Homer Huculszcyzny

Homer Huculszcyzny

Notatki z prezentacji książki Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” w przekładzie Tarasa Prochaśki, która odbyła się w iwano-frankowskim centrum kultury i sztuki „JE”.

 

Uroki huculskiego świata, zapach smerekowego lasu, głosy owczych stad, huculskie bajki, przypowieści i legendy, gdzie nawet Bóg i Arydnyk (diabeł) razem uzgadniają różne, całkiem przyziemne i codzienne sprawy – wszystko to możemy dotknąć, powąchać i posłuchać czytając „Na wysokiej połoninie” Stanisława Vincenza.

Oryginalna nazwa pierwszego tomu w przekładzie Tarasa Prochaśki to „Prawda starowieku”. Przeplata się tu kronika z mitologią, etnologia z poezją i prozą. Polski pisarz, urodzony w Swobodzie Ranguskiej, był na tyle bliski mieszkańcom gór, że tak dokładnie przekazał ich życie, jak nikt inny. Do słownych obrazów dodał własne, przepełnione intelektualnym bogactwem, które daje kultura europejska i własne rozważania.

Powieść z życia Hucułów powstała w języku polskim. Na język ukraiński książka była przekładana już w czasach władzy radzieckiej. Kolejny przekład został zaprezentowany w iwano-frankowskim centrum kultury i sztuki „JE”. Tłumaczem Vincenza stał się tym razem znany w Europie i na Ukrainie pisarz, filozof, tłumacz z polskiego Taras Prochaśko, który, jak i Vincenz, też urodził się na Huculszczyźnie, w miejscowości Delatyn. Dlatego język i wszystko, co opisuje Vincenz jest dla niego bliskie, wpojone w jego ciało i duszę jeszcze w dzieciństwie.

Przepełniona sala ledwo pomieściła studentów, znanych pisarzy, naukowców, artystów, muzyków, etnologów, działaczy społecznych, przedstawicieli prasy, którzy przyszli zanurzyć się w cudowny świat Huculszczyzny Vincenza. W tle pobrzmiewały cymbały, tworząc niepowtarzalny nastrój.

„Nie wiem, czy ten przekład w ogóle by się ukazał, gdyby nie profesor Aleksandra Hnatiuk, – opowiada Taras Prochaśko. – To właśnie ona zaproponowała mi by wziąść się za Vincenza. Jestem jej za to bardzo wdzięczny”. Prochaśko pracował nad przekładem przez rok.

„Język polski Vincenza jest trudny, – przyznaje, – przeczytać książkę, nawet znając język, jest trudno. Można ją porównać do górskich dróg, połonin – nie jest ani lakierowana, ani „asfaltowana”, nie ma w niej żadnych drogowskazów. I dlatego właśnie jest prawdziwa. Na początek przekładałem po prostu na język ukraiński, dopiero potem mogłem używać słów huculskich, które są okrasą dzieła. Sam Vincenz – na odwrót – pisał ją po huculsku, a dopiero potem wprowadzał polski język literacki. Ten przekład jest swoistym odbiciem lustrzanym odbicia”.

Przekłady tego utworu istniały na Ukrainie już wcześniej. Powstały w latach 1950 – na początku 60. Taras Prochaśko przed podjęciem pracy ich nie czytał. Zrobił to specjalnie, po to, by jego przekład był oryginalny i niczym nie zaśmiecony. Pisarzowi z Przykarpacia to się udało.

„Na tyle pokochałem Vincenza za jego utwory, że pojawienie się tej książki jest dla mnie ważniejsze, niż moje własne publikacje” – podsumowuje. Co może dać nowy przekład? Prawdę powiedziawszy – nic nowego! Ale są rzeczy, o których trzeba człowiekowi przypominać. Jak, na przykład, codzienna modlitwa. Ta książka jest codziennym przypomnieniem o zwyczajnym życiu, codziennym przypomnieniem o rzeczach ważnych, ale obecnie mało zauważalnych.

„Gdy starałam się redagować przekład Tarasa, – mówi Halina Petrosaniak, – ogarniało mnie uczucie zdumienia jak zmaleli dzisiejsi ludzie i jednocześnie porażała mnie duchowa siła ludzi, opisywanych przez Vincenza. Mieli nieproste życie, ciężkie warunki, ale zawsze pozostawali godnymi.

Ludzie ze stron książki Vincenza promieniują najlepszymi ludzkimi rysami. Nikt nie uskarża się na życie, nie płacze i nie skamle. Góry nie cierpią łez. Góry rodzą, wzrastają i przyjmują w łono skąpej na urodzaj ziemi tylko wytrwałych, silnych, mężnych, sprawiedliwych i szlachetnych. Takich, którzy sami podobni są do gór – takich jak kamień, takich jak mur.”

Żal, że teraz na Huculszczyźnie wszystko wygląda inaczej. W czasach sowieckich Huculi stali się najbardziej pokornymi ze wszystkich etnicznych grup na Ukrainie. Dziś, potomkowie dumnych gazdów zmuszeni są do zarobkowania na chleb na obczyźnie. Oderwani są od gór, od duszy i życie ich staje się „nadszarpniętym”.

Niegdyś Huculia była dla górali centrum Wszechświata. Poza nią było niewiele. Tak miejscowi, według Vincenza, wierzyli, że gdzieś bardzo daleko jest Rzym, a tam dobry staruszek papież, że jest Wiedeń z jego cesarzem. Jest on nieszczęśliwy, bo nie może pozwolić sobie na nic ludzkiego i prawdy o świecie nikt mu nie podaje. Jest jeszcze rzeka Dunaj, ale gdzie ona przepływa – nikt nie wiedział.

Jest państwo ludożerców, gdzie straszni ludzie jedzą surowe mięso. Mieszkają gdzieś daleko na północy. Tak sobie wyobrażali górale Rosjan. A na końcu świata – rachmani, Boscy ludzie. Dla nich po Wielkanocy puszczano rzeką skorupki z pisanek, żeby widzieli, że świat jeszcze istnieje i nie nadeszła jeszcze Apokalipsa…

Przed przystąpieniem do przekładu Taras Prochaśko dużo czytał o Stanisławie Vincenzie i starał się dowiedzieć jak najwięcej o pisarzu, który wyrósł na Huculszczyźnie i mówił językiem Hucułów. Jako dziecko niańka-Hucułka uczyła go języka, piosenek, kołomyjek. Był zarazem nosicielem wielkiej europejskiej kultury. Otrzymał wspaniałe wykształcenie i na tyle zżył się z Ukraińcami – Rusinami, że w 1918 roku nie chciał walczyć przeciwko nim. Dopiero w 1920 roku wstąpił do Wojska Polskiego by wziąść udział w wyprawie na Kijów, we wspólnej walce przeciwko bolszewikom.

We wsi Bystrec zbudował chatę huculską. Przyjeżdżało tam wielu europejczyków, którzy dzięki polskiemu pisarzowi odkrywali dla siebie Karpaty. W 1939 roku został aresztowany przez bolszewików. Wstawili się za nim jednak znani kijowscy pisarze. Potem Vincenz przez „zieloną granicę” przedostał się na Węgry. Będąc tam pomagał w ratowaniu Żydów. Wiązała go z nimi dawna przyjaźń z dzieciństwa. Otrzymał za to honorowy tytuł „Sprawiedliwy wśród narodów świata”. Powieść „Na wysokiej połoninie”, nie kuszony powabami świata zachodniego, napisał w Szwajcarii. Przypomniał sobie wszystko to, o czym marzył, gdzie chciał być i z czym powiązał go los i Bóg.

 

Sabina Różycka

Tekst ukazał się w nr 6 (154) 30 marca – 12 kwietnia 2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X