Wolontariusze z Polski porządkują dawny cmentarz w Kołomyi fot. Konstanty Czawaga / Kurier Galicyjski

Wolontariusze z Polski porządkują dawny cmentarz w Kołomyi

Grupa dwudziestu wolontariuszy z Polski przez dwa tygodnie porządkowała zabytkowe nagrobki na historycznym cmentarzu w Kołomyi w obwodzie iwanofrankiwskim. Od dwunastu lat prace remontowo-porządkowe na tej zabytkowej polskiej nekropolii organizuje Towarzystwo Miłośników Kultury Kresowej we Wrocławiu.

– Od 2010 roku corocznie, czyli już dwunasty rok przyjeżdżamy do Kołomyi żeby ratować początkowo a teraz już troszeczkę poprawiać, porządkować, remontować cmentarz rzymskokatolicki, który ma ponad 200 lat – powiedział dziennikarzowi Kuriera Galicyjskiego Zbigniew Saganowski, wiceprezes Towarzystwa Miłośników Kultury Kresowej we Wrocławiu. – Różne powody były. Korzenie mojej żony są z tego rejonu Pokucia, i jakoś tak z rozeznania tych potrzeb tutaj, że ten cmentarz ginie i pamięć o naszych przodkach, nie moich akurat, ale naszych polskich przodkach może zaginąć. W związku z tym w tych pomnikach, w tych nazwiskach, inskrypcjach w tym miejscu jest ta pamięć ukryta, tylko że się zapada, gęstwiny zarośli niesamowite. W 2010 roku, kiedy tu przyjechaliśmy, to była dżungla. Były wielkie chwasty, 2–3 metry. Dwa, trzy rzędy grobów było widać z głównej alei, nic poza tym. Grasowała tu różna taka „elitka” najgorsza tego miasta – narkomani, pijacy. Młodzież, dzieci to już nie było najgorsze, ale po prostu buszowali, skakali po grobach, spożywali jakieś napoje.

I tak krok po kroku od 2010 roku, przez te dwa tygodnie próbujemy opanować teren. Bardzo dużo jest tu zniszczeń ręką ludzką, a i powalonych pomników, niezależnie od czasu. Bardzo dużo było powalonych pomników, z mozołem je podnosimy. Pierwsze dwa – trzy lata nie mieliśmy sprzętu żadnego. Ręcznie, jakieś łomy, pasy i to siłą rąk. Potem zaczęliśmy gromadzić sprzęt odpowiedni – trójnóg jako stojak do podwieszenia wciągarki łańcuchowej, no to już troszkę lepiej szło, ale trzeba było z wielką ostrożnością to robić. W tym roku chcieliśmy iść dalej w kierunku obszaru z czasów I wojny światowej, jest tu żołnierska kwatera i pomnik Ofiar Kosaczowa, ale kiedy teraz przyjechaliśmy tutaj, zobaczyliśmy skutki potężnej burzy, która tu przeszła w czerwcu. Powaliła masę drzew. Tu są drzewa bardzo stare i dlatego niebezpieczne. Chore, pochylone, łamane przy każdej wichurze, gdy takie drzewo upadnie, łamie wszystko co jest na drodze. Zastanawiamy się co z tym zrobić. W tym roku mieliśmy z tego powodu ogromną liczbę strat.

Zbigniew Saganowski zna na tym cmentarzu już prawie każdy pomnik. Pokazuje wykonane prace i opowiada dalej:

– Stoimy akurat przy trzech grobowcach. Jeden z nich w tamtym roku doprowadziliśmy do obecnego stanu. Stała tu kolumna z aniołem i kolumna obok. Leżały tutaj w zaroślach. Wydobyliśmy je, wymyliśmy, ustawiliśmy. Łatwo udało się nam odczytać napisy. Grzebiemy też w metrykach i udaje się uzupełnić daty czy imię. Wtedy jest łatwej odgadnąć napis na pomniku. I tu było podobnie. Natomiast gdy przyjechaliśmy w tym roku, zobaczyliśmy, że tam, gdzie stoi kolumna, powstała potężna wyrwa od dołu komory grobowej. Jedna trzecia ściany, cały narożnik i kolumna była powalona. Od 31 lipca, odkąd tu jesteśmy, grzebiemy w tym terenie, bo żal byłoby zostawić to, co kiedyś robiliśmy. Każdy otwarty, rozwalony grobowiec jest pożywką dla miejscowej hołoty, która tutaj potwornie śmieci, niszczy, profanuje. Jeden z grobowców został wypełniony butelkami plastikowymi po piwie, po różnych napojach. Szok i przerażenie, że tak można, ale cóż zrobimy. Chcemy jednak podnosić, dźwigać i odnawiać, jakoś ratować te pomniki. Z mozołem staramy się je podnosić. Przed chwilą umieściliśmy krzyż. Nasi wolontariusze to ludzie młodzi i dorośli. Jeździli z nami harcerze, studenci. Spodobała im się ta akcja, natomiast w tym roku tak się stało, że pandemia, szczepionki i kwarantanna, więc nie mogą wszyscy sobie pozwolić na taki wyjazd. W naszej grupie wszyscy przed wyjazdem się zaszczepili.

Czy będą nadal przyjeżdżać na cmentarz w Kołomyi?

– Chcielibyśmy – wyznał pan Saganowski. – Ja mam już 67 lat, więc troszkę już jestem zmęczony, siły nie te. Zapał mam. Tylko jest też trochę sprawa interakcji ze strony miejscowych. Kołomyja jest specyficzna. Znam kilka miejsc, bo działaliśmy też w Starym Siole, Zimnej Wodzie koło Lwowa, byłem swego czasu w Berdyczowie w 2008 roku i w Żytomierzu. Znam tamtejsze realia. Nigdzie nie jest tak źle jak w Kołomyi, w zakresie zniszczeń i współpracy. Dzisiaj przyszło parę osób z Towarzystwa Polskiego im. Adama Mickiewicza. Natomiast jak na tak wielkie miasto nie ma tu jakiegoś odzewu mieszkańców. Owszem, uważa się, że jest to polski cmentarz. Zawsze protestuję, gdy oficjalnie rozmawiam, mówię, że to jest kołomyjski cmentarz. Nie polski, a rzymskokatolicki. To jest dobro kultury tego miasta, ogromna część historii. Tu leży grupa zacnych ludzi: burmistrzowie, aptekarze, adwokaci, księża, prezesi różnych zarządów, towarzystw, również powstańcy, żołnierze – mnóstwo ludzi wartościowych i zasłużonych dla tego miejsca. Gdyby to miało być zlikwidowane, to byłaby ogromna strata dla historii, dla tego miejsca. Trzeba to ratować. Dlatego bolejemy na tym, że w takim mieście nie znajdzie się brygada 20 chętnych, ja już nie mówię na cały rok, bo to nie jest możliwe. Żeby mogli tak jak my zbierać patyki, które opadają. A sterty tu ich leżą, bo od roku miasto nie wywozi, nie wiem czemu. Wcześniej to jeszcze jakoś było możliwe wywiezienie butelek, szkła.

– Nie ma stałej opieki nad tym miejscem – martwi się Saganowski. – Być może miasto znajdzie środki w budżecie, by walczyć z tymi w złym sensie „biesiadnikami” i bywalcami. Takie działania powinny być ze strony miasta, a tego na razie nie ma. Był tutaj mer Bogdan Stanisławski. Przyglądał się, pochylał się nad problemami, coś obiecał i zapowiadał, zastanawiał się jak tu coś zrobić. Ufam, że coś dobrego z tego wyjdzie. My tu przyjeżdżamy dzięki Instytutowi Dziedzictwa Narodowego za granicą POLONIKA, które nas od trzech lat bardzo obficie wspiera finansowo. Dzięki temu możemy przywieźć tu grupę ludzi, bo są to koszty duże, więc jesteśmy tu dzięki POLONICE i oczywiście też na koszt własny, dzięki też pomocy dobroczyńców, instytucji, przedsiębiorców, ludzi prywatnych, pojedynczych, którzy nas wspomagają. Tu jest dużo sprzętu przywiezionego przez nas.

Wolontariusze z Polski są w różnym wieku.

– Nazywam się Tomasz Pieślak – przedstawił się młody chłopak. – Przyjechałem z Krakowa z rodzicami. Zajmuję się malowaniem grobowców, odkopywaniem różnych rzeczy, sprzątaniem, zbieraniem gałęzi, różnymi rzeczami. Na tym cmentarzu naprawdę dużo jest do zrobienia.

Prace nadzoruje konserwator dzieł sztuki Jolanta Marosik.

– Jest tutaj dużo zachowanych zabytków – nagrobków rzeźbiarskich, architektonicznych – powiedziała. – Dużo też prostych krzyży z najróżniejszych materiałów, z wapienia, piaskowca, granitu. Jest to bardzo bogaty zbiór. Przede wszystkim powinno się je chronić przed czynnikami, które niszczą. A tutaj najważniejszym czynnikiem, który niszczy nagrobki jest przyroda. Wysokie drzewa, które przy każdej wichurze upadają i niszczą nagrobki. A drugi czynnik to czynnik ludzki. Po prostu otoczenie, w jakim znajduje się ten cmentarz. I dochodzi tutaj do aktów wandalizmu wobec nagrobków, rozbijanie krzyży. Nawet to, co robiliśmy kilka lat temu, zostało poprzewracane. Staramy się teraz zabezpieczać przed tym, mocniej sklejać nagrobki, żeby jednak utrudnić niszczenie. Jest tu figurka aniołka. Udało się nam ją umocować na nagrobku dziecka. To dosyć ładna rzeźba, niestety pozbawiona głowy. Jest tutaj też ładna figura św. Dominika, którą dopiero będziemy montować na nagrobku. To rzecz warta uratowania. Te rzeźby są z wapienia, a więc z materiału najczęściej tutaj spotykanego, to materiał bardzo nietrwały. Czynniki przyrodnicze, środowiska, w którym znajdują się nagrobki, powodują, że wiele nagrobków jest w bardzo złym stanie. Nie mają tutaj grupy fachowców i trzeba, aby przynajmniej jedna osoba mogła coś podpowiedzieć, doradzić, więc od kilku lat doradzam tej grupie. Osobiście jestem drugi raz w Kołomyi. Już nawet sama wykonuję pewne prace. Staram się podpowiadać jakie stosować materiały, czego nie stosować, co zrobić żeby to miało większą trwałość.

Na cmentarzu porządkowali też miejscowi Polacy. Dwaj mężczyźni już kolejny dzień koszą trawę.

– W Kołomyi niestety zostało mało Polaków – powiedział Włodzimierz Hułaj, prezes Polskiego Towarzystwa im. Adama Mickiewicza w tym mieście. – Starsze osoby odchodzą, młodsi dostają Kartę Polaka, wyjeżdżają do Polski do pracy, na studia i nie wracają do Kołomyi. A właśnie mając taki ogromny teren – 5 hektarów, trudno pozostałym Polakom utrzymać cmentarz w godnym stanie. Wielką pomocą dla nas jest przyjazd wolontariuszy z Polski. Już w ciągu ośmiu lat współpracujemy z Towarzystwem Miłośników Kultury Kresowej z Wrocławia na czele ze Zbigniewem Saganowskim, który w czasie swego urlopu zbiera takie same osoby jak on, którym zależy na Kresach, na pamięci, zwłaszcza na odnowieniu pomników, odnowieniu napisów na pomnikach dla tych, którzy mieszkają w Polsce i szukają tu swoich przodków. W tym roku pan Zbigniew przywiózł niewielką grupę, bo wiemy, że koronawirus, różne sytuacje w ciągu tych ostatnich dwóch lat. To jest wielka pomoc z jego strony, zwłaszcza odnowienie tych pomników, które są zburzone. Stare drzewa padają, rozbijają pomniki i niestety są jeszcze skutki barbarzyństwa. Nie żałują swego czasu, swojego urlopu, ale ratują groby tych, którzy tu są pochowani, pomagają naszemu Towarzystwu w odnowieniu cmentarza.

W ratuszu kołomyjskim spotkaliśmy się z Bogdanem Stanisławskim, który od niedawna jest merem tego miasta. Powiedział, że docenia pracę wolontariuszy z Polski i że ma dobre układy z miejscową wspólnotą polską i parafią rzymskokatolicką.

– Myśląc o przeszłości, myślimy o naszej przyszłości. To jest nasza pamięć. Powinniśmy myśleć o zmarłych, aby w przyszłości pamiętano o nas. Dlatego jest dla nas bardzo ważne, aby ten cmentarz znajdował się w dobrym stanie.

Konstanty Czawaga

Tekst ukazał się w nr 15-16 (379-380), 31 sierpnia – 16 września 2021

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X