Kraina marzeń

Kraina marzeń

Fot. dt.uaStrasznie przykro jest pisać o tym wszystkim wciąż od nowa, bo przecież wydawało się, że sprawę tę wyjaśniono raz na zawsze na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a dziś można by o niej – umownie rzecz ujmując – nareszcie spokojnie zapomnieć i swobodnie zacząć tworzyć jakieś zupełnie nowe i nieoczekiwane geoparabole.

Jednakże codzienna praktyka polityczna w stosunkach ukraińsko-rosyjskich oraz ukraińsko-polskich – a zwłaszcza ta nieprzyzwoita, wręcz serwilistyczna siła, z jaką przywódcy ukraińscy odgradzają się od wszystkiego co zachodnie, z łatwością oddając się wszystkiemu co północno-wschodnie – zmusza do tego, by wciąż od nowa wracać do starych tematów. Najwidoczniej – mea culpa! – nigdy w należyty sposób niewyjaśnionych i wciąż niewyczerpanych. Czasami chciałoby się krzyknąć: hydry nie pokonano, wyrosło sto nowych głów!

Czy Polacy są zazdrośni wobec nas o Rosję? Innymi słowy, dlaczego wciąż jeszcze zależy im na Ukrainie? W odróżnieniu od Rosjan kijowsko-ruski mit do niczego nie jest i nigdy nie był im potrzebny – mieli dość własnych mitów, legitymizujących swoje państwo i naród. Nawet najbardziej zajadli szowiniści nie pozwalali sobie na uznawanie Ukraińców za plemię należące do „tego samego pnia” – chyba że w najdawniejszych czasach, o których wiadomo tylko tyle, że kiedyś bywały. Jeśli zaś chodzi o idealistyczne hasło: „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy” – kolejnego wcielenia typowo polskiego: „Za naszą i waszą wolność!” – to jego bezpodstawności dowiedli już nawet ludzie tak źle poinformowani, jak komisarze europejscy.

Czyżby w takim razie Polakom chodziło tylko o to, że przystając na Ukrainę pod wpływem Rosji, utracą za granicą część własnego – no tak, europejskiego! – dziedzictwa kulturowego? Czyżby po dziś dzień Lwów, Drohobycz i Krzemieniec z całym tym postradzieckim śmietniskiem mimo wszystko wydawały im się warte tej beznadziejnej wojny, która zapowiada się już nawet nie na trzydziestoletnią? Wojny pod nazwą: „Europejski wybór Ukrainy”?

Kiedy mówię o beznadziei, w istocie nie chodzi mi o wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwona – co do niej, to nie wiadomo, jak by się skończyła. W rzeczywistości wojna między tym co rosyjskie a tym co polskie, o którą mi chodzi, toczy się wewnątrz, w świadomości przeciętnego Ukraińca. To wojna stereotypów, funkcjonujących w tej świadomości. Nie, nie odwołuję się do żadnych badań socjologicznych – raczej do własnego, wewnętrznego zmysłu socjologicznego, do sumy doznań, zebranych w kontaktach, sprzeczkach, obserwacjach, rozczarowaniach, podróżach, mediach, przez skórę, słuchem i niuchem. Nazwałbym to swego rodzaju próbą fikcyjnej socjologii, aż ziejącą pustką po cyfrach i danych – zamiast nich używam niejasnego pojęcia „przeciętnej świadomości Ukraińca”.

Można to uznać za zabawę dyletanta. Być może jest to próba wyjaśnienia sobie i innym, z jakiego powodu trzysta tysięcy ludzi ani razu nie wyszło na ulice, by zaprotestować przeciw temu, że ich, szczerze mówiąc, niezbyt popularny prezydent, oddaje Rosji kolejny kawałek rurociągu, niezależności, wolności, godności. W tej „przeciętnej świadomości” musi tkwić coś takiego, co zapewnia bezkarność temu „gwarantowi konstytucji”.

Wracam więc do stereotypów, a ściślej – do tego, jak je sobie wyobrażam. Kolejny raz dzielę kartkę papieru pionową kreską na dwie połowy. Tym razem po jednej stronie mam Polaków, po drugiej – Rosjan. I wychodzi mi, że:

Rosjanie są bezpośredni i szczerzy – Polacy chytrzy i obłudni;
Rosjanie są wielcy i wspaniali nawet w swoich zbrodniach – Polacy zapobiegliwi i małostkowi nawet w swych wielkich czynach;
Rosjanie, zdolni do współczucia, oddadzą ostatnią koszulę – Polacy prędzej ją zedrą;
Rosjanie są „swoi”, prawosławni – Polacy to katolicy, „jezuici”;
Rosjanie to dobrotliwi pijacy – Polacy wyrachowane skąpiradła;
Rosjanie są „ludzcy” – Polacy „pańscy”;
Rosjanie klną, za to szczerze – Polacy udają, że przepraszają;
Rosjanie nie mają zakusów wobec Ukrainy, chcą z nią żyć razem w jednym państwie – Polacy mają zakusy wobec Ukrainy, bo chcą mieć Lwów;
Polska jest za granicą – Rosja tam, gdzie i my, „w Związku”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X