą, że każdy z nas musi umrzeć. Rzeczą równie oczywistą jest i to, że nikt z nas umrzeć nie chce. Możemy się jednak znaleźć w takiej sytuacji, że będziemy prosić o śmierć. Możliwie szybką.

 

O tym mówi się tylko półgębkiem i na ucho. O tym pisze się, ale tylko czasami. A jeśli już się pisze, to tylko tak, by prawie nikt tego nie mógł przeczytać, a jeśli już przeczyta, żeby nie uwierzył, a jeśli uwierzy, żeby ta informacja nie dawała mu obrazu całości zagadnienia.
Temat tabu. Temat zgroza.

 

Relacje o ludziach uznanych za zmarłych, którzy jednak zmarłymi jeszcze nie byli i którzy odzyskali świadomość będąc już pochowani. W trumnie. Pod ziemią. Co się wtedy myśli? Co się wtedy odczuwa? Wątpię, aby komukolwiek z nas wystarczyło na to wyobraźni. W swym opowiadaniu „Przedwczesny pogrzeb”, amerykański pisarz Edgar Allan Poe, przedstawiając odczucia człowieka pochowanego żywcem twierdzi, że wyobraźni nam zabraknie. Zabraknie każdemu, kto nie zetknął się z taką tragedią.

 

„Nie ma nieszczęścia, które by mogło w tak okropnej mierze pognębić do ostateczności ciało i duszę, jak przedwczesne złożenie do grobu. Nieznośny ucisk płuc, duszące wyziewy wilgotnej ziemi, wpijanie się rąk w pośmiertne całuny, nieubłagana cieśń szczupłego pomieszczenia, mrok wiekuistej nocy, cisza jak ogłuszające morze, niewidzialna wprawdzie, lecz dająca się wyczuć obecność robaka-zwycięzcy – wszystko to w połączeniu z myślami o powietrzu i zieleni rozpostartej hen, w górze, ze wspomnieniami o ludziach nam bliskich, którzy by pośpieszyli z pomocą, gdyby wiedzieli, co z nami się dzieje, ze świadomością, iż oni o tym nigdy dowiedzieć się nie mogą, że beznadziejnym udziałem naszym jest nieunikniona śmierć – myśli te napawają serce, co jeszcze bije, takim ogromem przerażenia i nieposkromionej trwogi, iż cofa się z drżeniem przed nimi nawet najśmielsza wyobraźnia”. Wtedy człowiek modli się o szybką śmierć.

Od razu rodzą się pytania, czy naprawdę możliwe jest pochowanie człowieka żywego, czy naprawdę można się aż tak bardzo pomylić? Przecież nie wolno dokonać pogrzebu bez aktu zgonu, wypisanego przez lekarza. A więc, co to za lekarz, który nie potrafi odróżnić jeszcze żywego od już umarłego?

 

Groby świadczące o tym, że pochowano w nich osoby żywe

Zacznijmy może od tego, że dokumenty zezwalające na pogrzeb, wymagane są stosunkowo od niedawna. Przedtem nikomu nie było to potrzebne. Zmarłych chowano dlatego, że zmarli, a jak wygląda zmarły, to każdy wiedział. Omyłkowe pogrzeby ludzi jeszcze żyjących towarzyszą człowiekowi od zarania jego dziejów i żadne miejsce na ziemi nie jest wolne od takich incydentów. Zdarzało się to zawsze i wszędzie. Dawniej takie błędy zdarzały się częściej. Mamy relację angielskiego proboszcza z XVI wieku, który likwidując stary cmentarz, nakazał ekshumację wszystkich tam pochowanych. Wtedy, ku swemu przerażeniu, ksiądz dowiedział się, że na starym cmentarzu znajdowały się groby, świadczące o tym, że pochowani w nich ludzie odzyskiwali świadomość dopiero w trumnie, że walczyli o wyjście z grobu. Wieka tych trumien od strony wewnętrznej nosiły ślady zadrapań i uderzeń, a szkielety w nich spoczywające leżały poskręcane w najdziwaczniejszych pozach. Statystyka cmentarza była porażająca. Na każde 25 pochówków, jeden dotyczył człowieka jeszcze żywego! Czyli pełne 4% pochowanych żywcem!

 

Przenoszenie całego cmentarza jest dobrą okazją, by zorientować się w ilości takich pochówków. Kiedy w roku 1896 przenoszono szczątki zmarłych, pochowanych na amerykańskim cmentarzu Fort Randall Cemetery, rozpoznano wiele grobów, w których znajdowały się zwłoki, wykazujące cechy pochowania ich za życia. Statystyka była dużo lepsza niż cmentarza z XVI wieku, bo takich pochówków było już tylko 2%. Zapewne dlatego, że lepsze niż w wieku XVI było wtedy rozeznanie w sprawach życia i śmierci.

 

Do niedawna jeszcze panowało przekonanie, że objawami śmierci jest ustanie oddychania i zatrzymanie akcji serca. Skoro delikwent nie oddychał i nie wyczuwało się tętna, uznawano go za zmarłego. W tej chwili ogromny procent takich przypadków przywraca się do życia podczas procesu reanimacji, które to czynności wykonać może już każdy i do których przeprowadzenia nie potrzebna jest obecność lekarza. Dawniej, wszyscy w ten sposób „ożywieni” poszliby do ziemi jako martwi.

Proces umierania, w największej ilości przypadków, bywa prosty i nieskomplikowany. Jednak w pewnym procencie jest bardzo trudny do rozpoznania, nawet dla doświadczonego lekarza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X