Śmierć na polu walki

Śmierć na polu walki

S. płk Józef Panaś na karcie pocztowej (Fot. histmag.org)Wieczorem, kiedy to dowództwo rosyjskie zaprzestało posyłania kolejnych oddziałów do ataku, polscy żołnierze bez rozkazu zaprzestali strzelania do rannych leżących na przedpolu. Według relacji legionisty Stanisława Mirka „ktoś zawołał: uchaditie, nie budiem strielat’”. Wraz z zapadnięciem zmroku opadł również ferwor walki i do żołnierzy zaczął docierać rozmiar tragedii, jaka się wokół nich rozgrywała. Patrole, które wyszły na przedpole rozpoczęły zbieranie rannych i zabitych. Poległych chowano w masowych mogiłach, oznaczając krańce dołów krzyżami. O sile polskiego ognia świadczył fakt, iż jeden z czwartaków, przechodząc przez zasieki, poślizgnął się na oderwanej ludzkiej ręce.

Wielu rannych i zabitych Rosjan utonęło w okolicznych bagnach, przez które próbowali przedrzeć się do polskich pozycji. Z kolei, w nocy na Reducie Piłsudskiego, gdzie przez cały dzień toczyły się najcięższe walki, od rakiet służących do oświetlania przedpola zapaliła się ściółka leśna i nagromadzone pomiędzy zasiekami a placówką rosyjską suche gałęzie. Powstały w ten sposób pożar stał się przyczyną śmierci wielu zaplątanych w druty kolczaste rannych rosyjskich żołnierzy. Swąd palonego ludzkiego mięsa i potworne krzyki nie mających możliwości ucieczki od ognia Rosjan doprowadzały wielu legionistów na skraj nerwowego wyczerpania.

Kolejny dzień bitwy przyniósł wdarcie się atakujących na polskie pozycje. Legioniści, którym udało się przeżyć wspominają, iż wszystkie wydarzenia postrzegali jak zwolniony film i działali bardziej instynktownie, niż z rozmysłem (są to typowe objawy tak zwanego „szału bitewnego”). Jak wspominał walczący w rejonie Polskiego Mostku, gdzie legioniści zostali zmuszeni do przebijania się przez oddziały otaczających ich Rosjan, Wacław Lipiński: „Moskale szli na nas taką samą bezmyślną bandą, jaką myśmy wyczerpani, wymordowani przebijaniem, cofali się”. W takich sytuacjach zabijanie wrogów stawało się czynnością wykonywaną bez zastanowienia, traktowaną jako jeszcze jeden niezbędny warunek do wyrwania się z piekła walki. Żołnierze, według własnej oceny przeistaczali się wówczas w swoiste machiny, pozbawione jakichkolwiek uczuć. Wszechobecność śmierci, strach przed dostaniem się do niewoli i chęć wyrwania się z piekła walki pozbawiała żołnierzy także współczucia. Legionista Józef Teslar wspominał, iż podczas odwrotu z nad Styru bezmyślnie kopnął w marszu konającego austriackiego huzara, leżącego akurat na drodze którą szedł jego oddział.

Szczególnie dużo emocji wyzwalał wśród żołnierzy bezpośredni kontakt z doganiającym ich wrogiem. W takich przypadkach legioniści bronili się praktycznie wszystkim co mięli pod ręką, w tym również sygnałowymi rakietnicami, których pociski były w stanie przebić z bliskiej odległości człowieka. Innym ze sposobów wybawienia się z opresji było wyrzucenie swojego plecaka, który na ogół zadowalał ścigających wrogów. Niestety, podczas nocnej ucieczki wielu żołnierzy wpadło do bagien, z których nie byli wstanie się wydostać o własnych siłach. Niektórych z nich uratowali koledzy i sanitariusze, ale znaczna część wpadła w ręce ścigających ich Rosjan lub utonęła. Oto jak zapamiętał to jeden z wziętych wówczas do niewoli żołnierzy:

„Wbiegłem na tę polanę i zacząłem grzęznąć […] Biegnący za mną kolega także wpadł po kolana, mimo że był bliżej brzegu. Odwrócił się, zgarnął wysoką trawę, położył się na niej karabin, na karabinie oparł najpierw kolano, potem postawił jedną stopę, następnie drugą i już mniej się zapadając z trudem wyszedł na brzeg. Cóż, był cyrkowcem, pewnie trenował chodzenie po linie. Usiłowałem zrobić to samo, ale mój karabin zatonął w bagnie. Rozłożyłem szeroko ręce i położyłem się na brzuchu na bagnie.

W tym momencie wpadli na polanę Rosjanie. Mój kolega podniósł ręce do góry, lecz pierwszy nadbiegający przebił go bagnetem. Cyrkowiec padając, spojrzał na mnie takim przestraszonym i pełnym wyrzutu wzrokiem, że zapamiętałem to spojrzenie na zawsze. […] Wreszcie ktoś przyniósł i podał mi długą żerdź, chwyciłem ją obiema rękami, dwóch Rosjan, stojąc na sosenkach, ciągnęło z całej siły i wreszcie wyciągnęli mnie. […]

Mój kolega leżał martwy z otwartymi oczami. Zapytali o niego. Opowiedziałem co się stało. Nawet nie okazali zdziwienia, a jeden odezwał się: Ot, wojna”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X