Andrzej Kępiński: Chodzi nam o pokazanie wspólnych wartości

Andrzej Kępiński: Chodzi nam o pokazanie wspólnych wartości

Z ANDRZEJEM KĘPIŃSKIM, polskim reżyserem i organizatorem Polsko-Ukraińskiego Wędrującego Festiwalu Filmowego „BO!” rozmawiał EUGENIUSZ SAŁO.

Idea Polsko-Ukraińskiego Wędrującego Festiwalu Filmowego „BO!” zrodziła się dwa lata temu. Jak do tego doszło?
Sam pomysł festiwalu zrodził się więcej niż dwa lata temu. Byłem gościem ukraińskiego festiwalu filmowego „KinoLew”. Spotkałem tam innego gościa Michaiła Illienkę, ukraińskiego reżysera. We lwowskim „Muzeum Idei” rozmawialiśmy o tym dlaczego my w Polsce, w ogóle nie znamy współczesnej ukraińskiej kultury, no i odwrotnie. Podróżując po Ukrainie od stycznia 2001 roku zwróciłem uwagę, że w rozmowach ludzie nie znają polskich piosenkarzy, reżyserów, pisarzy. Wiedza o nich jest prawie zerowa. W telewizjach nie ma polskich filmów, w kinach zresztą też.

Zaproponowałem Michaiłowi żeby zrobić taki wędrujący festiwal z ukraińskimi filmami po Polsce i polskimi po Ukrainie. Michaił się uśmiechnął i powiedział, że z ukraińskimi po Polsce to będzie ciężko, bo nie ma tych ukraińskich filmów. No a polskie są. Więc zgodził się pomagać. Niestety zachorował jego brat i niedługo potem zmarł, dlatego Michaił miał co innego na głowie. Straciliśmy prawie rok. Ale w ubiegłym roku rozpoczęliśmy pierwszy Polsko Ukraiński Wędrujący Festiwal Filmowy „BO!”. Założyliśmy specjalnie dla tego celu firmę, która się nazywa „Studio BO!”.

Czym się różni wasz festiwal od innych festiwali filmowych?
Przede wszystkim tym, że nikogo nie nagradzamy żadnymi premiami. Nie mamy czerwonych dywanów, unikamy bankietów. Nam chodzi o pokazanie tych wartości, które są zawarte w prezentowanych filmach. Nasz festiwal różni się też od innych tym, że sobie wędrujemy. Zależy nam na bezpośrednim kontakcie z ludźmi, dlatego w każdym mieście i w każdym środowisku jesteśmy obecni. Chciałoby się, żeby oprócz nas byli również inni twórcy, ale nie udało się nam, jak dotąd, otrzymać wsparcia np. od Instytutu Polskiego w Kijowie. Ale my sobie i tak podróżujemy po swojemu… W tym roku udało nam się poszerzyć trasę i repertuar. Oprócz filmów fabularnych i dokumentalnych, które pokazujemy na wyższych uczelniach, mamy też bajki, które cieszą dzieci w szkołach.

Czy planujecie rozszerzyć „terytorium” festiwalu jeszcze bardziej?
Mamy zaproszenia do Stanisławowa, Winnicy, Kamieńca Podolskiego, Doniecka, Charkowa… Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Myślałem, że w tym roku dostaniemy większą pomoc od Instytutu Sztuki Filmowej, bo oceniono nas pozytywnie. Ale w „nagrodę” zamiast więcej dostaliśmy mniej środków – o 25%. I była to kwota podobna do takiej jaką otrzymują organizatorzy jednego kilkudniowego pokazu. Tymczasem my w tym roku organizujemy jednocześnie 6-7 festiwali, gdyż każdy etap naszej wędrówki jest w istocie wielodniowym samodzielnym festiwalem odbywającym się w ramach Festiwalu BO!

Najbardziej nas cieszy, że w każdym mieście, tam gdzie się pojawiamy, poznajemy ludzi o istnieniu których wcześniej nie mieliśmy żadnego pojęcia, a którzy myślą podobnie o konieczności wymiany wartości kulturowych. Mało tego, nieznani do niedawna ludzie sami nam pomagają i podpowiadają. Zapraszają nas na następny rok. Dla przykładu podam Łuck. W ubiegłym roku byłem tam z partnerami z Kijowa, poruszałem się jak w ciemności. W tym roku dołączyły do nas poważne osobistości i instytucje jak uniwersytet, filharmonia, biblioteka.

 

Organizatorzy Festiwalu "BO!" gośćmi lwowskiej telewizji (Fot. Jolanta Stopka)Czemu wybraliście nazwę festiwalu „BO!”?
Szukałem najkrótszej nazwy. „BO” jest fajne, bo… Bo nic nie wiemy o sobie wzajemnie. Bo chcemy poznać kulturę sąsiada. Bo tak się nazywamy, a nie inaczej. Bo tak myślimy. Bo chcielibyśmy, żeby zniknęły te granice, które dzielą nasze kultury i państwa. Również świadomie są dobrane barwy w naszym logo (czerwone litery na czarnym tle – E. S.), które mogą się kojarzyć Polakom bardzo negatywnie. Natomiast my uważamy, że tylko z ukraińskimi patriotami może się dogadać polski patriota. Patriotami, a nie nacjonalistami. Między innymi poprzez te kontakty rozmawiamy i o tym, bo to jest ważny problem. Ten problem dokumentujemy wystawą fotograficzną „Lekcja patriotyzmu” Jolanty Stopki, którą także prezentujemy w ramach tegorocznego festiwalu.

Czy były jakieś filmy, które nie pojawiły się na tegorocznym festiwalu z przyczyn od was, jako organizatorów niezależnych?
Chciałem pokazać jeden, moim zdaniem, bardzo interesujący film wyprodukowany przez katolickich twórców w Polsce. Do dzisiaj jednak nie rozumiem czemu nie uzyskałem zgody na pokazy tego filmu w ramach festiwalu. Chciałem też pokazać kilka innych filmów fabularnych, które albo były za drogie dla nas, bo prawo pokazu trzeba potwierdzić opłatą licencyjną, albo też są takie sytuacje, że niektórzy właściciele praw autorskich mówią, iż Ukraina w ogóle ich nie interesuje. Dlaczego? Nie tłumaczą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X