Mała pani wielkiego pałacu fot. Dmytro Poluchowycz

Mała pani wielkiego pałacu

W tej prawie bajecznej, ale co tam, absolutnie nieprawdopodobnej historii mamy zadziwiającą mieszankę marzeń, miłości do spuścizny historycznej ojczystej ziemi, wolontariatu, zaangażowania i przebijania murów głową, a wreszcie sukcesu, w który mało kto wierzył.

Na Ukrainie zachowało się wiele dawnych pałaców. Na wschodnim brzegu Zbrucza były one w burzliwych latach rewolucji bezlitośnie niszczone. Po całkowitym rozgrabieniu kolejnego majątku przed chłopami stało pytanie: jak i między kogo podzielić pokaźną budowlę? W większości przypadków postępowano według zasady „niech nie dostanie się nikomu” – pałace rozbierano na budowy socjalizmu (czytaj – chlewów).

fot. Dmytro Poluchowycz

Po drugiej stronie Zbrucza sytuacja była nieco inna. Tu akty wandalizmu przypadają na lata I wojny światowej. Część pałaców ginęła w wyniku działań wojennych, a inne cichcem niszczono, aby ukryć barbarzyństwo Rosjan. Dzieło kontynuowali czerwoni żołnierze Tuchaczewskiego i Budionnego, wśród których możliwość ograbienia „polskich panów” wzmagała klasową nienawiść. Część z nich padła też z ręki „wyzwolicieli” z 1939 roku lub została zniszczona podczas II wojny światowej.

Do naszych dni dotrwały jako tako pałace, dla których nowi właściciele znaleźli jakieś zastosowanie, np. urządzili w nich sanatoria, zakłady oświaty lub kultury. Z chwilą wybudowania nowych tego typu obiektów stare opuszczano jako niepotrzebne i te ostatecznie niszczały. Należy tu wspomnień pałac Raciborskich w miejscowości Lisowody w obw. chmielnickim, w którym do końca lat 80. mieściło się liceum mechanizacji rolnictwa. Po przeniesieniu liceum do nowego budynku stare pałacowe zabudowania opustoszały i dziś są w stanie awaryjnym. Podobna historia spotkała też rezydencję Mniszków-Świderskich w sąsiednich Żyszczyńcach, gdzie do niedawna była szkoła średnia, a dziś to już ruina.

Wiele takich obiektów ocalało, bo mieściły się tu sanatoria. Obecnie mają dwie perspektywy – albo znajdą nowe zastosowanie, albo czeka je podobna pustka i ruina.

Na terenach Chmielnicczyzny w takim „zawieszonym” stanie znajduje się jeden z najpiękniejszych zespołów pałacowo-parkowych, leżący w miejscowości Malejowce.

Notka historyczna

Pałac w Malejowcach powstał w 1788 z funduszy łowczego koronnego Jana Onufrego Orłowskiego, faworyty ostatniego króla Rzeczypospolitej Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jeżeli dawać wiarę legendom rodu Orłowskich, autorem projektu był Włoch Domenico Merlini, nadworny architekt króla. On to wybudował pałac w stylu wczesnego francuskiego klasycyzmu okresu Ludwika XVI. Od początku pałac prezentował się wspaniale. Frontony pałacu zdobiły bogate dekoracje łączące pod wspólną hrabiowską koroną herby „Lubicz” Jana Orłowskiego i „Doliwa” jego małżonki Anny ze Starzyńskich. Umieszczono je na tle kompozycji z armat, sztandarów, kopii, szabel i innych atrybutów wojskowych. Boczne portyki natomiast dekorowały maszkarony mitycznych postaci i data „1788”. Wszystko to dobrze zachowało się… na starych zdjęciach. Za komunistów te „szkodliwe ideologicznie” dekoracje zniszczono i pozostawiono jedynie datę.

O dziwo, wnętrza zachowały się o wiele lepiej. Ocalały sztukaterie, wewnętrzne dekoracyjne kolumny, kute poręcza schodów i podobne detale.

Olbrzymi pałacowy park (17,2 ha) powstał według projektu i wysiłku znanego architekta ogrodów Dionizego McClaira i nie mniej znanego artysty Dionizego Klinera. Główną ozdobą parku jest 18-metrowa skała z niespotykanie pięknym wodospadem. Woda wypływa ze źródła, leżącego powyżej szczytu skały. U podnóża skały jest grota, a powyżej – świątynia w pieczarze. Są to pozostałości po dawnym tu klasztorze.

Klasztor ten powstał prawdopodobnie w czasach książęcych. W połowie XVII w. został zniszczony, ale kiedy i przez kogo – dokładnie nie ustalono. Mogło to być w okresie wojen Chmielnickiego lub wojen z Turkami. Od 1708 roku i do czasu, gdy Podole w 1793 roku zajęła Rosja, istniał tu klasztor zakonu św. Bazylego Wielkiego.

Cerkiew w pieczarze jest poświęcona Narodzinom św. Jana Chrzciciela i prawdopodobnie powiązana była z leżącym opodal jeziorem św. Jana, uważanego za „wodnego” świętego. Nad skałą stał murowany klasztor (wcześniej prawdopodobnie drewniany), który zniszczyli komuniści w latach 30. XX w.

W czasie rewolucji pałac został ograbiony. Od całkowitej rujnacji uratował go miejscowy lekarz, niejaki Sielecki, który urządził w nim szpital. Przekazy mówią, że uratowanie pałacu przed zawziętymi komunistami, którzy chcieli „zrujnować wszystko do podstaw”, było możliwe dzięki wstawiennictwu znanego działacza bolszewickiego Waleriana Kujbyszewa. Prawdopodobnie był krewnym żony Sieleckiego. W pałacu umieszczono sanatorium dla dzieci. Później działało tu sanatorium gruźlicze dla dzieci.

To właśnie lekarze uratowali zabytek przed całkowitym zniszczeniem.

Wolontariusze-ratownicy

Wydawać by się mogło, że pałacowi nic nie grozi. Jednak w wyniku reformy medycyny, w której ramach nie przewidziano państwowych dotacji na medyczne zakłady profilaktyczne, nad sanatorium zawisła groźba zamknięcia. Pod koniec 2019 roku pojawiła się nawet decyzja władz obwodowych o likwidacji kilku sanatoriów, w tym i specjalistycznego sanatorium „Świt” w Malejowcach.

Ta decyzja oznaczała dla pałacu opustoszenie ze wszystkimi wypływającymi stąd konsekwencjami. Najlepszym dowodem takiego losu są wspomniane tu pałace w Żyszczyńcach i Lisowodach oraz ruiny pałacu w Zasławiu.

Do obrony sanatorium, a więc też pałacu stanęła krajoznawczyni, przewodnik, urodzona w Malejowcach Anastazja Doniec. Jest ona też założycielką i prezesem organizacji społecznej „Malejowicka spuścizna”. Włączyła do akcji media i rozwinęła szeroką kampanię ratunku spuścizny Orłowskich. Autor tych strof również dołączył do akcji.

Pani Anastazja walczyła o pałac, wiedząc o co tu idzie. Jako krajoznawca, podróżnik i przewodnik, wspaniale zdawała sobie sprawę z tego, co grozi obiektowi, gdy odejdzie stąd dotychczasowe życie. Sama była świadkiem wielu takich przykładów.

– W Kitajgrodzie, jednym z najbardziej malowniczych zakątków Podola, nad skrajem wąwozu rzeki Ternawy tulą się ruiny pałacu Potockich-Popowskich, powstałego na przełomie XVIII-XIX wieków – opowiada pani Anastazja. – Jeszcze pod koniec lat 80. pałac był w dobrym stanie, ale gdy mieszczącą się tu szkołę przeniesiono do nowego budynku, zabytek okazał się nikomu nie potrzebny i po kilku latach rozebrano go na budulec. Pałacowi Orłowskich groziło to samo.

Przykładu nie trzeba szukać daleko. Wspaniały pałac kultury w Malejowcach stoi dziś niedaleko pałacu w całkowitej ruinie. Należy zaznaczyć, że sam pałac jest dla pani Anastazji „gniazdem rodzinnym”. W sanatorium pracowali jej dziadkowie, później kierownikiem sanatorium był jej ojciec, Leonid Juń. Lekarz naczelny „Świtu” wiele zrobił dla ratowania zakładu i pałacu. Pukał do drzwi wysokich notabli, przekonywał urzędników, że zachowanie sanatorium będzie też ocaleniem pałacu.

W 2019 roku władze obwodowe podjęły decyzję o finansowaniu sanatorium z budżetu obwodowego. Zdawałoby się, że historia zakończyła się „happy endem”. Ale przyszła epidemia COVID-19 i sanatorium zamknięto, a większość pracowników zwolniono. Była to też katastrofa dla starego pałacu.

– Z powodu braku w sanatorium małych pacjentów nie przyznano funduszy na opał – ciągnie dalej pani Anastazja. – Dla budowli mającej blisko ćwierć tysiąclecia brak ogrzewania zimą to katastrofa. W tym czasie mury wciągną wilgoć, rzuci się na nie pleśń i grzyb, które później trudno już będzie zwalczyć.

Na szczęście w pałacu ocalała stara kotłownia na drzewo i węgiel. Z tym opałem kłopotów nie było – w parku nie brak uschłych i powalonych drzew. Ale trzeba było je dopiero przepiłować i porąbać.

3 grudnia 2020 roku Anastazja Doniec opublikowała na swojej stronie na FB apel o zbiórkę funduszy na piły spalinowe i zwróciła się do wolontariuszy o pomoc w przygotowaniu opału. W ciągu kilku dni zebrała 25 tys. hrywni, koniecznych na piły, benzynę do nich i transport wolontariuszy. Już 18 grudnia do Malejowic zjechali wolontariusze, aby wziąć udział w akcji. Przyjechali tu z Kamieńca Podolskiego, Dunajowiec, Chmielnickiego i nawet z Kijowa. Dołączyli do nich również miejscowi mieszkańcy i pracownicy sanatorium. Około 50 osób, mając na uzbrojeniu siedem pił spalinowych, dziesiątki siekier i przy udziale trzech traktorów, zapewniło opał na cały sezon grzewczy.

Ta pierwsza akcja Anastazji Doniec zapoczątkowała tzw. „Turystykę wolontariuszy” – akcję łączącą zwiedzanie pewnych zakątków Podola z porządkowaniem parków, wywozem śmieci z zabytków i oczyszczaniem zbiorników wodnych.

W samych Malejowcach wolontariusze przeprowadzili około 20 akcji, po których w unikatowym parku zniknęły samosiejki i chwasty. Akcje te miały jeszcze jeden cel:

– Na początku 2020 roku zrozumieliśmy, że sanatorium już się nie odrodzi – opowiada pani Anastazja. – Uratować pałac przed opuszczeniem i ruiną mogła jedynie zmiana sposobu jego działalności. Przede wszystkim, chodzi o stworzenie w Malejowcach kompleksu muzealnego, jak np. w Samczykach. W tym celu należało zwrócić uwagę społeczeństwa i urzędników na problem zachowania spuścizny po Orłowskich.

fot. Dmytro Poluchowycz

Same akcje oczyszczania, rzecz jasna, nie wystarczą. Pani Anastazja załączyła media i władzę. Wielką pomoc okazał jej przewodniczący administracji obwodowej Serhij Hamalij. Dzięki jego wsparciu wyremontowano drogę do Malejowiec, (stara rozbita odstraszała potencjalnych turystów) oraz przyznano fundusze na projekt odnowienia pałacu.

Anastazja Doniec , fot. Dmytro Poluchowycz

Anastazji Doniec udało się dokonać wiele. 30 września 2021 roku Chmielnicka Rada obwodowa podjęła decyzję o organizacji w Malejowcach muzeum historyczno-kulturowego. Anastazja Doniec została powołana na stanowisko dyrektora tej placówki.

– Jest to ten przypadek, gdy marzenia o przywróceniu pałacowi dawnej świetności są droższe niż pieniądze – dzieli się emocjami pani Anastazja. – W tym celu zostawiłam prosperujący biznes turystyczny, który miałam w Kamieńcu Podolskim. Osiadłam teraz w dość depresyjnej miejscowości, jaką są Malejowce. Ale spełnienie mego marzenia jest warte tego, a nawet więcej.

Obecnie pałac powoli pozbywa się sowieckich naleciałości. Rozebrano ścianki działowe klitek sanatoryjnych we wspaniałych niegdyś komnatach.

– Mamy tu wiele takich ścianek, dzielących sale na ciasne pokoiki – mówi pani Doniec. – Pałac w Malejowcach – to historia świadomości ludzkiej wyrażona w architekturze. Arystokraci stawiali wysokie sufity, wysokie drzwi, przestronne pokoje, bo wielka ryba nie rośnie w małym akwarium. Wieśniacy, którzy weszli tu przed stu laty, pobielili wszystko wapnem – bo takie było ich wyobrażenie piękna, obniżyli drzwi – bo tak czuli się komfortowo. W wysokich drzwiach można było trzymać się prosto – nie byli do tego przyzwyczajeni. Sama przestrzeń tworzy wymagania. Historia tego pałacu to nie tylko mury, ona świadczy również o mentalności – podsumowuje pani Anastazja. – Z alkowy usunięto ściankę działową z okresu sowieckiego, dwustuletnie, pokryte stiukami ściany oczyściliśmy z tapet. Oczyściliśmy z wapna dość duże fragmenty stiukowych ścian.

– Planujemy urządzić w pałacu swego rodzaju artystyczną rezydencję – dzieli się dalszymi planami dyrektor. – Jest to wspaniałe miejsce na wystawy dzieł sztuki, organizacje koncertów muzyki klasycznej i kameralnej, festiwali czy wykorzystanie wnętrz na potrzeby filmowców.

Nowa dyrektor zajęła się… hodowlą owiec. W starym hrabiowskim sadzie jabłoniowym żyje niewielkie stadko owiec z baranem Sosem na czele. Zadaniem tej trzódki jest „strzyżenie” trawnika pod jabłonkami i zabawianie dzieci odwiedzających pałac. Zmęczeni urbanistyką turyści również cieszą się na widok tych miłych zwierzątek. Wkrótce w pałacu zamieszka również para koników (obiecała je rada obwodowa), będą służyć do fotografii i wozić turystów powozem.

Pani Anastazja utrzymuje kontakt z potomkami rodziny Orłowskich, których los rozrzucił po świecie. Dzięki temu udało się jej zebrać kolekcję zdjęć wnętrz pałacowych z dawnych czasów. Pozwoli to na odnowienie dekoracji wnętrz, gdy zostaną zebrane odpowiednie fundusze.

W muzeum pojawiły się też pierwsze eksponaty – odszukano fragmenty figur, którymi kiedyś udekorowany był park. Obecnie toczą się rozmowy o ich restauracji.

Na razie świeżo powstałe muzeum raczkuje, ale, biorąc pod uwagę jego dyrektor, jej entuzjazm i rozsądek, możemy śmiało przewidywać, że mała pani wielkiego pałacu spełni wszystkie swoje marzenia i zapewni pałacowi wielką przyszłość.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 24 (388), 27 grudnia 2021 – 17 stycznia 2022

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X