Ulubione zwierzę żołnierza

Ulubione zwierzę żołnierza

Analizując pamiętniki żołnierzy z różnych epok, opowieści osób pamiętających czasy służby w wojsku, można dojść do wniosku, iż jedynym stałym odczuciem im towarzyszącym był głód. Braki w zaopatrzeniu połączone z dużym wysiłkiem fizycznym sprawiały iż chęć najedzenia się znakomicie rozwijała wśród żołnierzy przedsiębiorczość i zaradność.

Świnie w Legionach
Ulubione zwierzę żołnierza swoją karierę w I brygadzie Legionów Polskich rozpoczęło wczesną jesienią 1915 r. Po wkroczeniu na Wołyń oddziały legionowe znalazły się w bardzo trudnej sytuacji zaopatrzeniowej.

 

Brak dróg oraz zniszczenie przez wycofujących się Rosjan jedynej linii kolejowej sprawiły, iż przez kilka tygodni żołnierze żywili się jedynie dzięki smykałce swoich szefów kompanii oraz własnej przedsiębiorczości. Szczególnym powodzeniem wśród legionistów cieszyły się na wpół zdziczałe i wychudzone świnie, zwane przez miejscowych „kabańczykami”. Jak wspomina Wacław Lipiński, żołnierze bardzo szybko nabrali wprawy w łapaniu tych zwierząt, wysyłając zaraz po wkroczeniu do wsi specjalne patrole, których zadaniem było tropienie i łapanie bezdomnych świń. Nie zawsze jednak wszystko szło zgodnie z planem i czasami sytuacja wymykała się spod kontroli. Zdarzało się bowiem, że przerażone świnie stawiały opór i atakowały swoich oprawców, polujących na nie przy pomocy bagnetów. Sytuacja zmieniła się dopiero po przywróceniu regularnych dostaw, jednakże zamiłowanie do świeżego mięska pozostało.

Niestety wojenna rzeczywistość sprawiała iż najczęściej spożywano podłej jakości konserwy. Wyjątkiem były święta. W niektórych oddziałach bardziej przedsiębiorczy żołnierze wzięli się do samodzielnego wyrobu wędlin – było tak w I pułku ułanów. Rzeczywiście opinia o wszechstronnych zdolnościach podwładnych Beliny nie była bezpodstawna, gdyż skombinowanie mięsa w warunkach wojny nie należało do rzeczy prostych. Jednak tym razem owa wyjątkowa „przedsiębiorczość” żołnierzy obróciła się przeciw własnemu pułkowi:

„Właśnie zbliżały się święta Wielkanocne, więc intendentura pułkowa zdobyła wieprzka i przygotowała smakowite wędliny na świąteczny stół oficerski. Aż tu katastrofa – większość kiełbas tajemniczo zniknęła. W trakcie wszczętego – bez rezultatów – śledztwa, że może to być sprawka Jamroza, znanego z „lepkich rąk”. Ale wściekły Belina odsunął podejrzenia przypomnieniem, że Jamroz siedzi w areszcie.

Tego dnia obowiązki inspekcyjnego pełnił Kazio Jurgilewicz, więc skontrolował i areszt. Jamroz zameldował się przepisowo, ale Kazia uderzyło, że ma twarz powaloną sadzami, a w areszcie znajdował się piec chlebowy. Zarządził więc rewizję i faktycznie pod kocem znalazły się resztki kiełbas! Jamroz nie wytrzymał lubego zapachu wędzenia, stąd nocą potrafił wyleźć kominem i dokonać spustoszenia w spiżarni. Belina zapowiedział mu wyrzucenie z pułku, scholerował od ostatnich i dołożył tydzień aresztu, ale kiełbas to nie wróciło”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X