Echa „przekleństwa Grabianki” Detal nagrobka ze szlacheckimi herbami, fot. Dmytro Poluchowycz

Echa „przekleństwa Grabianki”

Sensacyjne odkrycie na starym polskim cmentarzu w Kupinie i mistyczne zbiegi okoliczności.

Kurier Galicyjski już publikował obszerny materiał o znanym okultyście i mistyku XVIII w., założycielu iluminatów Avignonu i „królu Nowego Izraela”, podolskim szlachcicu Tadeuszu Grabiance. Była to rzeczywiście postać wybitna. Przypomnę, że swego czasu hrabia Grabianka i Alessandro Cagliostro uważani byli za tę samą osobę, a idee, proklamowane przez pana Tadeusza miały wpływ na europejską historię aż do połowy XIX w.

Portret Tadeusza Grabianki

Publikacja w Kurierze Galicyjskim była swego rodzaju produktem ubocznym szerszego projektu – książki o znanym mistyku, nad którą wówczas pracowałem. Osoba Tadeusza Grabianki była na tyle interesująca, że chciałem jak najprędzej podzielić się swymi odkryciami. Mam umowę z wydawcą i jeśli dobrze pójdzie, to już w następnym roku książka się ukaże. Nie określiłem się z jej nazwą – na razie robocza brzmi „Tadeusz Grabianka – król iluminatów”.

Gdy badamy życie wielkiego mistyka, trzeba być przygotowanym na różne mistyczne zbiegi okoliczności. Sama książka pojawiła się również w mistyczny sposób. Początkowo nawet nie planowałem tak szeroko pisać o tej postaci. Wszystko zaczęło się od prośby sekretarza Rady miejskiej Gródka Podolskiego Ołeny Grich o przygotowanie krótkich informacji o kilku postaciach historycznych, powiązanych z naszą gminą. Zaznaczę, że Grabianka na tej liście zajmował daleko nie na pierwszą pozycję.

Kim był, wiedziałem w ogólnych zarysach, bez szczegółów. Gdy zacząłem o nim pisać, wynikł pierwszy mistyczny zbieg okoliczności: do pracy zabrałem się 6 grudnia – dokładnie w 215. rocznicę jego tragicznej śmierci w kazamatach fortecy Piotropawłowskiej w Petersburgu! Zwróciłem na to uwagę przez przypadek, bo przede wszystkim miałem opisać jego życie.

Praca nad zaplanowaną krótką notką biograficzną tak mnie porwała, że zbiór materiałów i ich opis zajął mi ponad rok, a w końcu okazało się, że powstanie cała książka. Przeglądnąłem kilkaset źródeł od końca XVIII w. do czasów obecnych.

O iluminatach Avignonu („Nowym Izraelu” czy „Ludzie Bożym”) w ciągu ostatnich 150. lat ukazało się wiele badań naukowych w USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Portugalii… i naturalnie w Polsce. Temat ten badały najsolidniejsze uniwersytety i znani uczeni. W Ukrainie natomiast, skąd Grabianka pochodził, mamy jedynie około 15 amatorskich krajoznawczych publikacji i krótką wzmiankę w „Wikipedii”… i to wszystko.

Gdy opracowałem już część tekstową i pozostał mi wybór ilustracji, stało się kolejne wydarzenie, o zabarwieniu mistycznym…

Portret trumienny Teresy Grabianki Stadnickiej na pamiątkę przedwczesnej śmierci jej córki Anny (1772–1796). Mal. Józef Piczman

Przypomnijmy, że potomkowie pana Tadeusza uważali go za swego rodzaju „złego geniusza” rodziny. Twierdzili, że jego gierki okultystyczne były przyczyną szeregu nieszczęść, które prześladowały ród, że było to swego rodzaju „przekleństwo Grabianki”.

Jego córka Anna Grabianka, która w wieku 6 lat została adeptką „Nowego Izraela”, i miała być dla iluminatów „mistycznym głosem Nieba”, oraz „matką nowego narodu”, zmarła w wieku lat 24. Jej śmierć też owiana jest mistyką. 25 stycznia 1795 r., wkrótce po zaręczynach z Ludwikiem Raciborskim, młoda i piękna dziewczyna zasiada do sporządzenia… testamentu,  i to dość tragicznego i wzruszającego:

„Umieram z wiarą w Boże miłosierdzie – pisze dziewczyna. – Jest on moim ojcem i sędzią jednocześnie, jego miłosierdzie jest tak wielkie, jak jego sprawiedliwość; Mocno wierzę, że odczuję dopiero w sferach zaświatów prawdziwe, nieprzerwane i święte szczęście. Nie zaznałam tego na ziemi – Ale nie skarżę się. Żegnam się z tym światem bez żalu… Pokryjcie moją mogiłę liliami, upiększcie ją mirtem i różami – zawsze mi się podobały…”

Jej przedwczesna śmierć ma prawdopodobnie całkiem logiczne i pozbawione mistyki wyjaśnienie. Jako dziecko Anna trzy lata przebywała u jednego z przywódców iluminatów, niejakiego proboszcza Brumore`a, któremu, zgodnie z proroctwem, na 7 lat została oddana na wychowanie. Proboszcz wówczas intensywnie parał się alchemią, mając laboratorium w swoim domu. Wiemy, że głównym minerałem ówczesnych alchemików była rtęć, i że chroniczne zatruwanie się nią jest rzeczą nieprzyjemną. Sam Brumore zmarł w wieku 48 lat.

Pod „przekleństwo Grabianki” podpada również smutny los jego wnuków Ludwika i Feliksa: zmarli bezdzietni.

Kolejny dowód działania tego przekleństwa odnalazłem zupełnie przypadkowo podczas badań starego, rzymskokatolickiego cmentarza w miejscowości Kupin. Stało się to w ostatnich dniach pracy nad książką. I jak tu nie mówić o mistyce?!

Dworek hrabiego, fot. Dmytro Poluchowycz

Miejscowość Kupin należała kiedyś do Grabianków. Stał tu jeden z dworków rodziny, wykorzystywany przeważnie jako „letnia rezydencja”. Wspomina o nim w dzienniczku Anna Grabianka i ciepło opisuje tu swoje pobyty i swojskie życie wiejskie. W bibliotece kupińskiego dworku zachowała się część archiwum Króla Nowego Świata, w tym jego korespondencja z „magiem” i „czarodziejem” hrabią Cagliostro. Archiwum pod koniec XIX w. w tajemniczy sposób spłonęło.

W tym dawnym dworku (później, rzecz jasna, przebudowanym) do niedawna mieściła się miejscowa szkoła. Na razie zabudowania świecą pustką… Ale wróćmy na cmentarz.

Badania kupińskich cmentarzy (prawosławnego, katolickiego i żydowskiego) prowadzone były w ramach akcji „Mogiły przodków”. Jest to wspólny projekt Organizacji Społecznej „Ukraina Incognita” z prezesem Olegiem Fedorowym, kierownikiem Wydziału kultury Rady Gródka, pod patronatem mera miasta Neoniły Andrijczuk. Prace badawcze prowadzone są przeze mnie.

fot. Dmytro Poluchowycz

Od początku polski cmentarz Kupina nie robił wrażenia. Było kilka mniej-więcej interesujących nagrobków z II połowy XIX w. Jeden z nich na pierwszy rzut oka był absolutnie „nijaki”. W ogóle nie zwróciłem na niego uwagi – tradycyjna czworoboczna symboliczna urna na podstawie. Ale, jak się okazało, pod zielono-szarą warstwą porostów był nie podolski wapień, lecz prawdziwy biały marmur karraryjski. W tej części Podola są jedynie dwa takie zabytki – słynna „Laura” w katedrze w Kamieńcu Podolskim i epitafium rodziny Potockich w kryptach kościoła dominikanów w Smotryczu.

fot. Dmytro Poluchowycz

Niestety, w Kupinie żadnego napisu nie znalazłem. Po dokładnych oględzinach wyjawiłem, że nagrobek początkowo składał się z kilku „pięter”. Do dziś ocalała jedynie pozbawiona napisów i dekoracji podstawa nagrobka. Następny poziom, gdzie przypuszczalnie były napisy i płaskorzeźby (najprawdopodobniej Matki Bożej), zniknął bez śladu. Jedyną zachowaną dekoracją jest wspomniana urna, którą ktoś wstawił w otwór, służący zapewne do mocowania w podstawie znikłych elementów. Na jednej ze ścian urny widnieje zatarty nieczytelny napis i data 1843. Pod datą – zatarta dekoracja w kształcie dwóch kielichów mszalnych.

Pierwsza ekspedycja do Kupina planowana była jako zwiad. Wobec tego nie miałem ani szczotek, ani wody do umycia nagrobka. Po dokładnym powiększeniu zrobionych na cmentarzu zdjęć okazało się, że na urnie są znaki heraldyczne – hełmy rycerskie z królewskimi koronami. Prawdopodobnie dolne części herbów ukryte są niżej.

To odkrycie po kilku dniach znów przyprowadziło mnie do Kupina. Tym razem zabrałem potrzebne narzędzia. Gdy wydobyłem urnę z zagłębienia w podstawie, zobaczyłem, jakie herby były tam ukryte… Można się domyśleć – jednym z nich był herb „Leszczyc” – rodowy herb Grabianków! Drugi herb rozpoznałem dopiero po czasie. Był to herb baronów Geismarów – czysto niemiecka heraldyka, nieobecna na terenach Rzeczypospolitej – stąd jego brak w polskich herbarzach.

Herby Kajetana Grabianki i Marii von Geismar, fot. Dmytro Poluchowycz

Ta para herbów zwieńczona była wielką hrabiowską koroną. Oddzielnie były mniejsze – hrabiowska nad „Leszczycem” i baronowska nad Geismarami. Grabiankowie, chociaż oficjalnie nie mieli tytułu hrabiowskiego, uparcie uważali się za takowych. Odnalazłem również napis:

„Zmarłemu dziecku
dnia 31 lipca 1844 r.
rodzice”.

Nagrobek na grobie nieznanego z imienia dziecka Kajetana i Marii, fot. Dmytro Poluchowycz

Jak się okazało, owymi rodzicami, pogrążonymi w nieutulonym żalu, byli Kajetan – wnuk Tadeusza Grabianki wg linii jego syna Antoniego i Maria von Geismar – córka znanego generała kawalerii Fryderyka von Geismara. Wsławił się on dwukrotnie: najpierw pokonał Turków, a później zadał okrutnej porażki polskim wojskom podczas powstania listopadowego.

W źródłach rodzinnych mamy pięciu potomków Kajetana i Marii. Dwoje dożyło do siwych lat. A co do trójki – informacji brak. Nie ma ani roku urodzenia, ani śmierci, są tylko ich imiona: Stanisław, Władysław, Olgierd. Pochowana tu dziecina jest kimś z nich. Ale w jakim wieku zmarła, trzeba jeszcze zbadać.

Znalezisko to jest absolutnie mistyczne. Przypomnę, że odkryłem je wówczas, gdy kompletowałem już zdjęcia do książki– zadziwiający zbieg okoliczności! Czy śmierć dziecka można przypisać działaniu tego, jak nazwano go później, „przekleństwa Grabianki”? Z drugiej strony, znając ówczesny poziom śmiertelności dzieci, nawet w rodzinach arystokratycznych – nie ma się czemu dziwić.

Przez prawie rok starałem się odnaleźć przynajmniej jeden grób potomków Grabianki. O przypadku tu chyba nie może być mowy. Od listopada do prac poszukiwawczych dołączyli partnerzy z Wydziału kultury Rady Gródka. Przecież wspólne poszukiwania w zaroślach dawnych cmentarzy jest o wiele bardziej skuteczne.

W ramach projektu „Mogiły przodków” planujemy zbadać wszystkie stare cmentarze Ziemi Gródeckiej – ukraińskie, polskie i żydowskie. Ma to na celu zbadanie wielonarodowej historii kultury Podola i Ukrainy, jako takiej.

– Po zakończeniu projektu mamy zamiar zorganizować szereg wystaw fotogramów – mówi kierownik Wydziału kultury Oleg Fedorow, – Postaramy się wydrukować album tych zdjęć i oczywiście, umieścimy go również w Internecie. W podsumowaniu akcji planujemy wytyczyć nowe trasy turystyczne.

Oleg Fedorow i Walenty Niszczyj oczyszczają części nagrobka, fot. Dmytro Poluchowycz

Własny plan wystawy ma zastępca mera Gródka Dmytro Warszawski: „Nasze miasto jest partnerem polskiego Sochaczewa –mówi Dmytro. – Mamy dawną dobrą tradycję wymiany delegacji z okazji Dnia miasta. Odwiedzamy się nawzajem. Obecnie, w czasie wojny, te odwiedziny są jednostronne – to my jeździmy do partnerów. Wybierać się w gości bez prezentu nie należy do dobrego tonu. Planujemy w następnym Dniu Sochaczewa zorganizować naszą wystawę, poświęconą nekropoliom Ziemi Gródeckiej. Będzie to 31 fotogramów – zgodnie z liczbą lat naszego partnerstwa.

Wystawa będzie bardzo interesująca. Na razie zbadany jest jeden cmentarz katolicki i mamy co najmniej pięć zdjęć na poziomie wystawy oraz jedno odkrycie sensacyjne. To dopiero początek.

PS

O kolejnych odkryciach w ramach projektu „Mogiły przodków” planuję nadal zawiadamiać Kurier Galicyjski, który dołącza do projektu jako partner medialny i obiecuję zamieszczać wiadomości o wszystkich interesujących odkryciach podolskich krajoznawców.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 23-24 (435-436), 19 grudnia – 15 stycznia 2023

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

X