Czar Bukowiny – dotknięcie nieznanego (cz. I)

Czar Bukowiny – dotknięcie nieznanego (cz. I)

„Chętnie przyjadę tu jeszcze raz” – można było usłyszeć z ust polskich dziennikarzy, którzy w ciągu tygodnia aktywnie poznawali turystyczne walory Bukowiny Południowej w miejscowościach zamieszkałych również przez Polaków. Poznawcza eskapada została zorganizowana przez polsko-rumuńskie Stowarzyszenie „Obczyny” przy wsparciu finansowym MSZ RP.

 

Wystarczy podjąć decyzję i wygospodarować choć kilka dni, ażeby poznać mało znaną przeciętnemu człowiekowi, bajeczną krainę, która zachowała się w sercu zielonych, karpackich gór i dolin, prawie w centrum Europy. Tylko tam można ujrzeć przepiękne malowane, także z zewnątrz, prawosławne monastyry, a obok nich, pasące się, na pobliskich łąkach, wielkie stada owiec. W pobliżu klasztorów kwitnie handel. Sprzedawano na straganach ludowe wyroby z wełny i skóry, a także huculskie pisanki. Zdrowa kuchnia, naturalne i ekologiczne produkty. A jeszcze bogactwo tradycji i obyczajów mieszkańców malowniczych miasteczek i wiosek, gdzie każdy rozmawia w języku ojczystym i nie ukrywa swego pochodzenia czy wyznania. Nie zauważyłem tylko Cyganów, ale jak się okazało z powodów historycznych nie osiadają na tym terenie.

Wojciech Krysiński, szef wyprawy, który jest wieloletnim popularyzatorem Bukowiny, autorem przewodnika i artykułów w Kurierze Galicyjskim o tym regionie, a także jeszcze kilku zapaleńców z Polski, którzy czują się na Bukowinie jak w domu, starali się przedstawić i pokazać polskim dziennikarzom, uczestnikom  wyprawy, na czym polega fenomen Bukowińczyka.

Kiedyś żyliśmy w jednym państwie, najpierw w Rzeczypospolitej, potem, w okresie zaborów, w imperium Habsburgów.  Większość Polaków przybyła na Bukowinę Południową spod Krakowa oraz innych terenów Galicji. Przesiedlono tam też Niemców ze Śląska i Rusinów z Podkarpacia. Parafie rzymskokatolickie należały do archidiecezji lwowskiej a najważniejsze kościoły wzniesiono za czasów św. Józefa Bilczewskiego, arcybiskupa lwowskiego.

Po zakwaterowaniu w rumuńskiej wsi Mănăstirea Humorului razem z Łukaszem Juraszekiem, prezesem Stowarzyszenia „Obczyny” i wójtem Constantinem Moldovanem jedziemy do wioski Pojana Mikuli. Przy Domu Polskim licznie zgromadzili się, ubrani w stroje ludowe potomkowie Górali Czadeckich. Przyszli też Romuni w swoich strojach. Występy zespołów przekształciły się szybko we wspólną zabawę. W nowym kościele p.w. bł. Jana Pawła II Mszę św. w intencji gospodarzy i gości odprawił ks. misjonarz Marek Chociej, który wcześniej służył w Storożyńcu, a teraz przyjechał z Polski razem z dziennikarzami jako miłośnik Bukowiny i Górali Czadeckich.

Przed II wojną światową Polacy z Pojany Mikuli modlili się w jednej świątyni razem z swymi sąsiadami – Niemcami. Pół wsi było niemieckie, w drugiej połowie mieszkali Polacy.  Nigdy nie było konfliktów, także z mieszkającymi tam Ukraińcami. Dzieci z ukraińskich rodzin z pobliskiej wsi Majdan uczą się teraz w nowej polskiej szkole w Nowym Sołońcu – opowiada nam dyrektor szkoły Carmen Marculac. „Polacy to są dobrzy ludzie” – powitał nas Hucul Wasyl, który na przełęczu Czumurna sprzedawał pisanki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X