Nietypowe sytuacje na stanisławowskim lotnisku Lotnisko w Iwano-Frankiwsku, widokówka z 1987 r. z kolekcji autora

Nietypowe sytuacje na stanisławowskim lotnisku

Opowieści starego dyspozytora lotów

Operator ATU przy pracy. Liny na tylnim planie mają „złapać” samolot poza pasem startowym, z archiwum autora

Dziś niektórzy Ukraińcy lecą samolotem do USA na „Zieloną kartę” po raz pierwszy i ostatni. A lat około 20 wstecz nawet kołchoźnik mógł sobie kupić bilet na samolot. Latano wiele – do Krymu, do Moskwy, do Azji Środkowej, na Syberię. Co dnia lotnisko w Iwano-Frankiwsku przyjmowało i wysyłało dziesiątki lotów pasażerskich. Większość była udana, ale czasem zdarzały się incydenty…

Z góry wszystko widać

Wydarzyło się to w Dniu Zwycięstwa, 9 maja 1974 r. Ze Swierdowska (ob. Jekaterynburg) do Frankiwska leciał pasażerski Ił-18b. Załoga nigdy przed tym nie miała lotów do tego miasta, ponieważ latano do Lwowa. Ale podczas naprawy pasa startowego przeniesiono lądowanie do Frankiwska. 17 km przed lotniskiem nawigator zobaczył tzw. „plac AHR” (prac aero-chemicznych), inaczej – lotnisko polowe dla lotnictwa rolniczego.

Nikt z załogi nie wiedział, jak wygląda lotnisko we Frankiwsku więc wszyscy uwierzyli nawigatorowi i przeszli do lądowania wizualnego, nie patrząc na przyrządy. Była to fatalna pomyłka, ponieważ ziemny pas startowy ma tylko 500 m, a do lądowania Ił-18b potrzeba minimum 800 m. W wyniku tego błędu samolot wyleciał poza pas startowy, trafił w jakiś dół i został uszkodzony.

Na szczęście nikt z pasażerów i załogi nie ucierpiał. Wydarzenie zakwalifikowano jako incydent (uszkodzenie środka lotniczego bez ofiar) i uznano, że załoga zbagatelizowała swoje obowiązki.

Lina na pamiątkę

Wielu mieszkańców miasta pracowało przy wydobyciu ropy na Syberii. Dowożono ich tam samolotami. 21 czerwca 1984 r. robotnicy wsiedli do samolotu Tu-134a z numerem lotu 65874. Trasa: Iwano-Frankiwsk-Boryspol-Kazań–Niżniewartowsk. Ponieważ wszyscy pasażerowie lecieli do punktu końcowego, dowódca lotu Olchowski postanowił nie lądować na tankowanie w Boryspolu, a lecieć prosto do Kazania. Zabrał dodatkową ilość paliwa… i przeładował maszynę o 4 tony.

Operator ATU przy pracy. Liny na tylnim planie mają „złapać” samolot poza pasem startowym, z archiwum autora

Okazało się to przy starcie. Przeładowany samolot oderwał się od pasa startowego dopiero 100 m przed końcem pasa. Pilot nie wziął pod uwagę, że lotnisko we Frankiwsku jest lotniskiem wojskowo-cywilnym i że oprócz samolotów pasażerskich stacjonują tam maszyny wojskowe. MIGi-29 startują z o wiele większą prędkością i nie mogą wyjechać poza pas startowy. Dlatego na końcach pasa montowane są tzw. „ATU” (urządzenie awaryjnego hamowania). Są to dwie potężne stalowe wieże, pomiędzy którymi naciągnięte są siatki z lin stalowych –swego rodzaju łapka na samolot. O te właśnie liny zaczepił nieszczęsny TU-134. Samolot z uszkodzonym skrzydłem i podwoziem (nie chowało się po wypadku), zerwał linę „ATU” i z jej resztkami poleciał do Boryspola, lądując awaryjnie.

Uszkodzenie były na tyle poważne, że samolot przekazano do Ryskiego Instytutu Inżynierii Lotniczej jako eksponat bezmyślności. Winnych ukarano: pilotów odsunięto od lotów, a kapitana i kierownika lotów, który zezwolił na przeciążenie maszyny, zwolniono.

Samolot Ił-18 dosłownie siadł w dół, ze źródeł internetowych

Zobaczyć Szwecję

Wraz z intensywnym rozwojem lotnictwa cywilnego pojawiły się tzw. „produkty uboczne”. Mowa tu o piratach powietrznych, z powodu których samoloty regularnie odchylały się od zaplanowanych i zatwierdzonych tras. W świadomości ludzi powstał stereotyp, że terrorysta w samolocie ma być jak nie Arabem-Szachidem, to przynajmniej „osobą narodowości kaukaskiej”. Nasz bohater pochodził z miejscowości Kopiejsk w obw. czelabińskim.

Jak pisałem, ludzi z Frankiwska do pracy na Syberii dowożono rejsami czarterowymi. 21 stycznia 1989 r. pracownicy mieli lecieć do Kijowa, a tam – przesiadka na Syberię. Leciał Tu-134. Do samolotu wsiadł między innymi obywatel Sergiej Zemkow, 1966 r. urodzenia. Gdy samolot zaczął kołować na pas startowy, ten wstał i oznajmił, że ma bombę i że dziś wszyscy lecą do Szwecji.

Zwykli robotnicy byli nastawieni na ujrzenie „matki ruskich miast”. Zaczęła się bójka, podczas której terrorysta starał się zdetonować „bombę”. Okazało się, że zrobiona była z rac noworocznych, flaszeczek ze spirytusem i pojemników z gazem do zapalniczek. Wybuchł niewielki pożar, który szybko ugaszono.

Opowiadano, że terrorystę bili wszyscy pasażerowie, stewardesa i nawet II pilot, który specjalnie wyszedł z kabiny pilotów.

Gdy na lotnisku do samolotu weszli przedstawiciele służb specjalnych, Zemkow rzucił się do nich jak do rodziny, szukając obrony. Został później uznany za psychicznie chorego i umieszczono go w lecznicy.

Może potem wyzdrowiał i poleciał do Sztokholmu na „last minut”.

Taką maszynę Tu-134 chciał porwać pirat do Szwecji, ze źródeł internetowych

Operacja „Alarm”

Ponieważ istnieje międzynarodowy terroryzm, z nim trzeba walczyć. W tym celu opracowano całą serię odpowiednich procedur, wśród których znajduje się i sygnał „Alarm”. Oznacza on próbę przejęcia samolotu i czyny, które należy zastosować, aby do tego nie dopuścić. Pewnego razu „Alarm” rozbrzmiał w Iwano-Frankowsku.

Ostatnie lata istnienie ZSRR zapamiętały się totalnym deficytem. Wprawdzie nie stosowało się to Moskwy, gdzie można było kupić wszystko – od kawioru do brazylijskiej kawy. Dlatego załogom, latającym do stolicy, przyjaciele i koledzy robili zamówienia na różny „deficyt”. Pewnego razu, gdy maszyna podchodziła do lądowania we Frankowsku, pilot przez radio podał: „Szykujcie grupę przejęcia”. Miał na myśli tych, co mieli przyjść po zwoje zamówienia. Ale zrozumiano go dosłownie.

Dyżurny ruchu, regularnie oglądający wiadomości, wyobraził sobie, że na pokładzie są piraci. Według instrukcji zapytał pilota o kurs i wysokość. Kapitan miał podać dane i powiedzieć zakodowaną wiadomość, że wszystko jest w porządku. Ale pilot dlaczegoś odpowiedział inaczej. Przestraszony dyspozytor przekonał się ostatecznie, że z samolotem jest coś nie tak i ogłosił „Alarm”.

Oto, co się stało: maszyna kołuje na postój przed halą przylotów, ale schodków, dlaczegoś, nie podstawiają. Zamiast tego samolot otaczają specoddziały KGB w maskach i szykują się do szturmu, pasażerowie i załoga są w szoku. Gdy wszystko się wyjaśniło, kapitan dostał solidną naganę i na trzy miesiące odsunięto go od lotów – po deficyt do Moskwy

Katastrofy śmigłowców

W lotnictwie istnieje precyzyjna klasyfikacja wszystkich nadzwyczajnych sytuacji, które określane są, jako „przygody lotnicze”. Jeżeli są uszkodzenia maszyny – to awaria, jeżeli są ofiary – to katastrofa. Dla lotnictwa cywilnego 21 stycznia 2009 roku był czarnym dniem.

W tym dniu z Użhorodu wyleciał suprlekki helikopter Eurocopter AS-350. Leciał do Iwano-Frankowska. Należał do prywatnej kijowskiej firmy „Atoll Holding”. Maszyną kierowali piloci Petro Herca (46 lat) i Serhij Anopko (26 lat). Przy zbliżaniu się do lotniska obniżyli lot i trafili w gęstą mgłę. Koło wioski Goroholino w rej. Bohorodczańskim maszyna zaczepiła o linię elektryczną, upadła z zapaliła się. Obaj piloci zginęli.

Nie była to jedyna katastrofa śmigłowca w obwodzie Iwano-Frankowskim. 3 sierpnia 2008 r. koło wioski Czerhaniwka w rej. Kosowskim spadł i spłonął śmigłowiec MBB Bo-105, należący do miejscowego prywatnego aeroklubu „Jawson”. Zginęło troje ludzi, wśród nich pilot z Austrii.

Prawie sensacja

Ten wypadek o mały włos nie stał się katastrofą. 5 listopada 2008 r. lot nr356 Iwano-Frankowsk-Kijów kompanii „Dniproawia” startował pomyślnie. W punkcie docelowym była gęsta mgła, ale pilot Emraera 145 postanowił lądować. Przy lądowaniu odczuło się silne uderzenie, po czym maszyna zwaliła się na prawą stronę. Pilot gwałtownie poderwał maszynę. Potem było jeszcze trzy próby lądowania, ale wszystkie niepomyślne. Piloci zdecydowali się na awaryjne lądowanie we Lwowie, gdzie pas startowy jest o wiele dłuższy i szerszy.

Przez godzinę samolot krążył nad Frankowskiem, spalając paliwo, po czym wziął kurs na Lwów. Tu już na niego czekano. Pas zalano specjalną pianą i przygotowano wszystkie służby ratunkowe. Stewardesa przed lądowaniem wyszła do pasażerów i poprosiła wszystkim zapiąć pasy, nachylić się do przodu i objąć głowę rękoma.

Na szczęście samolot wylądował pomyślnie, a na końcówce lewego skrzydła znaleziono wgniecenie. Rozpoczęto śledztwo, ale jego wyników jego ogłoszono. Wśród pasażerów tego lotu był gubernator obwodu Iwano-Frankowskiego Mykoła Palijczuk. To dopiero mogła być sensacja!

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 1 (413), 17 – 30 stycznia 2023

X