Wojna. Część 16 fot. Dmytro Antoniuk

Wojna. Część 16

Ciemność

Październik 2022:

17 października. Jak zawsze robię poranny reportaż dla radia. Za oknem jest alarm, i podczas transmisji na żywo słyszę wybuchy. Jeden i zaraz po nim drugi. Mówię o tym wszystkim do mikrofonu słuchaczom w Polsce, którzy dzięki Bogu nie wiedzą, co to jest nalot wrogich pocisków na rodzinne miasto.

Mój polski przyjaciel P. pisze do mnie z niepokojem w messengerze: „Czy jesteś bezpieczny?” Tak, przyjacielu, nic mi nie jest, w przeciwieństwie do mojego Kijowa, który już drugi raz jest pod zmasowanym ostrzałem wroga. Podobno jeden z irańskich dronów Szahed-136 został zestrzelony w centrum (zrobiła to policja z broni strzeleckiej), ale drugi trafił w swój cel.

Ubieram się, alarm minął. Muszę udać się na miejsce wybuchu.

Na tej ulicy ruch samochodowy jest zablokowany. Wychodzę z samochodu i idę w kierunku dymu. Docieram do policyjnej taśmy, za którą przechodzą tylko ratownicy. Około jedna trzecia starej kamienicy z początku XX wieku uległa zniszczeniu. Jest informacja, że pod gruzami są ludzie. Stamtąd nadaję na żywo w radiu i opowiadam to, co widzę, oczywiście nie wchodząc w szczegóły, gdzie dokładnie jestem w Kijowie – bardziej szczegółowe informacje mogą być wykorzystane przez wroga do ponownego i bardziej precyzyjnego uderzenia.

„Witam Pana serdecznie” – podchodzi do mnie nieznany dziennikarz. – „Usłyszałem, że jest tu ktoś z Polski i postanowiłem się przywitać”. Mówię mu, że jestem właściwie z Kijowa, że nie jestem Polakiem, ale szczerze ściskam mu rękę.

Prawie nic stąd nie widać, więc postanawiam przejść jedną przecznicę i zbliżyć się do miejsca wybuchu z drugiej strony. Po drodze mijam ulicę, która zawsze jest bardzo zatłoczona samochodami, zawsze jest tu ruch. Ze zdziwieniem zauważam, że teraz jest tak samo: owoce są sprzedawane na stołach, są kolejki do kiosków z kawą, idą jacyś biznesmeni w garniturach. A miejsce trafienia zaledwie godzinę temu znajdowało się od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu metrów stąd.

Z innej strony trochę lepiej widać zniszczony budynek, nie ma już dymu. A od tyłu – wieżowiec, mocno uszkodzony przez eksplozję rakiety 10 października. Nie zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają.

Za kilka dni dowiem się, że w starej kamienicy zginęło pięć osób. Wśród nich była młoda para, która nie miała nawet trzydziestu lat. Zginęli, obejmując się… kobieta była w ciąży. Pracowała jako sommelier w znanej winiarni. Wyjechała z Kijowa w lutym, ale postanowiła wrócić latem. Może nawet ją widziałem.

Spod gruzów wyciągnięto na wpół żywego przestraszonego kota. Mówiono, że należał do tej nieszczęsnej pary.

fot. Dmytro Antoniuk

Podpisałem już petycję o odbudowie tej kamienicy, bo stojąc obok dymiących ruin prezydent Kijowa Witalij Kliczko powiedział ludziom z telewizji, bez żadnej ekspertyzy, że kamienicy nie da się uratować. Mimo, że zniszczeniu uległa tylko jedna czwarta. Aktywiści kijowscy natychmiast utworzyli petycję na stronie Rady miejskiej z żądaniem odbudowy budynku i niedopuszczenia do przejęcia tego miejsca przez nastawionych na zysk deweloperów (o kontakty z nimi podejrzewany jest Kliczko). W poprzednich latach ci ludzie zniszczyli już w tym miejscu kilka starych domów, wznosząc tam ohydne i nieodpowiednie wieżowce, co zepsuło historyczny wygląd tej części miasta. W stanie wojennym nie wolno nam chodzić na protesty, ale my – ja też zaliczam siebie do tych działaczy – jesteśmy bardzo źli na moskali. Więc zdecydowanie odradzamy prezydentowi wyburzenie tego budynku.

Kilka dni później na Ukrainie zaczęły się przerwy w dostawie prądu. Wszystkie obecne zmasowane naloty rosyjskich rakiet mają na celu zniszczenie naszej infrastruktury energetycznej, aby pogrążyć kraj w ciemności i zimnie, a w efekcie zmusić go do pertraktacji pokojowych na warunkach kremla. Nie znam i nie słyszałem o ani jednej osobie, która wzywałaby do uległości rosjanom. Natomiast rozpoczynają się patriotyczne „wyścigi” w oszczędzaniu energii elektrycznej. Rano i wieczorem są do nas kierowane prośby, aby nie włączać pralek i zmywarek, kuchenek elektrycznych, czajników i bojlerów. Według urzędników rządowych system elektroenergetyczny został już zniszczony w 30-40%. Dlatego nie można obejść się bez prewencyjnych wyłączeń światła (a więc i wody). Ludzie reagują ze zrozumieniem, naprawdę oszczędzają, a nawet żartują w internecie (gdy jest prąd), że zadzwonią do SBU, jeśli usłyszą, że sąsiad włączył pralkę.

Wieczorem nie mogę rozpoznać mojego Kijowa. Zwykle oświetlony tysiącami latarni i reklam, teraz pogrążony jest w niemal całkowitej ciemności. W centrum w oknach hotelów pięciogwiazdkowych nie ma świateł, nie ma zwykłego oświetlenia cerkwi św. Sofji czy św. Michała, nie jest widoczna z lewego brzegu stroma dzwonnica Ławry. Tylko reflektory samochodowe, tworzące węże ruchomego światła w ciemnej metropolii, dają znak, że Kijów żyje. To bardzo dziwne uczucie. Nie jest przyjemne. Jest to raczej ściskający gardło niepokój i gniew. Ale w tym wszystkim czuję wielką dumę z Kijowa, który się nie poddaje, kijowianie trzymają się, starają się pomagać sobie nawzajem, pomagać energetykom. W tej ciemności jaśnieje nasza determinacja w walce i dążeniu do zwycięstwa.

Obecnie przygotowuję materiał na wystawę, która, mam nadzieję, zostanie pokazana zarówno w Polsce jak i na Ukrainie. Jest dwujęzyczna i dedykowana obywatelom ukraińskim polskiego pochodzenia, którzy od 2014 roku do dziś oddali życie za Ukrainę i, jestem przekonany, również za Polskę. Bo, jak sądzę, jest coraz mniej Polaków, którzy wątpią, że po pokonaniu Ukrainy rosja pójdzie dalej – na zachód, dążąc do odbudowy swojego obrzydliwego imperium.

Niestety, jest wielu takich obrońców, którzy zapłacili najwyższą cenę za naszą wspólną wolność. Wielu z nich zginęło w ciągu ośmiu lat wojny, której Zachód wolał nie zauważać. Na przykład dowódca plutonu snajperskiego M. pod pseudonimem „Adam”, który wybrał sobie na cześć swojego polskiego dziadka. W styczniu 2015 roku jako ostatni opuścił z podległymi już całkowicie zniszczone lotnisko w Doniecku. I zginął kilka miesięcy później w pobliżu wsi Opytne (gdzie nadal toczą się zacięte walki), ratując dwóch żołnierzy, których otoczyła nieprzyjacielska grupa dywersyjno-rozpoznawcza. Mieszkał w Kociubińskim pod Kijowem i tam został pochowany.

Albo zupełnie świeża opowieść o sanitariuszce wojskowej J. z Kamianki na Czerkaszczyźnie. Zaginęła 23 kwietnia 2022 r. we wsi Kozacza Łopań na północ od Charkowa, usiłując ratować spod kul ciężko rannego żołnierza. Według żołnierzy z jej jednostki, wrogi snajper, ignorując znak czerwonego krzyża, który był wyraźnie widoczny na mundurze J., strzelił jej w głowę. Ciała nie odnaleziono, gdy Kozacza Łopań została ostatecznie wyzwolona we wrześniu. Nie ma jej wśród więźniów, nie ma jej na żadnych listach. Rodzice obawiają się, że okupanci po prostu spalili ją w mobilnych rosyjskich krematoriach, zacierając ślady zbrodni.

A inny polskiego pochodzenia Ukrainiec imieniem I., pochodzący z Drohobycza, po prostu ukrył przed rodzicami najpierw swój udział w Rewolucji Godności na kijowskim Majdanie, a potem w wojnie z rosją. Powiedział, że jedzie do stolicy na zarobki, a że służył w batalionie „Ajdar” dowiedzieli się dopiero po jego śmierci. We wrześniu 2014 r. został ranny i schwytany przez separatystów i moskali w obwodzie ługańskim. Były filmy, w których sam chodził po szpitalu, ale po kilku dniach był już martwy, zaś 70% jego ciała zostało oparzone. Kiedy po niewiarygodnie trudnych staraniach rodzicom zwrócono ciało syna, sekcja zwłok ustaliła, że umarł właśnie wskutek oparzeń, które zostały mu zadane podczas tortur.

Mam teraz bardzo trudną pracę. Muszę dzwonić do krewnych, prosić ich o zgodę, zdjęcia i słuchać opowieści o ich dzieciach, matkach i mężach, których nie udaje się odzyskać. Jest to niezwykle trudne psychicznie. Ale jednocześnie bardzo ważne jest, aby opowiedzieć o ich życiu i śmierci, aby ludzie, nie tylko w Ukrainie i w Polsce, jasno zobaczyli, że więcej pieniędzy, które trzeba zapłacić za gaz i prąd, nie można równać z bólem odczuwanym przez dzieci i krewnych bohaterów, w których żyłach płynęła krew ukraińska i polska.

Dmytro Antoniuk

Dmytro Antoniuk. Autor licznych przewodników po Ukrainie oraz książki w dwóch tomach "Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie". Inicjator dwóch akcji społecznych związanych ze zbiórką środków na remont zamku w Świrzu w latach 2012-2013. Tłumacz z języków polskiego, angielskiego i niemieckiego. Stypendysta Programu "Gaude Polonia" w roku 2016, w ramach którego przetłumaczył księgę Barbary Skargi "Po wyzwoleniu: 1944-1956", która ukazała się po ukraińsku w wydawnictwie "Knyhy XXI". Razem z Pawłem Bobołowiczem był autorem akcji "Rok 1920: Pamięć w czasach pandemii", w wyniku której powstała mapa interaktywna miejsc pamięci na Ukrainie oraz foldery, wydane przez Konsulaty RP we Lwowie i Winnice. Od listopada 2020 roku jest autorem i prowadzącym audycji radiowej na Radio WNET - "Wspólne Skarby". Stały autor Kuriera Galicyjskiego od 2008 roku.

X