Wojna. Część 18 fot. Dmytro Antoniuk

Wojna. Część 18

Koniec listopada 2022: „Bez prądu, ale i bez was!”

„Drodzy sąsiedzi! Przepraszam za hałas i dym! Jeśli ktoś potrzebuje, to zapraszam do mojego mieszkania na ładowanie gadżetów, napijecie się herbaty i popracujecie w internecie”. Jest to napis na kartce dołączonej do generatora, który pracuje bardzo głośno i dymi pod balkonem mieszkania na pierwszym piętrze zwykłego budynku w tak zwanej części sypialnej Kijowa. Prawie całe moje miasto nie ma elektryczności – wczoraj był kolejny zmasowany atak rakietowy ze strony rosji na wiele naszych obiektów energetycznych. Po tym prawie cała Ukraina, z wyjątkiem 15% jej terytorium, znalazła się w stanie blackoutu. To znaczy, że nie ma nie tylko prądu, ale i wody, centralnego ogrzewania, internetu, a nawet komunikacji mobilnej. Ale nikt nie ucieka. Na granicach nie ma kolejek, które były pod koniec lutego. Wszyscy tylko mocniej przytulają swoich bliskich, owijają się w koce i przeklinają moskali. A kto mądrzejszy – wyciąga zakupione agregaty i korzysta z dobrodziejstw cywilizacji, które wszyscy traktowaliśmy jako coś oczywistego.

fot. Dmytro Antoniuk

Ten nalot nie różni się niczym od poprzednich: długi, na całą Ukrainę, kiedy dochodzi do eksplozji w Dnieprze, Charkowie i Zaporożu. Ale w tych miastach rakiety przylatują prawie codziennie, więc nadal robimy swoje zwykłe rzeczy w domu: ja pracuję w kuchni, moja żona – w pokoju. Gdybyśmy za każdym razem szli do schronu – co oczywiście byłoby rozsądne – ale wówczas nie mielibyśmy życia. Zmieniłoby się to w kompletny koszmar. Więc ludzie (nie tylko my) po prostu ignorują wielkie niebezpieczeństwo, preferując swoje zwykłe zajęcia.

Nagle słyszymy głośny wybuch za oknem. Potem drugi i trzeci. Jesteśmy już w stosunkowo bezpiecznym miejscu w naszym mieszkaniu, ale kotka stoi przy oknie i nie rozumie, co się dzieje. Boi się wejść do pokoju, boi się odłamków z ewentualnego wybuchu, więc desperacko przywołuję zwierzę do nas. W końcu decyduje się dołączyć do towarzystwa i wszyscy razem przenosimy się do wspólnego korytarza w pobliżu windy.

Alarm powietrzny jest wyjątkowo długi. Wybuchy odnotowano w Kijowie, Lwowie, Równem, Chmielnickim, Kropywnyckim, Sumach i wielu innych miejscach. Nie mieliśmy prądu przez ponad godzinę, zanim się zaczęło. Planowane przerwy. A teraz woda zaczyna znikać. Wymieniam wodę we wszystkich dostępnych pojemnikach, żeby mieć jej więcej, a nawet udaje mi się wziąć prysznic i umyć głowę pod coraz cieńszym strumieniem wody. Dobrze, że przynajmniej internet jeszcze działa. Dzwonią do nas bliscy i przyjaciele. To już tradycja podczas takich ataków. „Słyszałeś ten wybuch? Mocno? – O tak! We wszystkich samochodach pod naszymi oknami włączył się alarm”. Rodzice siedzą już w piwnicy, przyjaciel M. został w łóżku, żeby obserwować sytuację, a jego żona poszła do łazienki. Rzecz powszechna.

Alarm lotniczy kończy się po kilku godzinach, gdy na podwórku zapada już ciemność. Żadne światła i okna domów nigdzie nie świecą. Jeszcze przed miesiącem myślałem, że nigdy nie widziałem ciemniejszego Kijowa. Jak bardzo się myliłem! Ciemność jest kompletna. Tylko gdzieniegdzie widać promienie latarek idących ulicą ludzi.

fot. Dmytro Antoniuk

Zabrakło nam wody pitnej. Na Ukrainie ze względu na stan rur, starych i zardzewiałych, absolutnie nie można jej pić z kranu. Biorę dwie puste sześciolitrowe butelki i ruszam na poszukiwanie. Ludzie już są przy pompie pod oknami, ale rozkładają ręce – wody nie ma, bo pompa działa na prąd. Muszę wsiąść do samochodu i pojechać do pobliskiej okolicy, gdzie wiem, że jest duży supermarket i są tam generatory. Podjeżdżam: rzeczywiście, jest otwarte. Martwię się, czy starczy mi wody, bo widzę, jak ludzie ciągną stamtąd wózki z niezliczoną ilością dużych pojemników z tak niezastąpionym płynem. Ale wszystko jest w porządku, woda wciąż jest w sprzedaży. Więc kupuję i zanoszę do samochodu. Myślę, że warto tam wrócić i kupić potrzebne produkty, których nie trzeba gotować (nasza kuchenka jest na prąd, ale mamy turystyczny palnik gazowy). Z pełnym koszykiem konserw, pieczywa, nabiału idę do kasy. A tu już dłuższa kolejka. Muszę stać pół godziny. To, co widzę na zewnątrz, robi ogromne wrażenie. W całkowitej ciemności wije się żywy, ciemny gigantyczny wąż: ludzie ustawili się w olbrzymiej kolejce, żeby wejść do supermarketu.

W domu wydobywam stare świece. Ich światło jest niepewne, migocze. Nie da się przy nim czytać. Więc musimy iść spać, chociaż na zegarze wcale nie jest późna godzina.

Nie można dodzwonić się do cioci – nie ma połączenia. Ciocia z mężem mieszka na trzynastym piętrze dużego budynku w dzielnicy Trojeszczyna, gdzie jest około czterystu tysięcy kijowian. Moja ciocia ma psa, ale ani ona, ani jej mąż ze względów zdrowotnych nie mogą wchodzić i schodzić po tych schodach, jeśli nie działa winda. Umawiam się z kuzynką – jej córką – że przyjedzie i zorganizuje ich przeprowadzkę do pustego mieszkania mojej mamy na drugim piętrze. To prawdziwe wybawienie dla cioci. A co robią inni starzy kijowianie, którzy nie mają wolnych mieszkań na niskim piętrze?

Brak prądu wpływa na prawie wszystko. Dziś wieczorem mieliśmy odbyć próbę z moją grupą, ale z połową muzyków też nie ma kontaktu. Nie wyobrażam sobie, jak ludzie gdzieś w fabrykach czy szpitalach wybrną z tej sytuacji. Mam nadzieję, że przynajmniej te ostatnie mają wszędzie generatory…

Najpierw pojawia się woda. Co za ulga! Możesz w końcu normalnie umyć zęby, zmywać naczynia i iść do toalety! O tak. To ostatnie jest niezwykle ważne. Bo jeszcze przed blackoutem w internecie pojawiały się instrukcje, jak i gdzie iść „na wielką skalę”, jeśli kanalizacja nie działa. Na pewno nie byłoby to przyjemne doświadczenie.

fot. Dmytro Antoniuk

Jest woda, ale teraz znika internet… Jak nie jedno, to drugie. Trzeba wyjść, poszukać miejsca, gdzie kontakt się złapie. I już od prawie dwóch dni nie ma światła. Jest jednak jeszcze jedno osiągnięcie – przywrócono centralne ogrzewanie. W samą porę, bo w domu robi się już dość chłodno – na dworze 0 stopni i pada deszcz ze śniegiem.

Władze twierdzą, że w całym kraju rozmieszczono tak zwane „punkty niezłomności”. Według specjalnej mapy znajdują się one w szkołach, przedszkolach i na posterunkach policji. W nich powinien być prąd, ciepła woda i internet. Pod moim domem, choć jest to zaznaczone na mapie, takiego punktu nadal nie ma… Ale przynajmniej w mieszkaniu nie mamy już zimy.

Słyszę opowieści różnych osób o dziwnych taśmach LED i różnych mocnych światłach na bateriach lub powerbankach. Jadę więc na bazar radiowy w poszukiwaniu tego wszystkiego. Jest tam dużo ludzi i każdy niesie w ręku coś, co da światło w domu. Nie znam się na elektronice, ale sprzedawca jest chyba przyzwyczajony do takich ignorantów i w mgnieniu oka opuszczam jego stoisko z kilkoma lampami w ręku. Wreszcie można zapomnieć o świecach!

W Facebooku coraz częściej czytam wiadomości od znajomych „Jest! Światło istnieje!”. W końcu włączyli im prąd. Ludzie prześcigają się, kto bardziej emocjonalnie zareaguje na pojawienie się tej pozornie zwykłej wygody. Jest już wiele żartów i memów, są przekazywane jako anegdoty. W domu nadal ciemno. Już ponad dwa dni. Jednocześnie sąsiednie domy już od dawna są oświetlone, i wieczorem patrzymy na tych szczęśliwców z mieszanką uczuć radości i zazdrości.

Znajomi z zagranicy pytają, czy chcę przenieść krewnych z Ukrainy. Z chęcią. Byłbym spokojniejszy o nich, wiedząc, że jest im ciepło i mają światło, ale nikt nie chce stąd wyjeżdżać. Co więcej: wszędzie czytam to samo: „Jesteśmy bez wody, bez prądu, bez ogrzewania, bez internetu, ale najważniejsze: jesteśmy BEZ WAS!” Myślę, że nie ma potrzeby wyjaśniać, do kogo jest to adresowane. Tymczasem w końcu mamy światło w domu! Ju-huuu!

Dmytro Antoniuk

Tekst ukazał się w nr 23-34 (411-412), 20 grudnia – 16 stycznia 2022

Dmytro Antoniuk. Autor licznych przewodników po Ukrainie oraz książki w dwóch tomach "Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie". Inicjator dwóch akcji społecznych związanych ze zbiórką środków na remont zamku w Świrzu w latach 2012-2013. Tłumacz z języków polskiego, angielskiego i niemieckiego. Stypendysta Programu "Gaude Polonia" w roku 2016, w ramach którego przetłumaczył księgę Barbary Skargi "Po wyzwoleniu: 1944-1956", która ukazała się po ukraińsku w wydawnictwie "Knyhy XXI". Razem z Pawłem Bobołowiczem był autorem akcji "Rok 1920: Pamięć w czasach pandemii", w wyniku której powstała mapa interaktywna miejsc pamięci na Ukrainie oraz foldery, wydane przez Konsulaty RP we Lwowie i Winnice. Od listopada 2020 roku jest autorem i prowadzącym audycji radiowej na Radio WNET - "Wspólne Skarby". Stały autor Kuriera Galicyjskiego od 2008 roku.

X