Ze Lwowa do Egiptu i Sudanu (cz. II)

Ze Lwowa do Egiptu i Sudanu (cz. II)

Widok na Asasif i Deir el-Bahari z lotu ptaka. Granica pól uprawnych i pustyni (fot. A. Lubczyński)Jaki jest zatem drugi?
Drugim etapem jest dopasowywanie bloków, które są wyeksponowane w lapidariach. Pochodzą z tych partii, które się zawaliły podczas trzęsienia ziemi (o którym już wspominałam) w czasach starożytnych. Zostały pozyskane z gruzów przez archeologów pracujących tam od końca XIX wieku.

Ja się zajmuję rekonstrukcją górnych partii ścian kaplicy Hatszepsut i tej sąsiadującej z nią kaplicy, która była poświęcona jej ojcu. Kaplicy troszkę mniejszej, ale dekorowanej w podobny sposób – właśnie z tymi ofiarnikami, niosącymi dary i ślepymi wrotami w zachodniej ścianie (m.in. ich oryginał znajduje się w Luwrze, a u nas, w kaplicy Totmesa I, ojca Hatszepsut, jest tylko kopia). W kaplicy Hatszepsut wrota są oryginalne, choć w czasach już nam bliższych, około V wieku n.e., do ruin świątyni przyszli mnisi koptyjscy i założyli sobie tam klasztor. W kaplicy Hatszepsut, która była częściowo zadaszona i była największym pomieszczeniem w całej świątyni, założyli kościół. Ślepe wrota, które są naprzeciwko wejścia, przerobili na ołtarz – skuli wszystkie dekoracje i teksty faraońskie tak, że uzyskali w miarę płaską powierzchnię, a na niej namalowali – jest słabo zachowana, ale prawdopodobnie – postać Chrystusa. Zachował się od niej tylko nimb i kawałek głowy…

Cała historia tej kaplicy jest ciekawa i czytelna – na samych ścianach można odczytać, co tam się działo. Kiedy mnisi koptyjscy zmienili ją na kościół, to oczywiście nie mogli zostawić tych wszystkich naściennych reliefów, które były zupełnie nie kompatybilne z wystrojem, jaki powinien mieć kościół. Zatynkowali ściany, więc reliefy faraońskie zupełnie nie były widoczne. Na tynku namalowali swoją dekorację – ornament. Później na ścianach pielgrzymi zostawiali swoje inskrypcje, które bardzo często są podobne, były pisane na zasadzie: ja, imię moje takie a takie, módl się za mną, Boże. Ten tynk jest zachowany jeszcze w publikacjach z początku XX wieku, są tam zdjęcia ścian, dużo zachowanego tynku, który musiał odpaść w którymś momencie, bo teraz jest jego bardzo malutko. W zasadzie zachował się też tylko w tej partii, która jest pod niezniszczonym dachem. We wszystkich innych partiach się zniszczył.

Podczas kopania grobów (wtedy, gdy wychodziły nam te kartonaże i drewniane figurki) znaleźliśmy też dekorowane bloki, które poodpadały ze ścian. Wpasowywały się w ścianę, uzupełniały dekorację, były dokumentowane.

Przeważnie były to małe, kilkucentymetrowe fragmenty. Jednak pewien blok był naprawdę świetny, złożył nam się prawie cały z kilku kawałków… Zachowała się na nim, oprócz reliefu, warstwa malarska i inskrypcja po koptyjsku, która brzmiała: ja, taki i taki, módl się za mną, Boże. On też zostanie wstawiony w ścianę. Zabawne jest to, że w miejscu, gdzie ten blok powinien się wpasować, został wstawiony przez pierwszych archeologów, pracujących w świątyni przed Polakami, zupełnie inny. Zostanie on stamtąd usunięty, skoro odnaleziono właściwy. Bloki znalezione podczas wykopalisk wyglądają jak nowe, z zachowaną polichromią – przez to, że tyle czasu były zasypane, były bez dostępu powietrza, nie były narażone na światło słoneczne.

Czyli wcześniej w tej świątyni pracowały inne misje?
Na przełomie wieków XIX i XX w świątyni pracowali archeolodzy pod kierunkiem E. Naville’a z Egypt Exploration Found (założony w Anglii). Między innymi rysownikiem w tamtej misji był Howard Carter młodziutki, dziewiętnastoletni. Ten sam, który później odkrył grobowiec Tutanhamona, a zaczynał pracę właśnie w świątyni Hatszepsut. On jest autorem dokumentacji rysunkowej reliefów, które ja przerysowuję po przeszło stu latach. To jest naprawdę niesamowite, jak tak sobie o tym człowiek pomyśli! Po Anglikach byli Amerykanie – Misja z Metropolitan Museum Of Art kierowana przez H. Winlocka.

Ach, właśnie! Ciekawe jest jeszcze to, że w Deir mieszkamy w ponad stuletnim domu, bodajże z 1912 roku, który został zbudowany dla tej Misji z Metropilitan Museum of Art. Dom jest naprawdę cudowny. Z tamtej epoki zostało całkiem sporo sprzętów: meble, lampy, mydelniczki, klamki u drzwi, kominek… Już samo mieszkanie w takim domu jest czymś niesamowitym, duch archeologów z początku wieku unosi się w powietrzu, jest prawie namacalny, kiedy się siedzi przy kominku w tych samych, co oni, fotelach, lub pracuje się w tych samych pracowniach za domem. Nota bene, zdjęcia z grobowca Tutanchamona, które w 1922 roku, po jego odkryciu, obiegły świat i wywołały taką sensację, były wywoływane w „naszej” pracowni fotograficznej, przez ówczesnego fotografa misji Metropolitan Museum, bo H. Carter nie miał swojego fotografa i pożyczał go od Amerykanów (śmieje się). W trakcie mojego pierwszego sezonu w Deir zostałam zakwaterowana właśnie w pokoju fotografa, przylegającym do pracowni fotograficznej.

Wiemy już zatem, co robiłaś w Egipcie. Wiem jednak również, że nie była to Twoja jedyna archeologiczna przygoda. Wyruszyłaś później do równie – a może nawet bardziej? – interesującego państwa.

(cdn.)

 

Przeczytaj także: Ze Lwowa do Egiptu i Sudanu (cz. I)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X