Zapomniane imiona dawnych arystokratów

Zapomniane imiona dawnych arystokratów

Zmniejszona kopia pałacu Mariańskiego w Pryłuce Starej (Fot. Dmytro Antoniuk)Sobowtór Pałacu Mariińskiego
Przenocowawszy w Pogrebiszczu lub w kolejnym centrum powiatowym – Lipowcach, następnego dnia udajemy się do wsi Stara Pryłuka, która mieści się w odległości 15 kilometrów od węzła kolejowego Kalinówka. Ważne, by nie pomylić Pryłukę Starą i Nową – wsie łączą się w jedną i ciężko jest pojąć, gdzie leży ich granica. Mamy jednak dobry punkt orientacyjny – szkołę z internatem. Mieści się w starym pałacu, który właśnie chcemy obejrzeć.

Rezydencja z pałacem została tu wybudowana u schyłku XVIII wieku i była przebudowywana później, po kilku pożarach. Robili to coraz to nowi gospodarze. Najpierw pałacem władali Borzęccy, później – Zdziechowscy, zaś przed samą rewolucją – Sergiusz Mering. Ciekawe, że jeden z właścicieli – Czesław Zdziechowski, był dużym miłośnikiem sztuki i zebrał w pałacu w Starych Pryłukach sporą kolekcję malarstwa. Były w niej nawet prace Welascesa. Jednak, od razu po jego śmierci syn szybko zorganizował w Kijowie aukcję, na której bez najmniejszych wyrzutów sumienia sprzedał wszystko, co ojciec gromadził przez całe życie. Nieźle zarobiwszy na tej aukcji, Zdziechowski za jednym zamachem sprzedał pałac w Starej Pryłuce i na zawsze przeniósł się do Kijowa, gdzie zajął się handlem winem, za co na niego zerkali krzywym okiem wszyscy dworzanie polscy.

Wiadomo, że w roku 1906 pałac został poważnie przebudowany, o czym informuje data na jednej z fasad. Tam też zobaczyć można zabawny maszkaron – twarz z brodą i wąsami, która, jak mówią, jest portretem ówczesnego właściciela rezydencji. Widocznie, właśnie ten możnowładca był inicjatorem nadania pałacowi cech rezydencji kijowskiej w Parku Mariińskim, którą, jak wiadomo, wybudował Bartolomeusz Rastrelli. Chociaż znany architekt włoski nigdy nie był w Starej Pryłuce, pałac ten bardzo wyraźnie przypomina rezydencję kijowską Prezydenta Ukrainy. Jest jedynie dwukrotnie mniejszy. Jednak, podczas gdy w pałacu kijowskim od kilku lat trwają prace konserwatorskie, majątek w Starych Pryłukach można zwiedzić zawsze, do tego – zupełnie za darmo. Ktoś z pracowników szkoły z internatem koniecznie otworzy Państwu drzwi, a nawet opowie kilka historii. Proszę mi wierzyć, do środka wejść warto.

 

Miejscowi rybacy przy młynie Ignatjewa (Fot. Dmytro Antoniuk)Przed chwilą podziwialiśmy kopię pałacu Mariińskiego, a ledwie przekroczywszy próg, trafiamy do hiszpańskiej Algambry. W westybulu z niebywałą dokładnością zostały powtórzone wnętrza pałacu mauretańskiego w Granadzie: te same kolumny, te same ażurowe arkady i ornamenty. Gdyby jakieś nieznane wiatry zaniosły do Starej Pryłuki turystę z Maroka, ten pewnie pomyślałby, że jest w domu. Jednak, do rzeczywistości wróciłby go widok ławek, stojących jedna na drugiej wprost pod kolumnami – pracownie internatu od dawna się znajdują w nowej, nie rzucającej się w oczy budowli, stojącej niedaleko. Obecnie w pałacu mieszkają chyba tylko cienie infantek i cabalieros z obrazów Welasceca, którzy niegdyś zdobili te sale i korytarze. Szkoda. Tak wspaniały pałac mógłby przyciągać do siebie grupy turystyczne, a dzięki zebranym pieniądzom można by było wyremontować pałac i pomóc dzieciom z internatu. Teraz, niestety, z tego piękna nie ma żadnego pożytku…

Cud kalinowski
W drodze do Kijowa, tak czy inaczej, przejeżdżamy przez centrum powiatowe Kalinówka, na którego peryferiach, u wylotu na Winnicę jest ciekawe miejsce. Stoi tu kaplica, a obok niej jest studnia, z której wielu przyjezdnych czerpie wodę. W zasadzie, studni w Kalinówce nie brak, jednak, z niewiadomych powodów, wszyscy się zatrzymują właśnie tu. Jak się okazuje, w kaplicy stoi wysoki krzyż, z którym się wiąże wydarzenie, nazywane cudem kalinowskim. W lipcu 1923 roku dwóch czerwonoarmistów zatrzymało się przy studni, by się napić wody i jeden z nich zaczął strzelać do obrazu Chrystusa Ukrzyżowanego. Jak twierdził jego towarzysz, żołnierz wystrzelił 24 razy, wszystkie kule padały pod krzyżem. Kiedy wystrzelił po raz dwudziesty piąty, trafił w ramię Zbawiciela, z którego zaczęła wypływać prawdziwa krew. Po tym wydarzeniu żołnierz stracił władzę w ręce. O tym od razu się stało wiadomo mieszkańcom wsi, którzy przyszli z kapłanem do krzyża. Świadkowie wspominali, że przy tym na niebie się zjawił obraz Matki Bożej, który nie znikał przez trzy dni. W pierwszym dniu świecił się, jak słońce, a później stał się rozpływający. Oczywiście, władze komunistyczne starały się na wszelkie sposoby przemilczeć cud kalinowski, krzyż niejednokrotnie był wykopywany z ziemi, jednak mieszkańcy wsi za każdym razem umieszczali go na starym miejscu. Po raz ostatni, potajemnie, w połowie lat 80. Obecnie tu jest schludna kapliczka, w której stoi wysoki krzyż z wizerunkiem Chrystusa Ukrzyżowanego, a z jego ramienia płynie tym razem namalowana krew. Jednak, przychodzi tu wielu pielgrzymów, ponieważ wierzą, że krzyż uleczy ich z chorób.

Liczba przejechanych kilometrów – 444
Wydatki turysty samochodowego (dla dwu osób na dwa dni):
Przejazd:270
Wyżywienie: 300
Zakwaterowanie: 200
Razem: 770 grywien

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 21 (73) 17-30 listopada 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X