Ukraina jak panna na wydaniu

Ukraina jak panna na wydaniu

„Jeżeli miałbym coś radzić naszym przyjaciołom z Ukrainy, to po pierwsze, żeby nie zachowywali się jak panna na wydaniu; po drugie – żeby czyny towarzyszyły słowom, a nie rozbiegały się; i kolejne – żeby ta panna młoda nie przeceniała swojej urody i żeby zrozumiała, że polityki i gospodarki, w rozumieniu europejskich kanonów, rozdzielić się nie da”.

Byłem głównym negocjatorem stowarzyszenia Polski z UE w 1991 roku. Muszę powiedzieć, że kiedy dzisiaj czytam 1200 stron umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, to wzbudza to we mnie zazdrość. Polska tak szczodrej umowy stowarzyszeniowej nie miała. I od razu powiem, że w umowie stowarzyszeniowej Polska nie miała przyrzeczonego członkowstwa w UE – mówię to do naszych przyjaciół z Ukrainy.

Przyjąłem to zaproszenie, bo po pierwsze znam konstrukcję umowy stowarzyszeniowej od wnętrza. Po drugie byłem jednym z tych, który miał wielkie nadzieje związane z Ukrainą w 2004 roku – czterokrotnie prowadziłem delegacje PE na Ukrainę, w tym i tą gdy odczytałem prezydentowi Kuczmie rezolucję PE, która mówiła z jednej strony o członkostwie, a z drugiej groziła sankcjami, jeżeli nie będzie powtórzona druga tura wyborów, co zaowocowało władzą pomarańczowych. I po trzecie jestem pomysłodawcą i obecnie wiceprzewodniczącym Zgromadzenia Parlamentarnego krajów Partnerstwa Wschodniego, które działa i pełni użyteczną rolę.

No i kolejny powód do przyjazdu – Podkarpacie. To poligon i matecznik współpracy z Ukrainą – Podkarpacie. Jeżeli z Brukseli ktoś zapyta, jak to się robi praktycznie? To ja mu odpowiem: „Pojedźcie do Rzeszowa”. Bo to są i doświadczenia pozytywne i doświadczenia negatywne, ale przede wszystkim namacalne.

Stoimy obecnie w takiej sytuacji: z jednej strony układ stowarzyszeniowy, bardzo, bardzo bogaty, parafowany, o przeogromnym potencjale, a z drugiej strony stoimy przed wyborami na Ukrainie, które nie są zwykłymi wyborami, a wyborami, które zdecydują, jaką drogę po raz drugi Ukraina wybierze.

Chciałem mówić o siedmiu sprawach:
Po pierwsze – czym jest europejska polityka sąsiedztwa;
Po drugie – jakie miejsce Ukraina w tym sąsiedztwie zajmuje;
Po trzecie – co dotąd się wydarzyło;
Po czwarte – co teraz może się wydarzyć;
Po piąte – co mają robić przyjaciele Ukrainy w UE;
Po szóste – jakie są scenariusze przed nami;
I zakończyć – konkluzjami.

 

Dr Adam Kulczycki (Fot. Marcin Romer)Punkt pierwszy – czym jest europejska polityka sąsiedztwa
Ona ma dwa wymiary – południowy i wschodni. Ale tu mam na myśli zwłaszcza wymiar wschodni. Polityka sąsiedztwa to takie ukształtowanie stosunków międzynarodowych w formie traktatów, które zbliża dany kraj do UE w wymiarach: politycznym, ekonomicznym, prawnym, współpracy sektorowej, w tym energetyki i wymiarze społeczno-kulturowym.

Gdyby przyjąć za miarę zaawansowanego sąsiedztwa umowę, która leży gotowa na stole, to w dużym uproszczeniu można powiedzieć, ze jest to takie pół członkowstwo. Nie jest to członkostwo, jakim cieszy się Polska, natomiast dla wschodnich sąsiadów to jest coś, co jest oparte o art. 49 traktatu, który głosi, że każdy kraj, który spełni określone warunki może wnioskować o przystąpienie do UE. Nikt mu tego prawa nie może odebrać. Jest to przywilej, którym nie cieszą się południowi sąsiedzi – od Maroka po Egipt. I my w PE spieramy się, gdzie możemy wpisywać art. 49, ponieważ wpisywać słowa „członkostwo” już nam się nie udaje, udało się to tylko raz w 2004 roku. To też jest jakby ilustracja zmiany klimatu.

Niektórzy przyjaciele z Ukrainy mówią, dlaczego nam tej perspektywy wyraźnie nie zaoferujecie? Odpowiedź jest krótka: nawet Polska tego nie dostała. A Polska była postrzegana jako pierwsza w kolejce. Po drugie nie ma w UE całkowitej zgody politycznej, więc musimy być realistami. Kolejna rzecz, o której trzeba tu powiedzieć. Europejska polityka sąsiedztwa rządzi się teraz następującą doktryną, która nie jest do końca przez naszych partnerów, w tym Ukrainę, rozumiana: „Więcej za więcej”. Czyli im dany kraj bardziej się reformuje i zbliża do standardów europejskich, tym szczodrzejsza oferta jest mu proponowana. I jest tam jeszcze druga zasada ukryta, o której się nie mówi, ale jest to oczywiste – mniej za mniej. To znaczy im bardziej kraj odbiega od standardów czy własnych zobowiązań, tym oferta się kurczy, albo jest bliska zeru, jak to jest niestety w przypadku Białorusi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X