Polak, Japończyk – dwa bratanki (cz. II)

Polak, Japończyk – dwa bratanki (cz. II)

Współpraca Polskiej Partii Socjalistycznej i japońskiej Kempeitai (formacja podobna do żandarmerii wojskowej, ale będąca jednocześnie tajną policją zajmującą się też wywiadem i kontrwywiadem) układała się bardzo dobrze. Działania były silnie utajnione, dlatego nie wiadomo o nich zbyt wiele; nawet teraz. Wtedy wtajemniczonych było dosłownie tylko kilka osób. Zapewne dzięki temu, współpraca polsko-japońska nigdy nie została wykryta. Natomiast gromko było o tym, że Roman Dmowski uratował Polskę przed fatalnym powstaniem, popsuł w Tokio szyki Piłsudskiemu, „otworzył oczy” Japończykom na jego nieodpowiedzialną politykę przemocy, spowodował, że Japończycy nie chcieli się angażować w takie awantury. PPS niczego nie dementowała, bo to nieźle kamuflowało jej działania. Bezpieczeństwo akcji bardziej się liczyło niż licytowanie swoich zasług i puste przechwałki.

Z Japonii do PPS szły pieniądze

Kamuflaż powoduje jednak, że niewiele wiemy o niezwykłej współpracy Polaków i Japończyków. Trochę wiadomo o rozmieszczeniu polskich szpiegów, obserwujących wojska rosyjskie i zbierających informacje dotyczące rosyjskiej armii. Było ich prawdopodobnie 16. Operowali tam, gdzie rosyjskie wojska się koncentrowały i miały swoje zaplecze, czyli Tomsku, Irkucku, Permie i Samarze. Do obserwacji działań Floty Bałtyckiej stworzono centrale w Rydze i Lipawie. Jeden dobrze zakamuflowany szpieg znajdował się też w Petersburgu. Bez Polaków, Japończycy nigdy w życiu nie mieliby takiego wywiadu. Jakoż doceniali to radośnie i entuzjastycznie. Z Japonii do PPS szły pieniądze. To nie prawda, że było ich mało. Wiadomo, że w warunkach konspiracji trudno o przejrzyste przedstawienie spraw finansowych, ale trzeba od razu powiedzieć, że w PPS sprawami finansowymi, dotyczącymi rozliczeń międzynarodowych, kierował przyszły prezydent Polski Stanisław Wojciechowski. Człowiek kryształowej uczciwości. Pieniądze przychodziły poprzez biura attaché wojskowych ambasad Japonii w Paryżu i Londynie. Do zakończenia wojny japońsko-rosyjskiej, Kempeitai przekazało Polakom ponad 33 000 funtów szterlingów. Jest to suma, którą można ustalić, co nie oznacza, że faktycznie, Polacy otrzymali tylko tyle. Wydaje się, że pieniędzy mogło być więcej. A teraz. Czy było to dużo, czy może niedużo?

Proszę Państwa. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć waluty, która byłaby w roku 1905 silniejsza od funta brytyjskiego. Carski rubel, waluta wtedy bardzo silna, aż do roku 1914 był na każde żądanie w pełni wymienialny na złoto, zaś jeden funt szterling w tym samym czasie kosztował ponad dziesięć, może nawet kilkanaście takich rubli. 33 000 funtów, to wtedy był – MAJĄTEK! Czemu więc pisze się teraz, że była to suma niewielka? Może autorzy odnoszą się do wartości obecnego funta-suchotnika? A może znowu jest to próba umniejszenia roli jaką odegrała wtedy PPS, a z nią i Józef Piłsudski? Kempeitai finansowała nie tylko Polaków. Ale fundusz przekazywany Polakom stanowił około 1/3 wszystkich takich wydatków. Japończycy naprawdę dbali o dobre funkcjonowanie współpracy z Polakami, bo była ona dla nich niesłychanie cenna. Nie dba się tak o coś, co nie ma znaczenia.

Polacy zakupili za to 26 000 sztuk broni palnej i 4 300 000 sztuk amunicji. Już po oficjalnym zakończeniu współpracy, PPS odebrała jeszcze zamówioną wcześniej partię karabinów wojskowych w ilości 8 500 sztuk (czyli uzbrojenie dla porządnej brygady!) z amunicją w ilości 18 100 sztuk. Transport rozdzielono i część tych karabinów wysłano na Kaukaz, by wsparły tamtejszych bojowników antyrosyjskich. Zapytam się teraz Państwa, czy to mało, czy dużo?

Pamiętacie Państwo barona Motojiro Akashi? W naszej poprzedniej opowieści wsławił się niefortunnym zaproszeniem do Japonii Romana Dmowskiego. Był łącznikiem rządu Japonii z antyrosyjskimi organizacjami niepodległościowymi. Teraz realizował współpracę, jaką Japonia podjęła z PPS. Oto fragment jego pisemnego raportu, w którym ocenia przydatność polskiej organizacji: „Polacy organizowali rewolty i niekończące się serie zbrojnych akcji oraz demonstracji w wielu miejscach i te wydarzenia dały początek trwającym 6 tygodni powstaniom w Kijowie, Odessie i na Kaukazie”.

Na początku grudnia 1905, na koniec wojny japońsko-rosyjskiej, baron Akashi przesłał na ręce Jodki Narkiewicza uroczysty list, w którym żegnając się z Polakami, dziękuje im za owocną współpracę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X