Św. Mikołaj kamieniecki (Fot. Dmytro Antoniuk)

Św. Mikołaj kamieniecki

Nie będzie przesadą, gdy w okresie wielkanocnym napiszemy o świątyniach katolickich. Wybrałem więc turystyczny magnes, miejsce, do którego ciągnie zawsze (a szczególnie wiosną), nawet gdy bywałeś tam wielokrotnie – Kamieniec Podolski.

Zdecydować się tu trudno – miasto jest nasycone zabytkami. Tylko obecnych i dawnych klasztorów katolickich jest tu siedem, nie wspominając o katedrze. W każdym razie bez subiektywizmu trudno się obejść. Otóż jako autor – wybieram dawny klasztor oo. dominikanów. Jako badacz i turysta spędziłem tu w zacisznych celach pewien czas i muszę odpłacić dobrym słowem za gościnność oo. paulinom, którzy obecnie opiekują się całym obiektem.

Trafić do klasztoru nie jest trudno – parę metrów od ratusza. Jego cudem ocalała wieża jest chyba najwyższą na starym mieście.

Siedziba oo. kaznodziei założona została przez braci Aleksandra i Jerzego Koriatowiczów w 1370 roku. Architekt-restaurator Olga Płamienicka twierdzi, że klasztor od razu powstał jako murowany. Najstarszymi jego fragmentami są: prezbiterium (absyda) kościoła św. Mikołaja i refektarz na parterze klasztoru. Już w 1391 roku zagościła tu pierwsza relikwia – przywiezione przez Jana Janitora płótno, „na którym wystąpiły krople krwi Chrystusowej po złożeniu go do Grobu Pańskiego”. W XV wieku przywieziony został obraz Matki Boskiej Hodigitrii, który umieszczono w ołtarzu głównym. Między innymi, właśnie wtedy (a nie w XVIII wieku), jak twierdzi restaurator Zacharczenko, wybudowane zostały dolne piętra wieży.

Klasztor był stale rozbudowywany. Pod koniec XVII wieku zaczęto budować nowy kompleks cel, ale czyniono to tak nieudolnie, że zawalił się i zrujnował kilka sąsiednich budynków, należących do Ormian. Budowano za fundusze Potockich, którzy byli ówczesnymi stałymi dobroczyńcami klasztoru. W rodzinie Potockich panowała nawet legenda, że ród będzie żył i rozwijał się dopóki będzie wspierał zakon oo. kaznodziei. Jedni i drudzy dziś „dobrze się mają”, bo widocznie nie odstępują od utartej tradycji. Właśnie Potoccy ufundowali kaplicę Matki Boskiej Różańcowej. Kamienieckich dominikanów wspierali i inni dobrodzieje. W 1618 roku kasztelan halicki Wojciech Humecki wystawił kaplicę Chrystusa Zbawiciela. Po dziesięciu latach poszedł jego śladem Paweł Damięcki, dobudowując kaplicę św. Dominika. Wszystkie kaplice były bogato dekorowane renesansowymi sztukateriami o charakterze geometrycznym. Umieszczono w nich epitafia z łacińskimi napisami, poświęcone fundatorom. Jedno z nich – Damięckiego – zachowało się do dziś w kamienieckiej katedrze.

Wiele informacji na temat klasztoru podaje urodzony w Kamieńcu Szymon Okolski. W 1619 roku, gdy klasztor odbudowywano po pożarze, zakonnik ten trafił do niewoli tureckiej, a po odzyskaniu wolności towarzyszył wojskom Mikołaja Potockiego walczącym przeciwko powstaniom Ostranyci, Huni i Pawluka. Okolski powrócił do Kamieńca i w 1641 roku został opatem klasztoru – wyższym przełożonym w męskich zakonach katolickich.

{gallery}gallery/mikolaj_kamieniecki{/gallery}

Nie zważając na stałe wojny, pierwsza połowa XVII wieku była dla tego klasztoru złotym okresem – oo. dominikanie prowadzili tu seminarium, cieszące się dobrą opinią u uczniów. Po 1672 roku, gdy Podole zostało opanowane przez Imperium Osmańskie, klasztor został przekształcony na koszary dla janczarów, a kościół na meczet, oddający cześć żonie-faworytce sułtana Mahometa IV. Ta włoszka (?) Rabia Giulnusz towarzyszyła padyszachowi w jego kampanii na Podole. W wirydarzu (wewnętrznym dziedzińcu klasztornym, otoczonym krużgankami skrzydeł klasztornych) Turcy ustawili fontannę i pomnik zmarłej córki pierwszego wojskowego gubernatora Kamieńca bejlerbeja Gilal Paszy. W świątyni znalazł się przywieziony ze Stambułu (według innych danych zrobiony z polskich nagrobków) minbar – kazalnica, z której mułła wygłaszał kazania. Dziś znów jest on w kościele. Nad wejściem na jego stopnie widnieje napis: „Nie ma Boga nad Allacha, a Muhammed jest Jego prorokiem”. W niszach minbaru wpisano później trzy daty: 1672 – zajęcie miasta przez Turków, 1699 – jego uwolnienie od niewoli osmańskiej i rok 1862 – data przewidywanego uwolnienia miasta od rosyjskich zaborców. Tę ostatnią datę wyrzeźbiono prawdopodobnie jeszcze przed porażką powstania styczniowego. Te napisy ocalały.

Chrześcijanie, jak wiadomo, stale pragnęli odzyskać swe miasto. Po nieudanym oblężeniu miasta przez Jana III Sobieskiego w 1687 roku kule armatnie zniszczyły dwa górne piętra wieży i część klasztoru. Gdy dominikanie powrócili, zastali swój klasztor w ruinie. Poświęcili go na nowo i zaczęli mozolną odbudowę. Gdy w 1737 roku zabrakło funduszy z pomocą znów pośpieszyli Potoccy. Starosta trembowelski Michał Franciszek Potocki sfinansował całkowitą odbudowę klasztoru zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Zaprosił do tego architekta Jana de Witte, który zaprojektował stylowy barokowy zabytek, który możemy oglądać dziś. Wtedy klasztor otrzymał swoje piętro, wieża – nowe dwa piętra, a świątynia – 13 ołtarzy. Nadzwyczajną szczodrość Potockiego można wytłumaczyć jego pobożnością i tym, że ponoć ukazał mu się św. Dominik i prosił o odbudowę konwentu. Otóż, oprócz powyższych dobrodziejstw, fundator sprezentował oo. kaznodziejom szaty liturgiczne z najdroższych perskich i tureckich tkanin, złote naczynia liturgiczne, srebrne ampułki i wybudował w kościele organy. Starosta był tercjarzem (tzn. nie składając ślubów zakonnych, prowadził życie zgodne z regułą klasztorną) i dwa ostatnie lata życia spędził w klasztorze, w wybudowanych dla niego pomieszczeniach po lewej od wejścia do świątyni. Pochowany został w krypcie kościoła i na jego cześć na frontonie wieży i wewnątrz świątyni umieszczony został herb Potockich – Pilawa. Nad frontonem klasztoru umieszczono figurę Michała Archanioła – patrona Michała Franciszka. W tym okresie na frontonie przy wejściu ustawiono cztery figury świętych, a ponad nimi – figury Matki Boskiej oraz św. Jacka i Dominika. Podczas tej przebudowy wnętrze świątyni zostało pokryte sztukateriami, a w kaplicy św. Dominika powstał fresk o wykupieniu któregoś z rodu Potockich z niewoli tureckiej i apoteoza św. Dominika. Te prace ukończono w 1755 roku, o czym świadczy tablica pamiątkowa nad wejściem, oddająca głównie cześć Michałowi Franciszkowi Potockiemu.

(Fot. Dmytro Antoniuk)

Dominikanie utrzymali swój klasztor do 1843 roku. Po jego kasacie w pomieszczeniach klasztornych do okresu likwidacji diecezji kamienieckiej (1866 rok) działało seminarium, a kościół był świątynią parafialną. Został zamknięty dopiero w okresie stalinowskim. Wtedy zniszczono większość dekoracji wnętrz. Rujnacji dodała i II wojna światowa. Po jej zakończeniu zabytek przez kilka dziesięcioleci stał zamknięty i dopiero w 1980 roku zabrano się za jego restaurację. Wtedy to odbudowano barokowe zwieńczenie wieży, otynkowano fasadę. Te prace zniszczył pożar w 1994 roku, gdy całkowicie spłonął nowy hełm wieży. Podobno było to umyślne podpalenie przez pracowników szwalni, która mieściła się w części zabudowań klasztornych, aby zniszczyć jakieś kompromitujące dokumenty. Po tych tragicznych wydarzeniach zabytek został przekazany oo. paulinom, którzy rozpoczęli długotrwałe prace remontowe. Naturalnie, na miejscu ołtarza głównego zakonnicy umieścili kopię cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, jako wspomnienie z Jasnej Góry.

Już od wielu lat zabytkiem opiekuje się proboszcz o. Alojzy Kosobucki. Dzięki niemu i licznym dobroczyńcom z Polski i Ukrainy barokowa wieża znów odzyskała pierwotną barokową „koronę” z krzyżem. W celach klasztoru na piętrach zorganizowano pokoje dla pielgrzymów ze wszelkimi wygodami (jest nawet WiFi). Trwają jednak prace na piętrach klasztoru. Szczególnie wiele trzeba zrobić w kościele. Na razie odnowiono jedynie prezbiterium, gdzie odrestaurowano rokokowe sztukaterie. Reszta świątyni jest w rusztowaniach, więc obejrzeć resztę pomieszczeń i fresk z apoteozą św. Dominika, można jedynie w towarzystwie o. Alojzego.

Jednak nie brakuje na świecie dobrych ludzi i najwspanialszy zabytek Kamieńca Podolskiego stopniowo powraca do dawnej świetności. Nawet dobrze że jeszcze wiele jest pracy – znaczy mamy szansę podnieść go z wieloletniej ruiny.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 7 (227) za 18–30 kwietnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X