Śmierć na polu walki

Śmierć na polu walki

Śmierć i konieczność zabijania podczas walki stanowią nieodłączny element wszystkich wojen. Przeżycia towarzyszące żołnierzom w tych krytycznych momentach pozostają dla historyków wojskowości jednym z najtrudniej uchwytnych źródłowo zagadnień dotyczących przebiegu walki. Opisu odczuć zwykłych żołnierzy nie znajdzie się w oficjalnych raportach i sztabowych dokumentach. Jedynym źródłem umożliwiającym zgłębienie tego, jakże ważnego zagadnienia, są żołnierskie dzienniki i wspomnienia.

Legiony Polskie, ze względu na swój wyjątkowy charakter, pozostawiły po sobie niespotykaną wcześniej spuściznę literacką. W trakcie działań wojennych pamiętniki spisywali nie tylko walczący w szeregach Legionów inteligenci, ale także prości żołnierze, którzy wnikliwie opisywali trudy codziennej służby. Wiele z owych pamiętników pisanych „do szuflady” już po odzyskaniu niepodległości trafiło do druku, bądź to w postaci książek, bądź jako artykuły prasowe.

Stosunek do zabijania i śmierci
Trwająca od września 1915 r. do początków października 1916 r. kampania wołyńska była najdłuższą i najkrwawszą w dziejach całych Legionów. Jesienią 1915 r. wszystkie trzy brygady po raz pierwszy znalazły się na jednym odcinku frontu. Krwawe bitwy o Kukle, Kostiuchnówkę, Koszyszcze i Polską Górę mocno przerzedziły szeregi legionistów. Kilkumiesięczne walki pozycyjne dały żołnierzom nie tylko chwilę wytchnienia, ale także czas na pisanie pamiętników. Ofensywa Brusiłowa wraz z niezwykle krwawą bitwą pod Kostiuchnówką (4–6 lipca 1916 r.) pozostawiła w psychice żołnierzy niezatarty ślad. Ci którym udało się przeżyć starali się przelać swoje spojrzenia na papier.

Wspomnienia i zapiski legionistów przedstawiają dość jednolity i spójny obraz uczuć towarzyszących im w obliczu codziennego obcowania ze śmiercią i koniecznością zabijania. Pomimo ciągłego narażania życia, większość z żołnierzy nie uważała się za bohaterów. Według panującej wśród nich opinii, na takie miano zasługiwali jedynie ich polegli koledzy.

Z powodu dużych odległości obu walczących stron, do bezpośrednich walk z przeciwnikiem dochodziło niezwykle rzadko. W większości starć legioniści po prostu beznamiętnie ostrzeliwali wskazany odcinek frontu, zakładając, że „kto z nieprzyjaciół upiera się siedzieć akurat w ostrzeliwanej przestrzeni, ten może być ranny lub zabity”. Na legionowym odcinku frontu ogólnie stosowano zasadę: „nie łaźcie bracia Słowianie do naszego lasu, to nie będziecie mieli przykrości”. Sytuacja taka była w pewnym sensie „komfortowa” dla psychiki żołnierzy, gdyż nie widzieli skutków swojego ostrzału i na dodatek nie strzelali do człowieka, tylko do oddalonej sylwetki przypominającej cel na strzelnicy.

Brak nienawiści pomiędzy zdecydowaną większością spośród żołnierzy walczących stron był doskonale widoczny podczas spotkań, do których dochodziło na ziemi niczyjej. Na całym odcinku frontu, obsadzanym przez oddziały legionowe, takich możliwości dostarczała jedynie Reduta Piłsudskiego. Niewielka odległość pomiędzy najbardziej wysuniętymi placówkami Reduty i rosyjskim „Orlim Gniazdem” sprzyjała prowadzeniu rozmów, które  były dla żołnierzy jedną z niewielu rozrywek. Czasami kończyły się one propozycją spotkania. Na ogół jednak wymiana niezbyt cenzuralnych zdań prowokowała wymianę strzałów (lub na odwrót). Do spotkań z wrogiem dochodziło raczej sporadycznie i to na ogół na podstawie specjalnych umów zawieranych pomiędzy oddziałami pełniącymi akurat służbę na Reducie i w „Orlim Gnieździe”. Większość kontaktów miała na ogół czysto handlowy charakter – żołnierze wymieniali tytoń i rum oraz pieczywo i konserwy.

Oprócz tego zdarzało się, że wrogie strony pożyczały sobie różne narzędzia (Polacy pożyczyli siekierę, a Rosjanie z okazji jakiegoś własnego święta wypożyczyli harmonię, którą następnie zwrócili o umówionej godzinie). Podczas świąt Bożego Narodzenia legioniści II Brygady zanieśli Rosjanom choinkę, a według relacji Mariana Dąbrowskiego żołnierze robili sobie nawet wspólne fotografie. Zawarte w ten sposób lokalne zawieszenia broni nigdy nie trwały zbyt długo, na ogół do czasu przybycia zmiany któregoś z oddziałów pełniących służbę na wysuniętych pozycjach.

Kres temu spokojnemu prowadzeniu wojny, w którym „ostrzeliwanie okopów podczas obiadu uchodziło za brzydki przejaw niekoleżeństwa”, przyniosła ofensywa Brusiłowa, która zmieniła sposób postrzegania wojny przez wszystkich jej uczestników. Zmasowany ogień artyleryjski i ogromna ilość ofiar po obu stronach stanowiły dla żołnierzy niesłychanie traumatyczne przeżycie, które pozostawiło w ich pamięci niezatarty ślad do końca życia. Atak Rosjan na doskonale przygotowane pozycje przeistoczył się w prawdziwą rzeź. Ogromne masy nacierających żołnierzy ginęły w przygotowanych przez saperów wilczych dołach w rezultacie wybuchów min i pocisków artyleryjskich oraz pod ogniem karabinów maszynowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X