Polak, Japończyk – dwa bratanki (cz. III)

Polak, Japończyk – dwa bratanki (cz. III)

Stosunki dyplomatyczne pomiędzy Japonią i nowopowstałym państwem polskim zastały nawiązane prawie natychmiast po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, bo już 23 marca 1919 roku. Poselstwo Japonii otwarto w Warszawie w roku 1921, ale przedstawiciele Cesarstwa pojawili się w Polsce dużo wcześniej.

Takim przedstawicielem, początkowo tylko reprezentantem japońskiego Sztabu Generalnego, który już niedługo stanie się attaché wojskowym Ambasady, został młody kapitan Yamawaki Masataka.

 

Miły, błyskotliwy, inteligentny, od razu zyskał sobie sympatię polskich oficerów.

 

Związany z wywiadem japońskim, szczególnie interesował się zagadnieniami wywiadu polskiego, zaś Polacy, wierni już długoletniej, braterskiej współpracy z Japończykami, bynajmniej niczego mu w tym zakresie nie zabraniali.

 

„I rura, panie dobrodzieju!”
Bardzo szybko kapitan Yamawaki zauważył z wielkim zdziwieniem, że Polacy potrafią czytać pisane szyfrem tajne raporty rosyjskie. Zdumienie kapitana było autentyczne i szczere, bo kryptolodzy japońscy tego nie potrafili, a szyfry radzieckie były uznawane w Japonii za niemożliwe do złamania. Tu zaś, Polacy czytali je sobie jak poranną gazetę.

 

Rozentuzjazmowany kapitan natychmiast zameldował o tym swojemu dowództwu sugerując, aby doprowadzić do oficjalnej współpracy sztabów polskiego i japońskiego i do oficjalnego szkolenia kryptologów japońskich w Polsce. Na to uzyskał odpowiedź szefa japońskiego wywiadu generała Itamiego Matsuo, że: „…jakżesz siły lądowe państwa pierwszej klasy mogą pobierać nauki od armii państwa trzeciego gatunku?”.

Wzgarda, jaką nam okazał generał Matsuo, była po prostu głupia. Ten wspaniały „nadgenerał” okazał się całkowicie bezradny w sytuacji bardzo poważnych rozmów z przedstawicielami Rosji radzieckiej w Dairenie, dotyczących między innymi wycofania się Japonii z okupowanej Syberii. Rozmowom sekretnie towarzyszyli pracownicy japońskiego wywiadu, którzy choć skutecznie nagrywali szyfrowane dokumenty radzieckie, to jednak nie umieli ich odczytać! Rosła sterta nieodczytanych dokumentów, w których były zawarte wszystkie najtajniejsze postanowienia Rosjan. Od przeczytania tych papierów zależało wszystko, i co? – „I rura, panie dobrodzieju!”.

Wreszcie generał wymiękł do tego stopnia, że zaszyfrowane meldunki Rosjan wysłano do Polski. Nie minął tydzień, a wszystkie meldunki przyszły z Polski już odczytane, zaś generał stał się generałem dziesiątego gatunku! Tak się dzieje z ludźmi głupimi, którzy w życiu kierują się nie rozumem i sensownymi obserwacjami otoczenia, a stereotypami. To prawda, że Polska była państwem istniejącym dopiero kilka lat, ale Polska miała swoją Wunderwaffe, a tą cudowną bronią był kapitan Jan Kowalewski!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X