Za wasze i nasze majątki

Za wasze i nasze majątki

Lwów. Ciepły, choć marcowy wieczór. Dopiero skończyła się lwowska prezentacja książki „Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie”. W kawiarni „Dzyga” rozpoczął się koncert, uciekliśmy więc niedaleko, by w jednej z nastrojowych knajpek przy ul. Ormiańskiej porozmawiać z autorem pracy Dmytrem Antoniukiem.

 

Przy miłym stoliku Dmytro Antoniuk, Krzysztof Szymański i Mirosław Rowicki, zwany powszechnie, jak sam żartuje, Marcinem Romerem. Czeka nas jeszcze nagranie do warszawskiego Radia Wnet. Pytają mnie często skąd ta pasja, – mówi Dmytro, – czy może wpływ na to ma pochodzenie? A ja wcale nie jestem Polakiem. Mam nieco krwi polskiej po babci, połowę rosyjskiej. Jestem Ukraińcem. Języka polskiego nauczyłem się już jako osoba dorosła. Ale zawsze fascynowała mnie dawna Rzeczpospolita i mam wielki szacunek do współczesnej Polski. To najlepszy przyjaciel Ukrainy.

Czy pamiętasz swój pierwszy zamek, który zobaczyłeś i kiedy to było?
Był to zamek-klasztor w miejscowości Berdyczów. Miałem 16 lat. Można powiedzieć, że był to pierwszy zamek, który zrobił na mnie wrażenie i pewnie stąd ta pasja.

470 zamków, dworów, pałacyków – ile lat zbierałeś materiały do publikacji?
Zacząłem gromadzić materiały gdzieś od 1992 roku, z niektórych, ciekawszych, powstawały artykuły – w tym do Kuriera Galicyjskiego. I tak powoli gromadzone materiały pozwoliły na wydanie tych książek. Sama praca nad przygotowaniem do druku trwała przez dwa i pół roku.

Co sprawiło, że zainteresowałeś się tymi, w wielu przypadkach, ruinami?
Zawsze byłem chłopakiem, którego fascynowała romantyka ruin, zamków, pałaców. Pasjonowały mnie powieści Sienkiewicza. Wyobrażałem sobie, że jestem Wołodyjowskim. Interesowało mnie wszystko, co było związane z bitwami, bataliami, zdobywaniem zamków i ich obroną, z kozakami i husarią. Z czasem przerosło to w moją pasję do tej architektury.

Czy spodziewałeś się na początku, że tych obiektów będzie aż tyle?
Nie spodziewałem się. Ale była to dla mnie przyjemna niespodzianka. Przykro tylko patrzeć na obecny stan większości zabytków.

Skąd brałeś początkowe wiadomości o obiektach, miejscowościach, czy warto tam jechać?
Oczywiście, musiałem się przygotować do każdego wyjazdu. Dużo wiadomości czerpałem z pracy Romana Aftanazego, współczesnych polskich przewodników Zbigniewa Hausera i Grzegorza Rankowskiego. Wiele informacji uzyskiwałem od miejscowych krajoznawców. Zawsze przed wyjazdem telefonowałem do kogoś z tej okolicy i pytałem czy obiekt istnieje.

Czy masz do któregoś z tych obiektów szczególny sentyment?
(Śmiejąc się – red.) To trudne pytanie, na które praktycznie nie ma odpowiedzi. Jest tak wiele obiektów, że nie sposób wyodrębnić jakiegoś szczególnie. Każdy z nich sprawił na mnie wielkie wrażenie. Nawet takie, które są obecnie w stanie całkowitej ruiny i możliwe, że nie przetrwają najbliższych kilku lat.

Czy przyjemnie było bawić się w odkrywcę?
Były to najprzyjemniejsze chwile. Szczególnie, gdy niespodziewanie odkrywałem coś, o czym nigdzie nie ma żadnej wzmianki. Tak na przykład było w Manikowcach w Chmielnickiem, niedaleko Jarmoliniec. Jest tam wspaniały pałac z XIX wieku, w którym mieściła się szkoła.

Twój przewodnik jest pełen opowieści i legend związanych z każdym obiektem. Skąd je czerpałeś?
Każdą wiadomość starałem się pozyskać gdzie się tylko dało. Wiele ciekawego dowiedziałem się od miejscowej ludności, od krajoznawców, ze starych źródeł, np. przewodników Mieczysława Orłowicza.

Jak wyglądały Twoje spotkania z miejscową ludnością?
Różnie to bywało. Raz udawałem fotografa, szukającego plenerów do zdjęć ślubnych. Innym razem poszczuto mnie psami, bo w obiekcie mieściła się prywatna masarnia. Ale miejscowi ludzie spotykali mnie najczęściej z ciekawością i sympatią. Pytali co tu robię, dlaczego robię zdjęcia, bo nigdy tu nikogo nie było. Gdy mówiłem im, że zbieram materiały o polskich zamkach, to przyjmowano mnie serdecznie i otwarcie.

Czy nie dziwili się, że są to obiekty wybudowane przez Polaków?
Czasami wiedzieli o tym. Czasami mówili, że są to zamki ukraińskie. W przedmowie do drugiego tomu umieściłem tytuł „Za wasze i nasze majątki”, uważam bowiem, że te obiekty powstały za polskie pieniądze na terenie Ukrainy i dlatego są naszym wspólnym dorobkiem historycznym.

Stąd właśnie wypływa cały sens nazwy książki: „Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie”. Jak już wspomniałem, nie jestem Polakiem, ale jestem miłośnikiem kultury, języka, kościoła, architektury polskiej. Mamy wspólną historię, nie zważając na momenty tragiczne.

Na prezentacji wspominałeś, że masz już informacje o kolejnych obiektach. Czy ukaże się trzeci tom?
Teraz trudno mi o tym mówić (ze śmiechem – red.). Po wydaniu książki mam cykl prezentacji w różnych miastach Ukrainy. Potem chcę trochę odpocząć. Nie wiem jeszcze czy będzie tom trzeci, ale mam plany kolejnej książki o klasztorach rzymskokatolickich na terenie współczesnej Ukrainy. Jest to też olbrzymi materiał.

Jak oceniasz dotychczasowe prezentacje?
Jestem bardzo zadowolony ze wszystkich spotkań z czytelnikami. Atmosfera wszędzie panowała wspaniała. Prezentacja we Lwowie bardzo mnie ucieszyła, jestem zadowolony z pytań, które mi zadawano. Świadczy o tym, że ludzie interesują się tym tematem i że sprawa ich poruszyła. To właśnie mnie, jako autora, ucieszyło.

Czy planujesz przekład książki na język polski? Czy miałeś już może oferty z Polski?
Na razie miałem tylko pytania od słuchaczy i czytelników na ten temat. Na razie nie miałem żadnych ofert z Polski na publikację mojej książki. Ale jeżeli byłaby taka możliwość, to bardzo byłbym zainteresowany. Bardzo byłoby mi miło, gdyby moje książki zyskały więcej czytelników.

Tekst ukazał się w nr 6 (154) 30 marca – 12 kwietnia 2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X