Sakartwelo gaumardżos! czyli Niech żyje Gruzja! Urok starych monastyrów (Fot. Elżbieta Zielińska)

Sakartwelo gaumardżos! czyli Niech żyje Gruzja!

Zbliża się świąteczny czas, nieodłącznie związany rodzinnymi spotkaniami przy suto zastawionym stole i biesiadami w gronie przyjaciół i znajomych – dlatego ten tekst będzie poświęcony narodowi, który ucztowanie opanował do perfekcji.

Zapraszam w podróż do Gruzji.

Już sama legenda o powstaniu Gruzji, daje do myślenia. Otóż, Bóg po tym jak stworzył świat, postanowił podzielić poszczególne krainy pośród stworzonych ludów. Przedstawiciele wszystkich narodów natychmiast ustawili się w długą kolejkę, licząc na żyzne, bogate terytoria. Jedynie Gruzini zignorowali całą sprawę i zamiast stać w kolejce, rozpoczęli wielką ucztę. Tańczyli, śpiewali, jedli i wznosili toasty na cześć Stwórcy. Gdy wszystkie ziemie były już rozdane, sam Bóg zapytał ucztujących: czemu nie zgłosiliście się po swoją część? „Wierzymy w Twoją sprawiedliwość i szczodrość, woleliśmy zamiast tracić czas w kolejce chwalić radośnie Twoją dobroć”. Stworzyciel, poruszony taką postawą, zdecydował oddać Gruzinom najpiękniejszy kawałek świata, który początkowo chciał zatrzymać dla siebie – takie były początki Gruzji.

Urok starych monastyrów (Fot. Elżbieta Zielińska)

Legenda piękna i jak każda, zawiera w sobie ziarnko prawdy. Po pierwsze Gruzini rzeczywiście uwielbiają biesiadować, a Supra – tradycyjna uczta jest chyba podstawowym elementem ich kultury. Po drugie, ponad wszystko kochają swoją ojczyznę i są absolutnie przekonani, że nigdzie na świecie nie ma piękniejszych gór, ciekawszych zabytków, smaczniejszego jedzenia i doskonalszego wina. Co najciekawsze – moim zdaniem mają rację.

Gruzja zachwyca krajobrazami i arcyciekawą historią, oraz onieśmielającą wręcz gościnnością jej mieszkańców. Nic dziwnego, że ostatnie lata to w polskiej turystyce prawdziwy gruziński boom. Zaczęło się prawdopodobnie od naszego politycznego wsparcia w wojnie gruzińsko-rosyjskiej 2008 roku. Gruzini bardzo docenili gest solidarności z naszej strony, a Polacy przy okazji politycznej zawieruchy zaczęli się bardziej interesować Kaukazem. Oferta tanich połączeń lotniczych z Warszawy i Katowic do Kutaisi i Tibilisi sprawiła, że minionego lata Polacy byli jedną z najliczniejszych grup narodowościowych pośród turystów przybywających do Gruzji.

W Sakartwelo, bo tak Gruzini nazywają swój kraj, każdy znajdzie coś dla siebie. Miłośnicy górskich wspinaczek chętnie odwiedzają Swanetię. Potężne szczyty Szchary i Uszby robią niesamowite wrażenie, a wycieczki górskie organizowane przez Swanów, to przygoda sama w sobie. W górskich osadach – Mestii i Uszguli zachowały się tradycyjne kamienne wieże obronne, które stoją tu od kilkuset lat, jako świadectwo klanowego charakteru lokalnej społeczności.

Gruzja to raj dla historyków sztuki i wszelkiej maści kulturoznawców. Średniowieczne świątynie i monastery nie tylko mnożą się w dużych miastach, jak Tibilisi, Mccheta, czy Zugdidi, wyrastają też nagle pośród lasów i stepów, na bezludziu. Mój ulubiony klasztor Dawid Garedża (św. Dawida) położony jest w Kachetii, na granicy z Azerbejdżanem. Aby się do niego dostać trzeba pokonać długie kilometry gruntowej nierównej drogi przez step, ale wysiłek jest wart osiągnięcia celu podróży. Wizyta w klasztorze, otoczonym jaskiniami, w których zachowały się kilkusetletnie freski chrześcijańskie na długo zapada w pamięć. Urocze położona jest również świątynia w Bodbe. To miejsce związane z życiem i działalnością patronki Gruzji – świętej Nino. Zgodnie z tradycją pochodząca z Kapadocji święta miała jako jedna z pierwszych przynieść na Kaukaz dobrą nowinę o zbawieniu. Przekazy mówią, że nauczała o Jezusie, trzymając w dłoniach krzyż, który zrobiła z gałązek winorośli, związanych pasmem włosów.

Polacy nie wyobrażają sobie pobytu w Gruzji bez odwiedzenia sławnego Batumi. Niesamowite, jak jedna piosenka zespołu Alibabki potrafiła rozsławić ten czarnomorski kurort. Co prawda z herbacianych pól wokół miasta zostało niewiele, ale wciąż warto zajrzeć do Batumi, chociażby ze względu na znajdujący się niedaleko miasta wspaniały ogród botaniczny. Latem na miłośników plażowania czekają tu szerokie plaże, niestety – kamieniste.

Historycy i badacze dziejów ZSRR często odwiedzają rodzinną miejscowość Józefa Dżugaszwili. W Gori do dziś można zwiedzać muzeum poświęcone biografii Stalina. Można się tu dowiedzieć wielu interesujących ciekawostek na temat dyktatora, chociażby tego, że w młodości był obiecującym poetą, drukowanym w tbiliskich gazetach pod pseudonimem Soselo. Przewodniczki oprowadzające po muzeum cytują jeden z jego pierwszych wierszy pt. „Poranek”: Śpiewał skowronek w błękicie, / Wzlatując ponad obłoki, / I słodko brzmiący słowik / Zakwilił dzieciom z zarośli: / „Rozkwitaj moja Gruzjo! / Niech pokój panuje w kraju! / A wy, przyjaciele, nauką / Rozsławcie swoją ojczyznę!

Swański krajobraz (Fot. Elżbieta Zielińska)

Kto raz odwiedził Gruzję będzie tu chciał wracać prawdopodobnie nie ze względu na to, co zobaczył, ale z tęsknoty za tym, czego tu skosztował. Gruzińska kuchnia nie ma sobie równych. Nigdzie nie zjecie tak smacznych szaszłyków, nie mówiąc o doskonałych tradycyjnych chaczapuri – plackach z serem, czy wyśmienitych chinkali – pierogach z mięsem. Wszystko jest idealnie przyprawione i urozmaicone świetnymi sosami. Jedyne w swoim rodzaju gruzińskie wino, podkreśla smak każdego posiłku.

Kamieniste plaże Batumi (Fot. Elżbieta Zielińska)

Gruzińskie przysłowie mówi, że słońce wschodzi nad domem do którego zawitali goście. Do któregokolwiek z malowniczych zakątków Gruzji traficie, zostaniecie ugoszczeni po królewsku, bo gość w tutejszej tradycji to świętość. Natomiast turysta, czyli gość przybywający, by podziwiać piękno Gruzji automatycznie staje się gościem honorowym. No a jeśli już przyznacie, że przyjechaliście z Polski – kraju solidarnych z Gruzinami – powodów do rozpoczęcia Supry będzie aż nadto. Filozofię gruzińskiego biesiadowania zgrabnie opisał Ryszard Kapuściński: „Kto trafił do Gruzji, musi spłacić daninę tutejszym obyczajom. Kto tu trafi, będzie wprowadzony w rytuał biesiady, która dla Gruzina jest smakiem życia. Gruzin ucztuje przy każdej okazji. Jego pociąg do biesiady nie wynika z próżniactwa czy beztroski. Mało widziałem narodów równie pracowitych jak oni. Gruzin lubi, żeby jego dzień pracy i trosk został zamknięty pogodnym akcentem. (…) Żaden dzień nie powtórzy się dwa razy i dlatego każdy z osobna trzeba czcić jak święto, jak wydarzenie. I Gruzin oddaje się temu obrzędowi całym sobą. Biesiada ta nie ma nic wspólnego z wyżerą, z ochlajem, z bibą. Tu się przychodzi żeby mieć przerwę w życiorysie. Gruzin gardzi pijaństwem, nie znosi picia na ilość. Stół jest tylko pretekstem, smakowitym i winem zakrapianym, ale właśnie pretekstem. Okazją żeby uczcić życie”.

Takiej właśnie radosnej filozofii świętowania każdego dnia nauczyłam się od Gruzinów, kultywowania jej na co dzień życzę Wam, drodzy Czytelnicy KG. Świętujcie radośnie, gaumardżos! (gruz. na zdrowie).

Elżieta Zielińska
Tekst ukazał się w nr 23–24 (219–220) 19 grudnia 2014 – 15 stycznia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X