Misjonarze Pomisjonarski klasztor w Horodence, fot. Dmytro Antoniuk

Misjonarze

Klasztory rzymskokatolickie na Wschodzie Rzeczypospolitej

Od jednego z najbardziej znanych zakonów Kościoła katolickiego – dominikanów, przechodzimy do chyba najmniej znanego i opisanego na dawnych terenach Ukrainy zgromadzenia – oo. misjonarzy.

Równocześnie ze zgromadzeniem ss. miłosierdzia św. Wincenty a Paulo (kanonizowany w 1737 roku) założył zgromadzenie męskie pod oficjalną nazwą Kongregacja Misji (Congregatio Missionis) – stąd wzięła się nazwa – oo. misjonarze. Głównym zadaniem zakonu była działalność oświatowa i religijna wśród biedoty i odnowa pobożności wśród kapłanów. Św. Wincenty wspólnie ze swym uczniem Antonim Porta przyrzekli stałą modlitwę w intencji misji chrześcijańskich. Gdy zgromadziło się wokół nich około 140 kapłanów, zgromadzeniu przekazano paryski klasztor św. Łazarza (stąd francuska nazwa zgromadzenia – lazaryści).

Papież Urban VIII oficjalnie zatwierdził zakon w 1633 roku, ale św. Wincenty jeszcze przez ponad dwa dziesięciolecia pracował nad udoskonaleniem jego statutu. Zgodnie z testamentem założyciela oo. misjonarze opiekowali się głównie seminariami i przygotowaniem teologicznym przyszłych księży.

W Rzeczypospolitej zakonnicy pojawili się w 1651 roku. Na naszych terenach ich klasztor otwarto początkowo we Lwowie, a później w Zasławiu (dziś Iziasław w obw. chmielnickim) i jeszcze kilku innych miejscach. W ciągu swego istnienia zgromadzenie przeżywało liczne prześladowania. Pierwsze – w czasie rewolucji francuskiej, następnie w Chinach, również w Hiszpanii podczas wojny domowej. Podczas prześladowań zginęło około 200 braci, w tym 2 biskupów. Niektórzy z tych męczenników zostali beatyfikowani.

Herbem zakonu jest owalna tarcza z postacią Chrystusa, stojącego z rozpostartymi rękoma na kuli ziemskiej. Wokół biegnie napis: „Posłał mnie głosić Dobrą Nowinę ubogim” (Evangelizare pauperibus misit me). Zakonnicy noszą białe habity.

Pomisjonarski klasztor w Horodence, fot. Dmytro Antoniuk

Jako pokutę za swe liczne grzechy, starosta kaniowski i jeden z najbardziej legendarnych magnatów XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej Mikołaj Potocki rozpoczął wznoszenie kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP w Horodence i klasztoru dla oo. lazarystów-misjonarzy. Był to rok 1743. Makietę, rzeźbioną w drzewie lipowym, sprezentował fundatorowi włoski architekt Bernard Meretyn, którego Potocki zaprosił na swój dwór. Ta makieta do czasu II wojny światowej zachowała się we Lwowskim Ossolineum, a dziś przebywa prawdopodobnie we Wrocławskim Ossolineum.

Kiedy już kościół prawie ukończono (prawdopodobnie w roku 1754), temperament Potockiego przejawił się w pełni. Gdy za jakiś ciężki grzech (prawdopodobnie było to zabójstwo panny Bondarówny, która nie chciała oddać się panu – co opiewa nawet pieśń) oo. misjonarze nie dali mu rozgrzeszenia w czasie spowiedzi wielkanocnej, rozgniewany magnat rozpędził braciszków, a gotowe mury nakazał rozebrać. Jednak gniew jego szybko zmienił się na litość i przeznaczył zakonowi jeszcze większą donację. Starosta wprawdzie, po tym wypadku, przeszedł na wiarę unicką (greckokatolicką), mając nadzieję, że unici będą bardziej pobłażliwi do jego grzechów śmiertelnych.

Pomisjonarski klasztor w Horodence, fot. Dmytro Antoniuk

Projekt tego kościoła i klasztoru był dla Włocha pierwszym na terenach Rzeczypospolitej. Już wkrótce zaproszony został do opracowania projektu cerkwi pw. św. Jura we Lwowie, następnie ratusza w Buczaczu i kościoła w Hodowicy. W Horodence Meretynowi po raz pierwszy towarzyszył genialny rzeźbiarz niemiecki Jan Jerzy Pinsel, którego prace charakteryzuje wyjątkowa ekspresja i patos wyrazu. Staraniem tego duetu wnętrze kościoła w Horodence zostało wyposażone w pięć ołtarzy z 30 figurami. Największe z nich – ponad dwumetrowej wysokości – stały na kolumnach w ołtarzu głównym. Oprócz tego kościół otrzymał bogato zdobioną ambonę z postaciami ewangelistów i korynckimi kapitelami. W kościele znajdował się cudowny obraz Matki Bożej Horodeńskiej, uważany za cudowny. Było tego aż nadto, by zachwycić zarówno pobożny lud, jak i wymagająca szlachtę. Świątynia była otynkowana tylko wewnątrz, a iluzoryczne freski zdobiły jedynie zakrystię i częściowo nawy boczne. W prezbiterium wisiał portret fundatora Mikołaja Potockiego. W swej całości świątynia odziedziczyła najlepsze tradycje włoskiej, bawarsko-austriackiej i czeskiej szkół architektonicznych.

Równocześnie ze świątynią wznoszono wielki piętrowy klasztor, w którym umieszczono przytułek dla ubogich: dla 6 mężczyzn i 6 kobiet. Przed świątynią na wysokiej kolumnie ustawiono figurę Madonny, również dłuta Pinsla.

Konsekracja całego zespołu miała miejsce w 1760 roku, niedługo po śmierci Bernarda Meretyna. Zgromadzenie działało tu do 1784 roku, kiedy to zostało skasowane przez władze. Od tej chwili kościół pełnił funkcję parafialnego. W klasztorze początkowo umieszczono szpital wojskowy, a potem magistrat, który mieścił się tu aż do przyjścia pierwszych sowietów. W 1866 roku budowniczy Essel Herschel planował podczas remontu pozbawić fasadę świątyni dynamicznych figur Pinsla, na szczęście sprzeciwił się temu pierwszy konserwator zabytków Galicji Mieczysław Potocki.

Ostatni proboszcz w Horodence, ks. Michał Sobejko, wyjechał do Kępnicy na Dolnym Śląsku latem 1945 roku, wywożąc ze sobą cudowny obraz. W tym czasie klasztor zajęły już wojska sowieckie, a po latach umieszczono tu szkołę zawodową. Ci „gospodarze” zniszczyli 13 bezcennych figur Pinsla, paląc nimi w piecu! Borysowi Woźnickiemu ze Lwowskiej Galerii Obrazów udało się uratować jedynie kilka figur i fragmenty zdobnictwa ołtarzy, które teraz wystawiane są w Muzeum Pinsla we Lwowie i zabezpieczone w magazynach Galerii w Olesku. Natomiast uszkodzona figura „Dobrego Pasterza” znajduje się w Muzeum Sztuki Huculszczyzny i Pokucia w Kołomyi. Co nieco z wystroju świątyni przechowuje też Muzeum Sztuki w Iwano-Frankiwsku (dawn. kolegiata stanisławowska). Trzy rzeźby Pinsla znajdują się w Bawarskim Muzeum w Monachium, prawdopodobnie trafiły tam za okupacji niemieckiej.

Zniszczony przez uczniów zawodówki kościół starali się w 1975 odnowić lwowscy konserwatorzy, ale ich dzieło uznano za nieudane. W 1990 roku świątynię przekazano grekokatolikom, którzy wyremontowali całość i otynkowali tylko dół świątyni. Na resztę zabrakło funduszy. Dziś w ich posiadaniu jest również klasztor, który znajduje się w stanie awaryjnym. Są plany otwarcia tu seminarium, ale z wielu cel wyremontowano zaledwie jedną.

W świątyni zachował się ołtarz główny i jeden z bocznych oraz pozbawiona dekoracji ambona. W zakrystii zachowały się XVIII-wieczne freski. Z jednej z kaplic korzystają katolicy rzymscy. W 2010 roku odsłonili oni tablicę z portretem Mikołaja Potockiego z okazji 250. rocznicy konsekracji świątyni i przywrócili rodowy herb Pilawa na wieżach. Najlepiej chyba odnowiona jest kolumna z figurą Madonny, pod którą zachowało się epitafium o. misjonarza Józefa Suchogórskiego – jedyne ocalałe z dawnego przykościelnego cmentarza.

Kościół św. Wojciecha we Lwowie, fot. Dmytro Antoniuk

Lwów. W 1602 roku w rodzinie lwowskiego mieszczanina Piotra Moskalika zmarło na cholerę dwoje dzieci. Pochował je pod Lwią Górą i wkrótce w tym miejscu wybudował niewielki drewniany kościółek pw. św. Wojciecha (przy ob. ul. Dowbusza 24). Minął wiek i świątynię tę zastąpiono murowaną, w której prawdopodobnie w 1704 roku stacjonował król szwedzki Karol XII podczas oblężenia Lwowa przez wojska szwedzkie.

Arcybiskup lwowski Mikołaj Wyżycki w 1749 roku przekazał świątynię oo. lazarystom, zwanym w Rzeczypospolitej misjonarzami. Zajmowali się tu kształceniem księży i opieką duchową nad więźniami. Misjonarze przy kościele wybudowali skromny piętrowy klasztor. Tego rodzaju niewielkie ośrodki zgromadzenia nie miały szans na przetrwanie reform cesarza Austrii Józefa II. Klasztor skasowano i przekazano wojsku na prochownię.

Pod koniec XIX wieku we Lwowie wzmógł się ruch w obronie zabytków i w 1897 roku profesor historii o. Jan Ślusarz wystąpił z inicjatywą otwarcia przy kościele pw. św. Wojciecha bursy dla ubogich uczniów szkół średnich w celu przygotowania ich do wstąpienia do seminarium. Powstało Towarzystwo Bursy św. Wojciecha, które zwróciło się do cesarza Franciszka Józefa I z prośbą o zwrot przejętego kościoła. Cesarz na to przystał, ale wojsko zażądało, by wybudowano nową prochownię. Zebrano odpowiednie fundusze i żądaniu stało się zadość.

Ikonostas w kościele św. Wojciecha we Lwowie, fot. Dmytro Antoniuk

Na remont świątyni 20 tys. florenów przekazał arcybiskup Józef Bilczewski i to on w 1906 roku konsekrował odnowiony kościół i niewielki klasztorek. W okresie międzywojennym bursa nie działała, co przyczyniło się do upadku również kościoła, który ponadto został obrabowany.

Za drugich sowietów w kościele znów urządzono magazyn, tym razem podzespołów do telewizorów i radioodbiorników. Zabytek przedzielono na kondygnacje, niszcząc całkowicie dekoracje wnętrza. W 1994 roku świątynię przekazano grekokatolikom, którzy przeprowadzili gruntowny remont i otworzyli tu cerkiew pw. św. Josafata. Pieniądze na remont przekazali Ukraińcy z USA, o czym świadczy stosowna tablica.

Dawny klasztor został nadbudowany i obecnie prowadzone są tu zajęcia dla uczniów z niezamożnych rodzin. Wokół zachował się mur otaczający całość. Prawdopodobnie pochodzi on z początków XVIII wieku.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 18 (334), 30 września – 14 października 2019

Dmytro Antoniuk. Autor licznych przewodników po Ukrainie oraz książki w dwóch tomach "Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie". Inicjator dwóch akcji społecznych związanych ze zbiórką środków na remont zamku w Świrzu w latach 2012-2013. Tłumacz z języków polskiego, angielskiego i niemieckiego. Stypendysta Programu "Gaude Polonia" w roku 2016, w ramach którego przetłumaczył księgę Barbary Skargi "Po wyzwoleniu: 1944-1956", która ukazała się po ukraińsku w wydawnictwie "Knyhy XXI". Razem z Pawłem Bobołowiczem był autorem akcji "Rok 1920: Pamięć w czasach pandemii", w wyniku której powstała mapa interaktywna miejsc pamięci na Ukrainie oraz foldery, wydane przez Konsulaty RP we Lwowie i Winnice. Od listopada 2020 roku jest autorem i prowadzącym audycji radiowej na Radio WNET - "Wspólne Skarby". Stały autor Kuriera Galicyjskiego od 2008 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X