Zmowa oligarchów? Część I

Słudzy i strażnicy systemu

Ostatnio, na Ukrainie dużo słychać o rewanżu i kontrrewolucji. Jeśli jednak uważniej przyjrzymy się wydarzeniom, które miały tu miejsce przez ostatnie półtora roku, okaże się, że ani pierwsze ani drugie określenie nie pasuje do procesów zachodzących w społeczeństwie ukraińskim. W wyniku Rewolucji Godności wcale nie został zniszczony system klanowo-oligarchiczny. Pod presją tragicznych wydarzeń przywdział jedynie demokratyczne szaty i markuje zmiany.

Prawie wszystkie codzienne obserwacje politycznego obszaru Ukrainy wskazują, że nie ma tu ani kontrrewolucji ani rewanżu. Klanowo-oligarchiczny system wciąż nie zniknął i nikt nie walczy z nim na poważnie. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje i dlaczego w ciągu półtorej roku nie odbyły się istotne zmiany, szukać należy u samych źródeł Majdanu i Rewolucji Godności. Warto pokusić się o odtworzenie tych wydarzeń i przypomnieć sobie wszystkich głównych aktorów tego spektaklu. Nie od rzeczy będzie próba porównania ich działań już w nowej rzeczywistości – tzn. na nowych posadach przy władzy. Nadzwyczaj ważnym warunkiem bezstronnego rozpatrzenia tych wydarzeń, jest określenie prawdziwych celów, które stawiali przed sobą ówcześni aktywiści, a obecni rządzący. Przy takim podejściu dość łatwo można zauważyć, kto dążył do władzy, kogo system delegował do jej ochrony, a kto wystąpił z pobudek patriotycznych.

Początek
Dynamika ostatnich wydarzeń na Ukrainie powoduje, że ludziom, na których zwalają się co dnia „wiekopomne wydarzenia” (jakby określili to sowieccy publicyści), bardzo ciężko jest nie tyle połapać się w rozwoju wydarzeń, ale nawet zachować w pamięci te emocje, które przeżywali podczas Rewolucji Godności.

Dobrze pamiętam te kilka dni w przededniu Majdanu. Byłem na konferencji w Wilnie w listopadzie 2013 roku, tematem była integracja Ukrainy z UE. W sali wileńskiego ratusza panował przygnębiający nastrój. I chociaż na sali przebywali eksperci, było jasne, że ich przemówienia nie wpłyną na przyjęte w Kijowie (czytaj: Moskwie) decyzje. Brak nadziei i wstyd towarzyszyły prawie wszystkim uczestnikom z Ukrainy, szczególnie po wystąpieniu braci Juszczenków.

Wiktor Juszczenko, nie bacząc, że strona litewska opłaciła mu przelot, przyleciał wyczarterowanym rejsem, który udostępnili mu bogacze z Partii Regionów. W taki sposób latał  po świecie i wykonywał szczególną misję – wybielania kleptokratycznego reżymu Janukowycza. Na konferencji występy obydwu braci Juszczenków przeniosły obecnych do teatru absurdu. Miały przekonać wszystkich, że Ukraina jest beznadziejnym tworem, który nigdy nie wyjdzie z rosyjskiej orbity. Tak samo absurdalnie zachowywał się przez kilka dni w Wilnie Wiktor Janukowycz. Z jednej strony cały aparat państwowy pracował intensywnie nad eurointegracją, a z drugiej strony sam prezydent ogłosił nagle w Wilnie, że stowarzyszenie z Unią Europejską nie zostanie podpisane.

Po takiej precyzyjnej informacji Janukowycza, pierwszy wicepremier Serhij Arbuzow nie zaprzestawał karmienia zaufanych dziennikarzy obecnych w holu wileńskiego hotelu, informacjami, że umowa zostanie jednak podpisana. Mogła to być gra na cztery ręce dla zaspokojenia społecznego niezadowolenia i obniżenia ciśnienia lub świadectwo tego, że w sprawie przyszłości Ukrainy jest kilka ośrodków podejmowania decyzji i nie wszystkie działają zgodnie – a są wręcz konkurencyjne.

To, że na olimpie władzy w Kijowie nie wszyscy byli zadowoleni z apetytów prezydenckiej „rodziny”, wiadomo było od dawna. To, że możni tego świata konkurowali pomiędzy sobą i organizowali różne naciski – też nie było tajemnicą. Wszystkie grupy jednak zauważały zmiany w zachowaniu prezydenta po każdorazowej jego rozmowie z Władimirem Putinem. Widoczne było jak z pewnego „euro integratora” (bo i tak było) przemienił się w przeciwnika UE. Nic nie można było z tym zrobić. Innym rozgrywającym odwagi starczyło jedynie na drobne intrygi i próby pomniejszenia apetytów „rodziny”.

Wróćmy jednak do konferencji w Wilnie. Po słynnej deklaracji Janukowycza zainteresowaniem konferencją stracili prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Valdas Adamkus. A gdy wystąpił Petro Juszczenko i oznajmił, że prawie wszystkie europejskie dynastie zostały założone przez Ukraińców, to ukraińska delegacja nie uzgadniając między sobą niczego, w całości opuściła salę obrad. Wracali bardzo niechętnie, ale po krótkim zawiadomieniu Jewhena Bystryckiego atmosfera konferencji kardynalnie się zmieniła. Na prośbę zebranych Bystrycki podszedł do mikrofonu i przeczytał sms z Kijowa. Była w nim informacja, że w Kijowie, na wieść o odmowie podpisania umowy, na Majdan wyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Plany i strategie
Zmieniła się nie tylko atmosfera konferencji – zmienił się ton wystąpień. Świadczy to o tym, że nawet w środowisku ekspertów wszyscy uwierzyli w ogólne zmęczenie Ukraińców i ich niezdolność do masowych protestów. Założenie o zmęczeniu i rozczarowaniu Ukraińców legło widocznie u podstaw wszystkich strategii i technologii, które opracowywały różne ośrodki. Ta pomyłka uratowała Ukrainę.

Rosyjscy stratedzy posunęli się nawet dalej – nie tylko widzieli niezdolnych do działania, apatycznych i rozczarowanych Ukraińców ale nawet przekonywali się wzajemnie, że cały Wschód i Południe Ukrainy tylko czeka na przyjście Rosji.

Niektóre ośrodki oligarchiczne postanowiły zagrać podwójnie: stymulowały protesty na Majdanie aby go kontrolować, zmniejszyć ciśnienie społeczne i jednocześnie wysłać sygnał do „rodziny”, że apetyty należałoby trochę poskromić.

Także w środowisku ukraińskiej opozycji nikt nie liczył się z możliwością wybuchu protestów. Świadectwem tego był brak najmniejszego planu działań wśród liderów „Bat’kiwszczyny”. Nie miała takiego planu ani „Swoboda”, ani, tym bardziej jak się teraz okazało, oligarchiczny projekt pod tytułem „Udar”. Stąd właśnie jałowe deptanie po scenie Majdanu „trzygłowej opozycji”.

Główne centrum podejmowania decyzji mieściło się w Moskwie, gdzie często wzywany był na rozmowy Janukowycz, więc nawet bliscy mu ludzie nie wiedzieli o jego planach. Wygląda na to, że w pewnym momencie na Kremlu kardynalnie zmieniła się strategia względem Ukrainy i Janukowyczowi po prostu zabroniono bawić się w euro integrację. Było to niespodzianką dla niego i jego najbliższego otoczenia. Część z nich jeszcze wierzyła, że szefa uda się przekonać, a druga (ta przystawiona z Moskwy) rozważała, jak zdusić minimalne choćby protesty. Janukowycz, osoba o słabym charakterze, znalazł się pod podwójną, lub nawet potrójną, presją. Jego próby targowania się z Rosją i z Europą jednocześnie wyglądały karykaturalnie. Cały czas twierdził o gigantycznych ekonomicznych stratach przy euro integracji, a jednocześnie skarżył się, że jemu samemu trudno przeciwstawiać się naciskom z Rosji. Ta podsłuchana przez jedną z kamer dziennikarskich skarga doprowadziła do kolejnej zmiany taktyki Rosji względem Ukrainy. Rosjanie uważali, że robiąc z Janukowycza błazna na rozmowach w Wilnie, na zawsze pochowają europejskie aspiracje Ukrainy. Wielu europejskich liderów nie ukrywało swego oburzenia z powodu zachowania prezydenta Janukowycza. Jednak Angela Merkel, która po prostu ignorowała ówczesnego ukraińskiego lidera, niespodziewanie wysłuchała jego skarg i stwierdziła, że Europa zawsze będzie trzymała otwarte drzwi dla Ukrainy, a ona osobiście będzie oczekiwała na oficjalną wizytę Janukowycza w Berlinie. Rosyjski plan znów się posypał. Dlatego Rosja zastosowała plan najbardziej radykalny – całkowitą izolację Janukowycza od Zachodu.

Taką taktykę Rosjanie dobrze wypróbowali na Kuczmie. Gdy tylko robił ruch w kierunku Europy, organizowano mu kilka skandali, po których nikt w cywilizowanym świecie nie chciał mu podać ręki. Ta wersja nie jest próbą wybielenia Kuczmy, przypomina jedynie z jaką wirtuozerią można powiązać ze sobą rzeczy pozornie nie związane. Tu zlało się w całość wiele czynników: protesty studentów na Majdanie, „pomoc” dla protestujących od Andrija Klujewa, działania podtrzymujące organizację Majdanu ze strony Serhija Liowoczkina i Dmytro Firtasza i… krwawa rozprawa nad studentami w momencie, gdy protesty słabły i studenci zaczynali się rozchodzić.

Siły, które dały rozkaz przelania krwi na Majdanie, mogły kierować się kilkoma względami. Z jednej strony chciano zastraszyć opozycyjnie nastawioną młodzież, którą, nie wykluczone, wykorzystały niektóre koła oligarchiczne a zarazem związać ze sobą przelaną krwią Wiktora Janukowycza. W pierwszym wypadku wynik okazał się nieoczekiwany – pobicie studentów wywołało falę masowych protestów. Druga sprawa – splamienie Janukowycza krwią, do dziś czeka na swoje śledztwo.

Jedną z wersji może być żądanie Rosjan wobec Janukowycza przejścia do autorytarnej formy rządów, a do tego potrzebne były jakieś spektakularne krwawe działania. Kolejnym wariantem może być obecność jakiejś tajemniczej trzeciej siły. Do takiego wniosku prowadzić może dziwna prawidłowość: gdy tylko wygasało napięcie protestów na Majdanie, ktoś organizował kolejne prowokacje, po których w centrum Kijowa zbierały się setki tysięcy ludzi i protesty wybuchały z nową siłą. Wydawało się, że szturmy i kolejne pobicia były niespodzianką dla samego Janukowycza. Ale nie można poddać się jedynie takim rozważaniom i robić z Janukowycza niewinne jagniątko.

Fakty, które stały się znane na niedawnej rozprawie przeciwko Firtaszowi we Wiedniu w pewnym stopniu pomagają złożyć w całość puzzle zmowy oligarchów, skierowanej na uratowanie systemu. I tu czeka na  nas prawdziwy kryminał, gdzie zupełnie niespodzianie wskazują na siebie Liowoczkin, Firtasz, Kaśkiw, Poroszenko, „trójgłowa opozycja”, „Bractwo” Korczyńskiego i Prawy Sektor. O tym w kolejnym artykule.

Wasyl Rasewycz
artykuł w wersji ukraińskiej został opublikowany na portalu zaxid.net 12 lipca 2015
wersja polska autoryzowana przez autora
Tekst ukazał się w nr 13 (233) 17 lipca – 13 sierpnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X