Historyczna normalność fot. prezydent.pl

Historyczna normalność

Ostatnie miesiące obfitują w wydarzenia, którym środki masowego przekazu, często bardzo słusznie, nadają status „historycznych”. Dobrze byłoby jednak, aby obok wielkich gestów, częściej w relacjach polsko-ukraińskich gościła normalność.

Rosyjska inwazja na Ukrainę, która w obecnej, zmasowanej fazie, rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku, zapoczątkowała cały szereg wydarzeń, które niewątpliwie znajdą się w podręcznikach historii. Dotyczy to przede wszystkim tego, co dzieje się w samej Ukrainie – heroicznej postawy ukraińskich żołnierzy i całego społeczeństwa, które stawiło zdecydowany opór rosyjskiej inwazji, pomimo wszelkich trudności, terroru i popełnianych przez agresora zbrodni. Swój nowy, nieznany wcześniej wymiar (a przynajmniej niespotykany od co najmniej wieku – a już na pewno nie w tak powszechnej formie) zyskały także stosunki polsko-ukraińskie. O ile ich format polityczny można do pewnego stopnia porównywać z okresem wojny polsko-bolszewickiej, gdy faktem był polsko-ukraiński sojusz wojskowy (pakt Piłsudski – Petlura), to ten społeczny jest niewątpliwie ewenementem. Skala zaangażowania polskiego społeczeństwa w działania na rzecz pomocy uchodźcom z Ukrainy i samej Ukrainie jest bezprecedensowa – i to prawdopodobnie w skali całego świata. Za równie historyczne można uznać wystąpienie prezydenta RP Andrzeja Dudy w Radzie Najwyższej Ukrainy w maju 2022 roku: słowa, jakie tam padły, to niewątpliwie świadectwo szczególnej wagi partnerstwa pomiędzy Warszawą a Kijowem.

W związku z nadzwyczajnym charakterem tej sytuacji, uwagę mediów i opinii publicznej przyciągają praktycznie wszystkie wizyty i spotkania liderów Polski i Ukrainy, jak również gesty, jakie mają miejsce przy tej okazji lub w związku z aktualną sytuacją. Tak było w przypadku „uwolnienia” posągów lwów na Cmentarzu Orląt we Lwowie, jak również w przypadku złożenia przez obu prezydentów wieńców na tym samym Cmentarzu, pod pomnikami poświęconymi polskim i ukraińskim żołnierzom. To oczywiście ważne wydarzenie, jednak patrząc na część komentarzy, jakie temu wydarzeniu towarzyszą, uwagę zwraca przede wszystkim wyjątkowo krótka „pamięć” opinii publicznej co do tej konkretnej sprawy. Odrestaurowany Cmentarz Orląt został otwarty 24 czerwca 2005 roku przez prezydentów Polski i Ukrainy i od tego czasu stanowi istotny element tożsamości Lwowa: w dodatku co do zasady zupełnie niekontrowersyjny z ukraińskiego punktu widzenia (sprawa posągów lwów to może i pewna łyżka dziegciu, ale jednak detal w ramach całości).

Przy tej okazji możemy postawić sobie pytanie, a raczej szereg pytań: o prowadzenie spójnej i konsekwentnej polityki zagranicznej przez Polskę, o pamięć o dokonaniach poprzednich prezydentów. Juszczenko wspomniał „męstwo i zasługi tych żołnierzy, którzy pod wodzą Semena Petlury, u boku Józefa Piłsudskiego, ramię w ramię walczyli wraz z polskimi oddziałami o Ojczyznę”. W 2020 roku, w stulecie tamtych zmagań, takich słów zabrakło i najwyraźniej trzeba było dopiero wojny, by politycy zrozumieli wagę gestów. To niestety nie daje nadziei na to, że gdy nastanie pokój będziemy skutecznie potrafili budować wzajemne relacje. Istnieje poważna obawa, że tak zwana polityka historyczna wciąż będzie ważniejsza, niż kwestie ekonomiczne i współpraca polityczna nie opatrzona żadnymi epitetami.

Dobrze byłoby, aby tego typu wydarzenia, jak ostatnia ceremonia z udziałem obu prezydentów, stały się instytucjonalną normalnością, a nie każdorazowym „nowym otwarciem”. Samo to określenie jest swoistym pustosłowiem, nie zawiera w sobie konkretnych treści, a przede wszystkim zdaje się zakłamywać rzeczywistość. Sugeruje bowiem, że kolejny raz zaczynamy coś od zera, tymczasem relacje polsko-ukraińskie od lat były niezwykle ważnym punktem polityki zagranicznej obu państw.

Tym razem Andrzej Duda spotkał się we Lwowie z prezydentami Ukrainy i Litwy w ramach Trójkąta Lubelskiego, po to m.in. by podpisać deklarację o kontynuacji militarnego, technicznego i humanitarnego wsparcia Kijowa z Warszawy i Wilna. Wydarzenie to Dmitrij Miedwiediew skwitował słowami „We Lwowie zebrało się trzech nieszczęśników z Warszawy, Wilna i Kijowa, cierpiących na imperialne ambicje i fantomowe bóle spowodowane ich historią” dodając, że celem rozmów było przyłączenie „zachodnich regionów Ukrainy do nowych (byłych) właścicieli”. Mało tego, zdaniem Miedwiediewa, po zmianie granic Lwów ma zostać przemianowany na Lemberg, co może być sugestią, że nad tymi polsko-ukraińsko-litewskimi rozmowami patronat objął Berlin, bo, było nie było, po polsku Lwów to Lwów i raczej nikt w Warszawie nie zmieniałby nazwy miasta.

Choć były prezydent Rosji, a dziś Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa przyzwyczaił nas ostatnio do tego, że próbuje zająć miejsce Żyrinowskiego i coraz częściej wygłasza absurdalne, błazeńskie komunikaty, to musimy pamiętać, że jeśli wciąż to robi, to znaczy, że znajduje odbiorców swoich słów, bądź komuś są one na rękę. Zresztą jedno drugiego nie wyklucza.

Wśród komentarzy do słów Miedwiediewa pojawiają się te, których autorzy uważają, że fantomowe bóle po rozpadzie radzieckiego imperium są problemem Kremla, a jeśli już dokonają się jakieś zmiany na mapie Europy, to będą dotyczyć Królewca, dawnego Kaliningradu. Padają też słowa o tym, że polskie leopardy mogą dotrzeć nie tylko na Donbas, ale i do Biełgorodu, Rostowa, a może i do Moskwy. Jednak można znaleźć i głosy przypominające, że „Sieci społecznościowe w Polsce również aktywnie podejmują temat powrotu zachodniej Ukrainy do kraju” i choć wciąż jest to przejaw postaw skrajnych i niereprezentatywnych dla ogółu Polaków, to jednak nie sposób takie wypowiedzi ignorować.

Rosjanie będą je nie tylko wybierać spośród morza słów i akcentować, ale też ustawicznie kreują i prowokują dyskusje, w których nad współpracą i braterstwem górują wspomnienia UPA i Wołynia, okraszone domniemanym rewizjonizmem. Za sprawą fake newsów podsycane są lęki przed „ukrainizacją Polski”, powstaniem „Ukrpolin”, zbiórką na pomnik Bandery w Warszawie, wprowadzeniem ukraińskiego do urzędów i eksmisjami prawowitych właścicieli z mieszkań, by oddać je uchodźcom. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, to przekaz ten trafia na podatny grunt ksenofobii, ale też codziennych lęków społeczeństwa borykającego się z ogromną inflacją i niepewnością jutra. Ukraińskie dzieci w polskich szkołach spotykają szykany ze strony innych uczniów, uciekający przed wojną krytykowani są za to, że mają zbyt drogie samochody, jakby posiadanie nowego modelu auta przekreślało czyjeś prawo do bezpiecznego życia, zdarzają się przypadki obrzucania fekaliami drzwi mieszkań zajmowanych przez Ukraińców. O wszystkim tym mówimy niechętnie, chełpiąc się skalą pomocy udzielanej przybyszom znad Dniepru, ale hipokryzją byłoby przemilczać to, co złe. Oczywiście, każdy z nas woli podkreślać przeniesienie relacji społecznych na zupełnie nowy poziom, wymuszony przez wojnę, jednak może to być okazja do tego, by może pierwszy raz w życiu spotkać się, poznać, porozmawiać, zaprzyjaźnić. Ale jeśli nie będziemy monitorować tego, co niedobrego dzieje się tak w prawdziwym życiu, jak i w przestrzeni wirtualnej, poszerzymy możliwości ingerencji Rosjan w nasze sprawy, a ci z pewnością skwapliwie wykorzystają każdą okazję, by storpedować zmianę na lepsze w relacjach dwustronnych jeszcze zanim stanie się dla nas codziennością.

Jak już zostało wskazane wyżej, gesty, zwłaszcza w czasach takich, jak obecne, są ważne – ale niedobrze stałoby się, gdyby relacje polsko-ukraińskie sprowadzały się tylko i wyłącznie do nich. Stosunków polsko-ukraińskich nie da się budować tylko „od święta”, w ramach wizyt prezydentów czy premierów, choć te są również istotnym elementem tego procesu. Mają jednak miejsce stosunkowo rzadko i choć nadają ton całości, to nie mogą być ich jedyną treścią. Niezbędną jest codzienna, żmudna, „praca u podstaw”, realizowana przez instytucje państwa, samorządy, uczelnie, organizacje pozarządowe, media – wreszcie przez pojedyncze osoby zaangażowane w budowanie relacji dwustronnych, dla których kontakty polsko-ukraińskie to „chleb powszedni” i po prostu praca lub pasja (a czasem jedno i drugie). Tylko współgranie tych dwóch elementów: w skali makro i mikro jednocześnie, pozwoli na stworzenie trwałego fundamentu, na którym będzie można budować stabilne relacje pomiędzy oboma krajami.

Agnieszka Sawicz
Dariusz Materniak

Tekst ukazał się w nr 1 (413), 17 – 30 stycznia 2023

X