Andrzej Kępiński: Chodzi nam o pokazanie wspólnych wartości

Andrzej Kępiński: Chodzi nam o pokazanie wspólnych wartości

Andrzej Kępiński (od lewej) i Mychajło Illienko (Fot. Jolanta Stopka)Robi Pan filmy o różnej tematyce. Ale gołym okiem widać, że najbardziej fascynuje Pana temat Ukrainy. Dlaczego właśnie Ukraina, a nie jakieś inne państwo?
Myślę, że to przypadek…  A może ktoś mnie prowadzi? Nie wiem… (śmiech). Po raz pierwszy byłem na Ukrainie w 1974 roku. Jako student wybrałem się na obóz naukowy do Charkowa. Za towarzysza Edwarda Gierka z PRL-u na Zachód mogliśmy już wyjeżdżać, trudną tylko była kwestia pieniędzy, pokrycia kosztów wyprawy. Natomiast do „przyjaciół” ze Wschodu nie można było ot tak sobie pojechać. Musiał być specjalny pretekst. No i kiedy pojawiła się taka możliwość bez namysłu pojechałem. Nagle okazało się, że to nie była praktyka naukowa.

W Charkowie przepakowali nas do pociągu i trafiliśmy nad rzekę Toboł w Kazachstanie, na budowę – budowaliśmy szkołę. Dostaliśmy tam nieźle w tyłek, ale dzięki temu poznaliśmy sowieckie realia. Nie zapomnę nigdy jak wysłałem życzenia telegraficznie do mojego ojca z okazji imienin. Do dzisiaj nie dotarły chociaż opłaciłem telegram. Ale na pewno ten telegram ktoś przeczytał (śmiech).

Natomiast po raz drugi, w styczniu 2001 roku zaprosił mnie do Kijowa Michał Karaczewski Wołk – obywatel Francji, zawodowy dyplomata i zarazem Wieki Książę Kijowa, Czernichowa i Karaczewa. W ten sposób zaczął się mój bliższy kontakt z życiem na Ukrainie, któremu towarzyszył szok – z każdym dniem coraz większy. Odkryłem że w historii, w sposobie interpretacji minionych dziejów dominują kłamstwa. W buncie przeciwko tej zakłamanej praktyce zacząłem sprawdzać fakty. Zacząłem kopać w dokumentach i archiwach. I nagle odkryłem, że ja sam do niedawna używałem terminów i pojęć, które mi narzucano z zewnątrz i które nie mają nic wspólnego z prawdą. Grzebiąc coraz głębiej nagle wychodzi ci coraz więcej tych kłamstw.

Czy Pana film „Tron na Ukrainie” opowiada o krachu rewolucji pomarańczowej czy o wierze ludzi, że nareszcie coś się zmieni?
„Tron na Ukrainie” jest opowieścią, w której próbowałem zanotować to co zaobserwowałem na Ukrainie w latach 2000-2007 w stosunkach polsko-ukraińskich na tle naszej tysiącletniej historii. To nie jest opowieść o pomarańczowej rewolucji. Rewolucja była częścią zdarzeń, które wtedy obserwowałem i zanotowałem.

Na jakim etapie są polsko-ukraińskie stosunki teraz?
Na bardzo złym, bo politycy udają, że się przyjaźnimy. Politycy z obu stron pozwalają na to, żeby to co może być przyczyną konfliktu rosło. Z jednej strony politycy ukraińscy pozwalają na budowę pomników zbrodniarzy, których liderem był nacjonalista a nie patriota – Stepan Bandera, a z drugiej strony przedstawiciele polskiego rządu nie protestują z tego powodu. Mało tego, czasem utrudniają życie Polakom, którzy mieszkają poza granicami Polski pozbawiając tych ludzi skromnego finansowania. Ot, podam chociażby przykład Uniwersytetu Trzeciego Wieku we Lwowie, który nie może doprosić się o roczne dotacje na poziomie śmiesznej kwoty pięciu tysięcy złotych, dzięki której ponad sto osób będzie mogło przez rok spotykać się, spędzać czas nie w samotności. Polski MSZ nie stać rocznie na pięć tysięcy złotych? Śmiechu warte.

 

„Lekcja patriotyzmu”. Warszawa, Wojskowe Powązki, „Łączka”, ekshumacja zwłok ofiar stalinowskich represji (Fot. Jolanta Stopka)Na tegorocznym festiwalu odbyła się premiera Pańskiego filmu „NIKT”. Co to za film?
To jest film prezentujący część elity II Rzeczypospolitej działającej na emigracji. Przedstawiam w nim konstytucyjnego prezydenta II RP na uchodźstwie Juliusza Nowinę-Sokolnickiego, uważanego przez inną część emigracyjnej elity II Rzeczypospolitej za samozwańca. Opowiadam też o tym, co mogło się wydarzyć w 1990 roku, gdyby Lech Wałęsa nie ograniczył się do przejęcia insygniów władzy II RP, a przejął władzę z mocy Konstytucji II Rzeczpospolitej. Konstytucyjny prezydent J. N. Sokolnicki chciał Wałęsie przekazać tę władzę, chciał by Wałęsa był jego konstytucyjnym następcą, by żyjący w kraju zwanym PRL stali się obywatelami II Rzeczpospolitej. Tymczasem Wałęsa wolał ograniczyć się jedynie do przejęcia insygniów władzy II RP, ślubując na Konstytucje PRL napisaną przecież pod dyktando sowietów.

Możliwość pokazania tego filmu właśnie we Lwowie była dla mnie wielkim wydarzeniem. Byłem gościem Uniwersytetu Trzeciego Wieku na przedpremierowym pokazie „NIKT”. Bardzo liczna grupa widzów tak serdecznie mnie potraktowała po projekcji tego filmu, tak niespodziewanie mnie wzruszyła, że nie mogłem z siebie wydobyć głosu przez bardzo długi okres czasu. Warto dożyć takiej chwili. I za tę chwilę pragnę za pośrednictwem Kuriera Galicyjskiego serdecznie podziękować lwowiakom z Uniwersytetowi III Wieku.

Jakie ma Pan marzenia związane z następnym festiwalem? Kogo jeszcze Pan by chciał zaprosić i jakie filmy przedstawić?
Aby rozszerzać nasze horyzonty musimy mieć coraz więcej przyjaciół, zwłaszcza w młodym pokoleniu. Jeżeli by się udało we Lwowie, Stanisławowie i innych miejscowościach, tak jak w Żytomierzu znaleźć grupę 20-30-latków, którzy po prostu widzą w tym sens i cieszą się na samą myśl że mogą coś takiego robić, byłoby to dla mnie ogromną satysfakcją.

Dziękuję za rozmowę.


Czytaj także: Drugi Polsko-Ukraiński Wędrujący Festiwal Filmowy BO! we Lwowie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X