Kraina marzeń

Kraina marzeń

Fot. religion.in.uaMój wybór to wybór jednego z nich. Spowodowany mnóstwem widzialnych i niewidzialnych nici, lecz w szczególności tym, że:

– w maju 1989 roku na krakowskich Plantach dostałem w brzuch potężnym strumieniem z milicyjnej armatki wodnej, niestety nie jako uczestnik, ale jako obserwator antyradzieckiej demonstracji, co stało się dla mnie sygnałem do powstania (osobistego, powstania mnie we mnie);

– lecz jeszcze wcześniej, jako uczeń szkoły średniej, wysłuchiwałem surowych napomnień nauczycielki rosyjskiego: „Zabraniam wam tykać tego świństwa – durnych polskich pisemek”, a potem, nieco później, już jako student, słuchałem wykładów z naukowego komunizmu i pokwikiwania profesora: „Michnik! Kuroń! Kuroń! Michnik!”;

 – a w 1994 roku poznałem Kuronia, w 1999 zaś – Michnika, i było to niczym materializacja duchów młodości, a tamten profesor za każdym razem kwiczał w swych zaświatach;

– i właśnie w taki sposób, poprzez Polskę, powracał do mnie wciąż od nowa smak, strach, śmiech, szał moich inicjacji;

– bo przecież dawniej, jako uczeń szkoły średniej, dzień i noc słuchałem polskiego radia (którego nie zagłuszali), bo puszczali rocka;

 – czyli w Polsce pozwalano na to wszystko, czego u nas zabraniano;

– no, prawie wszystko;

 – a z tego wszystkiego sam z siebie wyłaniał się i wyłania jakiś zakazany wniosek – na przykład taki, że nas w naszym kraju oszukują: i w tamtym, radzieckim, i w tym, który z niewiadomych względów uważa się za nie-radziecki;

– dlatego w maju 1989 roku chodziłem w Krakowie pod pomnik zielonego poety Mickiewicza słuchać głosów dysydentów, nagłośnionych i zniekształconych przez megafony;

 – a już w czerwcu, czyli po miesiącu, zobaczyłem, jak ten ruch wyzwoleńczy przenosi się do nas przez te same, pożyczone z Polski megafony i zrozumiałem, że jesteśmy na dobrej drodze;

 – co prawda, do dziś nie wiem, czy to myśmy z niej zboczyli, czy też nasza droga okazała się dużo dłuższa od polskiej;

 – a wszystko, co się stało w latach dziewięćdziesiątych, w rzeczywistości oddalało nas, a nie zbliżało – choć i my, i Polacy mniej więcej w tym samym czasie i jednakowo katastroficznie pozbywaliśmy się romantyzmu, ale pewnie jakoś inaczej;

 – dlatego że Polaków, podobnie jak nas, szczerze mówiąc, ukształtował właśnie romantyzm, a to niezbyt pewna podstawa;

 – ale oni, w przeciwieństwie do nas, zawsze zachowali krytyczną masę niesprzedajnej i romantycznej inteligencji;

 – i mimo to, w ciągu tych lat, kiedy się oddalaliśmy, poznałem setki najwspanialszych Polaków (i Polek) – a były to postacie przeważnie szalenie utalentowane, artystyczne, plastyczne, drastyczne, heretyckie i feeryczne, a najczęściej płomienne;

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X