Człowiek – Ćma

Człowiek – Ćma

Fot. maanhouse.deviantart.comKolejne spotkanie z monstrum

Jeszcze tego samego dnia wieczorem Raymond Wamsley i Marcella Bennett wraz z córeczką Teeną przyjechali w odwiedziny do swoich przyjaciół Ralfa i Virginii Thomas, mieszkających nieopodal starej fabryki trotylu. Nie zastali jednak przyjaciół w domu, a dzieci gospodarzy powiedziały im, że rodzice wyjechali właśnie do kościoła. Chcąc wrócić do domu, Wamsley i Marcella opuścili dom Thomasów i zaczęli zbliżać się do swojego samochodu. Wtedy Marcella krzyknęła okropnie i na chwilę nawet utraciła przytomność, upuszczając córkę na ziemię. Spod nóg Marcelli podniosła się, leżąca dotąd w trawie, ogromna postać. Szara, bezgłowa ze strasznymi, świecącymi, czerwonymi oczami. Kobieta szybko jednak otrząsnęła się z szoku, pochwyciła córeczkę w ramiona i wraz z towarzyszącym jej Wamsleyem pobiegła do domu Thomasów. Natychmiast po tym, jak oboje wbiegli do wewnątrz domu, zaryglowano drzwi.

Podczas gdy Wamsley zaczął telefonicznie wzywać policję, Mothman wszedł na werandę domu Thomasów, chwilę szarpał zamknięte drzwi, a potem człapał po werandzie, raz po raz ciekawie zaglądając przez okna do pokoju, gdzie przebywali ludzie. Nie muszę chyba pisać, co oni wtedy przeżywali. Gdy przyjechali policjanci, potwora już nie było. Po tym zdarzeniu pani Bennett przez kilka miesięcy chorowała, a wyzdrowieć nie mogła, bo Mothman kilkakrotnie przylatywał do jej domu i chodząc koło niego, wydawał dźwięki podobne do kobiecych krzyków.

Najzabawniejsi okazali się naukowcy, których próby wytłumaczenia obecności Mothmana, naciągane i niemądre wzbudzały wśród trzeźwo myślących Amerykanów na równi złość i kpinę. Czego to panowie naukowcy nie starali się wmówić naocznym przecież świadkom. A to, że Mothman jest żurawiem Sandhilla, bo żuraw jest wysoki i ma czerwone plamy na głowie, a to, że jest sową (dwumetrową?), to znowu, że niedźwiedziem (widzieliście latającego niedźwiedzia?), a w końcu – indykiem. Naukowcy w walce ze zjawiskami, których nie akceptują, często przekraczają granicę śmieszności.

Człowiek-ćma pojawiał się coraz rzadziej, ale raz po raz dawał o sobie znać. To latał nad starą fabryką, to pogonił młodego chłopaka, jadącego samochodem. Co jakiś czas widziano w powietrzu lecące monstrum bez głowy i szyi ze zwisającymi do dołu ludzkimi nogami. Chociaż raz okazało się, że Człowiek-ćma ma jednak jakąś twarz. 26 listopada Ruth Foster zobaczyła Mothmana stojącego na trawniku przed jej domem. „Miał małą, śmieszną twarz, bez dzioba”. W sumie Mothmana widziało ponad stu mieszkańców miasta Point Pleasant. Wszystkie te relacje, spisane i udokumentowane, znajdują się do dziś w archiwum biura szeryfa.

Dnia 15 grudnia 1967 r. miasto Point Pleasant przeżyło okropną tragedię. Tego dnia o godzinie piątej po południu, w samym środku przedświątecznej krzątaniny, obluzowała się i wypadła jedna z ogromnych śrub spinających konstrukcję tak zwanego Srebrnego Mostu nad rzeką Ohio River. W jednej sekundzie most runął do rzeki, pociągając za sobą wszystkich zmotoryzowanych i pieszych, aktualnie przebywających na jego jezdni i chodnikach. Zginęło 46 osób. Ciał dwojga ludzi nigdy nie odnaleziono. To wtedy po raz ostatni widziano Człowieka-ćmę. Stał wysoko na konstrukcji mostu. Czyżby ostrzegał? Po tej katastrofie Mothman zniknął.

Dzięki opowiadaniu kolegi wiem, że Mothman nie zginął, a tylko przemieścił się na pustkowia Kanady. Może od zawsze tam przebywał? Wydaje się, że Indianie znają go bardzo dobrze i chyba bardzo długo. Jednocześnie bardzo się go boją. Dlaczego? Obserwacje zwyczajów Mothmana, jakie zostały porobione w Stanach Zjednoczonych, przedstawiają go raczej jako osobnika spokojnego. Przecież nigdy nikogo nie zaatakował, nie mówiąc już o tym, by komuś wyrządził krzywdę.

Podlatywanie do przechodzących, lub przejeżdżających ludzi mogło być spowodowane chęcią zbliżenia, czy nawiązania kontaktu, ale ludzie, widzący nadlatujące monstrum wpadali w popłoch i uciekali w panice pewni, że za chwilę potwór ich pożre. Psa Bandytę Mothman zabił chyba tylko dlatego, że Bandyta go zaatakował. Może więc Indianie histerycznie boją się Mothmana, bo zapoznali się już z jego gniewem? Może kiedyś próbowali go upolować, a wtedy stało się coś takiego, czego najstarsi Indianie nie pamiętali?

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 2 (102), 29 stycznia – 11 lutego, 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X