Zapomniana technika starożytności

Zapomniana technika starożytności

Archimedes pali okręty Rzymian (Fot. dziennikpolski24.pl)Eksperymenty „Pogromców mitów”
Do eksperymentu podpalenia statków na wodzie dołączył swoje trzy grosze amerykański program telewizyjny „Pogromcy mitów”. Na samym wstępie organizatorzy programu ocenili, że trafienie „zajączkami” w jeden punkt z luster, trzymanych przez wiele osób, jest za trudne (?) (dla greckich marynarzy nie było to za trudne), a więc należy lustra umocować na wolnostojącym panelu. Próba podpalenia łodzi zakończyła się fiaskiem, więc według organizatorów, mit Archimedesa jakoby podpalającego flotę rzymską, został obalony. Na taki werdykt podniosły się głosy sprzeciwu wśród oglądających program telewidzów. Spektakl uznano za tani humbug, zarzucając twórcom programu arogancję, niezdarność i niestaranność przy wykonywaniu eksperymentu. Próbę więc ponowiono, ale w wykonaniu telewidzów, podczas której telewidzowie bez trudności zapalili ogień za pomocą swoich własnych lusterek, choć może dystans, na jakim działano, był mocno skrócony w stosunku do poprzedniego.

Program „Pogromcy mitów” nie dał jednak za wygraną i 22 października 2005 roku rozpoczęto nowy test, w którym brali też udział studenci Massachusetts Institute of Technology pod kierownictwem profesora Davida Wallece. Użyto 300 luster z polerowanego brązu.

30% tych luster nie nadawało się do eksperymentu, bo ze względu na wady, jakie posiadały, ich wydajność była mocno ograniczona. Ale to nie przeszkadzało organizatorom. Może właśnie o to właśnie im chodziło? Precyzja ustawienia luster też budziła politowanie. Ustawiano je poprzez podpieranie patykiem luster, stojących na jakichś dachówkach. Oczywiście nic się nie zapaliło.

Pod koniec października próbę ponowiono więc jeszcze raz. Organizatorzy „Pogromcy mitów” znów zaprosili studentów Instytutu, przygotowano 300 brązowych luster i łódkę, stojącą 45 metrów od brzegu. Łódź zadymiła, ale nie zapaliła się. Zapewne dlatego, że była to łódź wybrana bardzo starannie. Została bowiem niedawno wydobyta z dna morza, a więc była nasączona wodą i nie zajęłaby się płomieniem chyba nawet wtedy, gdyby została oblana napalmem.

Ważne jest, że „Pogromcy mitów” mogli ogłosić rozgromienie mitu Archimedesa po raz drugi. Program „Pogromcy mitów” nie jest programem naukowym i ma tylko charakter widowiska telewizyjnego, ale czasem pokazuje, jak traktuje się pewne eksperymenty robione nie po to, by się przekonać o słuszności, lub niesłuszności ich założeń, ale po to, by pokazywały, co jest słuszne, a co jest niesłuszne.

Latamy w kosmos, ale nie potrafimy zrobić lampy, działającej przez półtora tysiąclecia. A przecież ci, jakoby mało edukowani technicznie majstrowie starożytni, lampy takie budowali. Zdawałoby się, bez trudności. Wtedy nie było to niczym nadzwyczajnym, choć zapewne drogim.

 „…nad okrętami zawisły nagle z murów długie drągi, które jedne okręty zanurzały w głębię, uderzając w nie i naciskając swym ciężarem, inne chwytały żelaznymi kleszczami czy też dziobami, podobnymi do dziobów żurawi i podnosiły je za przody w górę, do położenia pionowego, a następnie tyłem zanurzały w wodę. Jeszcze inne, za pomocą naciągniętych lin obracano z rozpędem w koło i tak ciskano na sterczące pod murami strome skały, czyniąc zarazem wielkie zniszczenie wśród znajdujących się na nich i tak samo miażdżonych ludzi. Nieraz także okręt podniesiony w górę z morza obracał się to w tę, to w drugą stronę i wisząc w powietrzu wywoływał swym widokiem dreszcz przerażenia, aż w końcu ludzie z niego pospadali i powyskakiwali”.

 Do eksperymentu podpalenia statków na wodzie dołączył swoje trzy grosze amerykański program telewizyjny „Pogromcy mitów”. Organizatorzy programu ocenili, że trafienie „zajączkami” w jeden punkt z luster, trzymanych przez wiele osób, jest za trudne (?) (dla greckich marynarzy nie było to za trudne), a więc należy lustra umocować na wolnostojącym panelu. Próba podpalenia łodzi zakończyła się fiaskiem, więc według organizatorów, mit Archimedesa jakoby podpalającego flotę rzymską, został obalony.

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 4 (104) 28 lutego – 15 marca 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X