Wiśniowieccy. Część 2 Zespół pojezuicki w Krzemieńcu. Widok z góry Bony (fot. Dmytro Antoniuk)

Wiśniowieccy. Część 2

Znane polskie rody Wschodu Rzeczypospolitej

Wołyń nierozerwalnie związany jest z Wiśniowieckimi. Tu zachowało się najwięcej zabytków tego potężnego niegdyś rodu, zgasłego w XVIII wieku. Tym razem przedstawię spuściznę sakralną tych magnatów.

Członkowie Towarzystwa Jezusowego przybyli do Krzemieńca w 1702 roku, kiedy to otrzymali kościół św. Ducha. Nabywając kilka domów obok, jezuici założyli tu swą rezydencje i szkołę, w której wykładali retorykę, gramatykę i etykę. Ale prawdziwe narodziny klasztoru jezuitów przypadają na rok 1731, kiedy to ostatni z rodu książąt Wiśniowieckich wojewoda krakowski Janusz Antoni i jego brat hetman wielki litewski Michał Serwacy ufundowali budowę monumentalnego kompleksu klasztornego. Idea architektoniczna obiektu należy do włoskiego architekta Paolo Fontany, ale sam projekt i nadzór budowlany wykonał Paweł Giżycki. Pracował tu do śmierci w 1762 roku i tu został pochowany, gdy kościół p.w. św. Ignacego Loyoli i Stanisława Kostki i kolegium (otwarte w 1750 roku) zostały już ukończone. Prawdopodobnie budowniczy spoczął w krypcie kościoła. Świątynia miała wspaniałe barokowe wyposażenie, charakterystyczne dla kościołów tego okresu. Szczególnie wyróżnia się taras przed kościołem, udekorowany rokokową balustradą, kamiennymi wazonami i lichtarzami. Nie ma on analogów na Ukrainie. Tu w okresie działalności Liceum Krzemienieckiego miały miejsce wspaniałe uroczystości.

Kolegium jezuitów oprócz części szkolnej miało jeszcze dwa konwikty (akademiki), teatr, bibliotekę i aptekę. Budowa samego klasztoru dla zakonników trwała do kasaty klasztoru w 1773 roku i praktycznie nie została ukończona. Formalnie Towarzystwo Jezusowe skasowano, ale jego członkowie i w szatach świeckich kontynuowali nauczanie w szkole powiatowej, którą otwarto w murach kolegium, zaś kościół stał się świątynią parafialną. Odrodzenie szkoły nastąpiło w 1805 roku, kiedy to Tadeusz Czacki przy współpracy Hugona Kołłątaja założyli Gimnazjum Wołyńskie i gdy dzięki wstawiennictwu księcia Adama Czartoryskiego przekazano im zabudowania klasztorne. Po kilku latach zakład otrzymał status liceum i działał do 1832 roku, otoczony sławą najlepszej szkoły na Wołyniu i na zachodzie Imperium Rosyjskiego. Uczelnia ustępowała jedynie Uniwersytetowi Wileńskiemu.

To właśnie stąd, a także z Krakowa i Wiednia Czacki sprowadził znanych profesorów, którzy mieli pełną swobodę procesu nauczania. Wśród nich byli profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i matematyk Józef Czech, ojciec poety Juliusza Słowackiego polonista Euzebiusz Słowacki, poeta Alojzy Feliński, brat poety Adama Mickiewicza prawnik Aleksander Mickiewicz, botanik z Innsbrucku Willibald Besser. Ten ostatni wspólnie z Dionizym Miklerem (właściwie Denis McClair) zakładali licealny ogród botaniczny, uważany za najlepszy w Imperium. Do tej plejady należy dodać poetę Antoniego Malczewskiego, historyka i publicystę Karola Sienkiewicza, inżyniera i budowniczego linii kolejowej w Andach w Peru Ernesta Malinowskiego i innych. Uczniowie mieli do swej dyspozycji obserwatorium astronomiczne, teatr, bibliotekę składającą się z 50 tys. woluminów, wśród których były zbiory Stanisława Augusta Poniatowskiego. Były tu gabinety: numizmatyczny (20 tys. pozycji) mineralogiczny i fizyczny. Nie dziw, że studiowała tu cała szlachta z bliższych i dalszych okolic. Studiowali tu zarówno Ukraińcy, jak i Polacy. Dla uboższych przewidziane były stypendia, a ci z rodzin zamożniejszych za naukę płacili. Zdarzało się, że na czas nauki dziecka rodzice przenosili się do Krzemieńca, stawiając sobie dworki i ubogacając w ten sposób społeczne i kulturalne życie miasteczka.

Ponieważ studenci liceum aktywnie zaangażowali się w powstanie listopadowe, władze carskie skasowały uczelnię. Naukowe gabinety, bibliotekę i prawie wszystkich profesorów przeniesiono do Kijowa, gdzie na bazie Liceum Wołyńskiego otwarto Uniwersytet św. Włodzimierza (dziś czerwony Uniwersytet Kijowski – red.). Opuszczone zabudowania przejęło Wołyńskie seminarium duchowne (prawosławne – red.), które przejęło też świątynię licealną. Przy tej okazji zamalowano barokowe freski. Po jakimś czasie seminarium zmieniła żeńska szkoła diecezjalna.

W latach 20. XX wieku przywrócono w pewnym sensie sprawiedliwość, otwierając tu Liceum Krzemienieckie – kontynuację Liceum Czackiego. Kościół został wówczas rewindykowany – przywrócony do obrządku łacińskiego. Uczelnia działała do przyjścia sowietów w 1939 roku, którzy aresztowali kuratora Stefana Czarnockiego (zginął później w Kazachstanie) i otworzyli tu zwyczajną szkołę średnią. Po zajęciu Krzemieńca Niemcy 28-30 lipca 1941 roku wymordowali na Górze Krzyżowej 2,5 tys. mieszkańców miasta, wśród nich 35 profesorów liceum. W 1943 roku w klasztorze i kościele pojezuickim przebywała ludność polska z okolicznych miejscowości, która ukrywała się tu przed banderowskim terrorem.

Po wojnie otwarto w tych zabudowaniach Instytut Nauczycielski, który w naszych czasach przemianowano na Instytut Humanistyczno-Pedagogiczny. Otóż działalność oświatowa w tych murach trwa nieprzerwalnie od 1702 roku.

W całości zabytek pozostał bez zmian. Pozostały sklepione korytarze, dawne aule, również sala teatralna i kolumnowa, w których zachował się oryginalny empirowy wystrój. Jeden z obecnych profesorów zaprowadził mnie do okrągłego pomieszczenia od frontu, na prawo od wejścia do kościoła, w którym podczas remontu odnaleziono XVIII-wieczne freski z fragmentami postaci świętych z zakonu jezuitów. Mam nadzieję, że zostaną one należycie zakonserwowane. Mieczysław Orłowicz w 1929 roku pisał, że w dawnej księgarni liceum zachowały się resztki fresków. Prawdopodobnie mieściła się właśnie tutaj.

W świątyni, która od 1992 roku należy do prawosławnej cerkwi autokefalicznej, podczas długotrwałego remontu odkryto również freski z okresu jezuickiego i emblematy zakonne. Niestety, jest to jedyne, co pozostało z dawnych czasów.

Na murach zabytku są tablice pamiątkowe. Są w dwóch językach: po polsku i ukraińsku. Jedna z nich została otwarta z okazji chrztu w kościele św. Ignacego Loyoli i Stanisława Kostki poety Juliusza Słowackiego.

Na wprost przed kompleksem jezuickim leży mniejszy, i zauważalnie starszy, kompleks klasztoru franciszkanów. Jeszcze w pierwszej połowie XVI wieku królowa Bona wystawiła tu kościół parafialny, który staraniem biskupa łuckiego Marcina Szyszkowskiego w 1606 roku przekazano zakonowi Braci Mniejszych Konwentualnych. W latach 30. znaleźli oni możnych fundatorów – książąt Wiśniowieckich i Zbaraskich, którzy ufundowali im nowe zabudowania klasztorne w kształcie litery „L”, przylegające do nowego murowanego kościoła. Prostokątna kaplica na prawo od wejścia – to prawdopodobnie pozostałość po kościele królowej Bony. W połowie XVIII wieku świątynia została rozbudowana przez dodanie lewej nawy i dzwonnicy. Charakterystyczne elementy dekoracji dają podstawę, by stwierdzić, że autorem tych przeróbek był Paweł Giżycki. Cały klasztor otoczony został murem, w którego niszach umieszczono stacje Drogi Krzyżowej.

Oprócz posługi kapłańskiej oo. franciszkanie prowadzili tu szpital i pomagali finansowo Uniwersytetowi Wileńskiemu. Zakon, jak wszystkie katolickie, został skasowany w 1832 roku i zabudowania przekazano pod cerkiew prawosławną św. Mikołaja. Car Aleksander II podarował cerkwi srebrną monstrancję. Z czasem w cerkwi wzniesiono ikonostas, który całkowicie przesłonił ołtarz katolicki. Stoi tam do dziś. Proboszcz cerkwi nie udzielił mi zgody na robienie wewnątrz zdjęć, bo „nie miał błogosławieństwa od metropolity”. Z okresu franciszkańskiego pochodzi płaskorzeźba św. Onufrego w lewej nawie i dwa feretrony z późniejszymi ikonami prawosławnymi.

W ostatnich latach obok dzwonnicy prawosławni duchowni wystawili sobie plebanię, która jednak nie zepsuła całości zabytku. Nie można tego niestety powiedzieć o „bani” nad główna nawą.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 16 (284) 31 sierpnia – 11 września 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X