Tadeusz Lubelski: Kino to wciąż wielka siła

Tadeusz Lubelski: Kino to wciąż wielka siła

Istnieje stały paradoks polskiego kina o najnowszej historii. Wykorzystuje nie tylko warunki pełnej wolności, ale w większości też nowe możliwości produkcyjne zapewnione przez obowiązującą obecnie ustawę o kinematografii, zapewniającą znaczne środki na produkcję filmów. Polski Instytut Sztuki Filmowej przeznacza z nich fundusze na realizację poszczególnych filmów. A to już jest delikatnym wdrożeniem polityki pamięci. „Katyń” Andrzeja Wajdy, „Popiełuszko. Wolność jest w nas” Rafała Wieczyńskiego, „Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego czy „80 milinów” Waldemara Krzystka to typowe filmy tworzące kino pamięci narodowej, zbieżne z celami polskiej polityki historycznej.

Lech Nijakowski w „Polskiej polityce pamięci” pokusił się o sformowanie sześciu zasad, które powinna realizować wartościowa i skuteczna polityka pamięci. Z tych zasad spróbowałem wywieść pytania, które warto zadawać powstającym w warunkach wolności filmom zapewniającym ciągłość pamięci narodowej.: Czy proponowane zmiany pamięci historycznej są zgodne z ustaleniami uczonych dążących do prawdy bezinteresownie, poza wymaganiami bieżącej polityki; Czy uwzględniają regionalne i grupowe zróżnicowanie pamięci społecznej obywateli RP. Film odwołujący się do pamięci historycznej ziemiaństwa, jeśli ma być wartościowy, musi brać też pod uwagę pamięć historyczną warstwy chłopskiej. W państwie demokratycznym nikt nie może być wykluczony. Wszyscy powinni się czuć równoprawnymi obywatelami; Czy rezygnują z narodowej megalomanii, otwierając się na dialog z innymi i opierając się na historiografii krytycznej. W polskim kinie najsilniejsi są Polacy, we francuskim Francuzi, w ukraińskim Ukraińcy. No co za rozmowa? Trzeba liczyć się też ze zdaniem innego, wtedy może się zacząć dialog; Czy odchodzą od czarno-białych klisz, typowych dla hagiografii; Czy decydują się na rewizję pewnych kodów polskiej kultury, odczuwalnych obecnie jako anachroniczne. Kult waleczności powinien być zastępowany też przez dowartościowanie słabości. Jednym z najpiękniejszych utworów artystycznych o Powstaniu Warszawskim jest książka Mirona Białoszewskiego „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”. To opowieść stworzona przez człowieka, który był obserwatorem, ofiarą, widzem; Czy nie uciekają od reguł racjonalnej debaty, czyli nie tylko działają na emocje.

Zwracam uwagę na zaskakującą prawidłowość. To jest model idealny, tak powinna być realizowana polityka pamięci w państwie demokratycznym. Okazuję się jednak, że w żadnym z okresów wzmożonej polityki pamięci, ogółu tych reguł kino nie spełniało. Bliżej było do ideału filmom z okresu Szkoły Polskiej. W PRL-u filmy nie mogły spełniać warunku pierwszego, nie mogły wprost mówić prawdy historycznej. Przegrywały w tym punkcie w dzisiejszymi. Ale żeby być autentyczne i spełniać swą rolę, musiały stosować warunki pozostałe. Z kolei autorzy filmów dzisiejszych tak skupiają się na usuwaniu białych plam w historii, spełniając pierwszy warunek, że mniejszą uwagę przywiązują do spełniania pięciu pozostałych.

Trzeba przyznać, że niektóre z tych reguł trudne są czasem do pogodzenia. W takich filmach biograficznych jak „Generał Nil” czy „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, jeśli uwzględniamy prawdę historyczną, to tak mocno racja jest po stronie bohaterów, że trudnym jest uniknięcie tonu hagiografii. A jednak czarno-biały rozkład akcentów zawsze budzi podejrzenia. Nigdy przecież racja nie jest po jednej stronie, a jeśli nawet jest, to rzeczą artysty jest pokazanie możliwie innego punktu widzenia. W filmach Szkoły Polskiej wynikało to z sytuacji. Obecnie nie jest to konieczne. Duże znaczenie ma też obsada aktorska. Trudno nie wzruszyć się grą Olgierda Łukasiewicza w roli szlachetnego Nila czy Adama Woronowicza w roli umęczonego księdza.

 

Dzięki sile oddziaływania na odbiorcę, kino odgrywa nieocenioną rolę w życiu społeczeństwa. Jest potężną siłą, którą należy stosować bardzo ostrożnie. Film pomaga nam w kształtowaniu tożsamości narodowej i pogłębianiu wiedzy o własnej przeszłości. O wiele łatwiej jest przecież wybrać się do kina ze znajomymi, niż siedzieć w zakurzonej bibliotece i studiować dzieła historyczne. Wielu ludzi czerpie więc wiedzę o historii swego narodu z filmu, a na podstawie tej wiedzy tworzy swe poglądy. Zastanówmy się jaką destrukcyjną siłą może się stać kino w nieudolnych, nie odpowiedzialnych lub złych rękach.


Opracowała Julia Łokietko


Czytaj też:

Debata: Komu są potrzebne filmy o historii?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X