Wilgeforta

Wilgeforta

Święta, której zabraniano zostać świętą

Ziemia Kłodzka jest krainą, która obejmuje całą należącą do Polski Dolinę Kłodzką. Leży ona przy granicy z Czechami, prawie równo na południe od Wrocławia. Dolina jak gdyby wciska się rozległym, nieregularnym prostokątem w głąb czeskiego terytorium, powodując od razu widoczne zaburzenie w przebiegu równej do tej pory granicy.

Jak Ziemia Kłodzka znalazła się w Polsce
Ziemia Kłodzka nigdy przedtem nie należała do Polski. Od zawsze było to czeskie Hrabstwo Kłodzkie, które później, podobnie jak całe Czechy, zostało włączone do Austrii. Po roku 1871, po przegranej przez Austrię wojnie z Prusami o Śląsk, Hrabstwo Kłodzkie, pomimo tego, że nie należało do Śląska, zostało przez Prusaków odebrane pokonanej Austrii. Miało ono bowiem niezwykle przydatne do celów militarnych położenie wśród gór, co później Prusacy wykorzystali budując tutaj kilka do dzisiaj stojących ogromnych fortyfikacji naziemnych i podziemnych. Po roku 1945 Ziemia Kłodzka wraz z całym terytorium poniemieckiego Śląska przypadła Polsce, ale wtedy zaczęli do niej rościć sobie prawo Czesi. Wobec ostrego stanowiska Czech, domagających się zwrócenia im Ziemi Kłodzkiej Polacy odnowili pretensje do tak zwanego Zaolzia, czyli części Śląska Cieszyńskiego, które po I wojnie światowej zostało przyznane Polsce, ale które Czesi odbili atakiem czeskiego wojska i przyłączyli siłą do ówczesnej Czechosłowacji. W trakcie stawiania sobie przez obie strony konfliktu najrozmaitszych zarzutów, doszło do kilkudniowej wojny polsko-czeskiej, o której głucho w historii demoludów, choć Czesi użyli przeciwko Polakom nawet ciężkiej artylerii – pociągu pancernego. Słowa nie wolno było powiedzieć o polsko-czeskim konflikcie zbrojnym, bo w konflikt włączył się natychmiast Związek Radziecki, a ten nie życzył sobie wojen pomiędzy podległymi mu państwami. Zakazał strzelania i rozsądził, że granica ma przebiegać na Śląsku Cieszyńskim, tam gdzie była w roku 1920, zaś wokół Ziemi Kłodzkiej, jak przed rokiem 1938. W taki sposób Ziemia Kłodzka znalazła się w Polsce.

Strzelanina pomiędzy Polakami i Czechami miała swoje następstwa. Polacy zemścili się na Czechach mieszkających na terenie Ziemi Kłodzkiej, wyrzucając ich razem z Niemcami w trakcie wysiedlania ludności niemieckiej. Powstałe po wywiezionych pustkowie zaczęli zasiedlać ludzie przybywający z terenów Ukrainy. Tak realizował się zamysł Stalina o postawieniu Polski na rolkach i przepchnięciu jej możliwie daleko na zachód.

Figura ukrzyżowanej kobiety
Po Niemcach i Czechach dostało się wtedy Polakom ogromne Sanktuarium Maryjne w miejscowości zwanej przez Niemców Albendorf, a przez Czechów – Vambeřice. Modyfikując nazwę czeską, Polacy nazwali miejscowość – Wambierzyce. Sanktuarium naprawdę było ogromne i wspaniałe, bo oprócz bazyliki posiadało także Kalwarię z 74 numerowanymi kaplicami. Na terenie Sanktuarium wszystko było dla Polaków wiadome i zrozumiałe, dopóki nie podeszło się do kaplicy numer 57. W tej kaplicy każdy z polskich przybyszów doznawał szoku. Kaplicę zajmowała bowiem figura ukrzyżowanej kobiety! W dodatku ta ukrzyżowana kobieta miała brodę! Obecnie figura ukrzyżowanej nie posiada już brody. Brodę zlikwidowano. Czemu? Chyba dlatego, że zbyt szokowała odwiedzających Kalwarię.

Napis u podstawy kaplicy, informujący, że jest to wizerunek świętej Wilgefortis, nie mówił niczego. Nikt przedtem nie słyszał o świętej Wilgefortis! W pobliżu nie było też nikogo z wysiedlonych mieszkańców Wambierzyc, kto mógłby udzielić Polakom jakichś wyjaśnień. Wielu z przybyłych, nie rozumiejąc tego, co widzą, z rezygnacją zaczęło traktować figurę świętej, jako jeszcze jedną niemiecką makabrę tej wojny. Znaleźli się wszakże tacy, którzy zajęli się poszukiwaniem informacji na temat niezwykłej figury. Zbierając te informacje, ku swojemu zdziwieniu, stwierdzili, że nie ma jednej opowieści o życiu świętej Wilgeforty. Opowieści o życiu świętej jest wiele, tak samo jak bardzo wiele imion przybiera święta w zależności od kraju, w którym znajdowała swoich wyznawców. Więc może na początek przytoczę opowieść miejscową, najbardziej utrzymaną w lokalnej rzeczywistości Ziemi Kłodzkiej, mówiącą, że Wilgeforta była córką barona von Schönau, rycerza wiecznie przebywającego na wyprawach krzyżowych. Wilgeforta wychowywała się praktycznie bez ojca, a że była dziewczyną bardzo religijną, w klasztorze niedaleko Broumowa (obecnie w Czechach) przygotowywała się do święceń zakonnych. Niespodziewanie powrócił z wojny jej ojciec. Nie wrócił sam, ale przywiózł ze sobą rycerza Wolframa von Pannewitz, któremu obiecał rękę swojej córki. Dla dziewczyny była to wiadomość tragiczna. Miała przecież niedługo zostać zakonnicą i sama myśl o małżeństwie wydawała się jej przerażająca. Starała się ojca przekonać, ale do niego nie trafiały żadne argumenty. Próbowała go błagać o pozwolenie na pozostanie w klasztorze, ale jej błagania nie przyniosły żadnego rezultatu.

W przededniu spodziewanego ślubu dziewczyna po całonocnej modlitwie do Jezusa z prośbą o pomoc stwierdziła, że dokonała się w niej jakaś nadzwyczajna przemiana. Jej twarz zamieniła się w twarz Jezusa! Wszyscy zobaczyli to samo. Dziewczyna miała twarz Jezusa! Z brodą!

Von Pannewitz jak niepyszny opuścił zamek barona, ani myśląc o poślubieniu brodatej kobiety, a ojciec Wilgeforty, przekonany, że dziewczyna z niego zadrwiła, w szale gniewu dopuścił się strasznego czynu. Krzycząc, że skoro tak bardzo chce wyglądać jak Jezus, zginie tak samo jak Jezus, szaleniec rozkazał dziewczynę ukrzyżować, a gdy umarła na krzyżu, kazał ogolić jej brodę. Ale broda, pomimo ciągłego golenia, wciąż odrastała!

Taka jest opowieść o świętej Wilgeforcie, jaką można było usłyszeć w Sudetach, na miejscu, tuż koło Wambierzyc. Czy ta legenda o świętej jest ze wszystkim zmyślona, czy też zawiera w sobie może jakieś elementy prawdziwych wydarzeń tak dawnych, że już zupełnie zapomnianych? – Kto wie? Wolfram von Pannewitz jest postacią historyczną. W latach 1296–1311 pełnił funkcję kasztelana zamku w Szprotawie koło Głogowa. W niedalekiej odległości od Szprotawy znajduje się miejscowość Kromolin. Niby nic, ale niemiecka nazwa Kromolina brzmiała – Schönau, a nazwisko barona – von Schönau, znaczy po polsku – pochodzący z Schönau.

Jeśli nawet pomiędzy oboma rycerzami dochodziło kiedyś do jakichś relacji, najpewniej nie dotyczyły one Wilgeforty. Twierdzi się bowiem, że kult świętej Wilgeforty w Wambierzycach zainicjował Daniel Paschasius von Osterberg, który będąc pod wrażeniem oglądanej w Pradze rzeźby przedstawiającej ukrzyżowaną dziewczynę kazał wykonać jej kopię i tę właśnie kopię przywiózł do sanktuarium w Wambierzycach. Do Pragi Wilgeforta trafiła z Niemiec. W Niemczech też pojawia się drugie imię świętej – Kümmernis. Kümmernis oznacza po niemiecku zmartwienie, albo troskę. Trochę dziwne słowo jak na imię dla świętej, ale mogło ono oznaczać raczej przydomek świętej Wilgeforty, związany z tym, że stała się ona patronką ludzi zmaltretowanych, zmartwionych, pogrążonych w rozpaczy, także patronką małżeństw trudnych i rozpadających się, jak również opiekunką dziewczyn i kobiet nie mogących sobie poradzić z męską natarczywością. Jak bardzo było potrzeba takiej właśnie świętej świadczy szybkość, z jaką rozchodził się jej kult po Europie i zasięg tego kultu, wychodzący daleko poza Europę. W każdym kraju, w każdym środowisku językowym nazywano świętą po swojemu, kompletnie inaczej niż gdzie indziej. Były więc oprócz dwóch znanych nam imion jeszcze: Barbata, Comina, Comara, Liberata, Commorata, Eutropia, Dignefortis, Hulfe, Lisvrade, Starosta, Ontocommente, Reginfledis, Uncumber i Wilga. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś znalazł jeszcze jakieś imiona świętej, o których ja nic nie wiem.

Opowieść o świętej, pochodzącej z Portugalii
Według tradycji, powszechnej w Europie niemiecko, franko i hiszpańskojęzycznej, święta pochodziła z Portugalii. Miała być szóstym z dziewięciorga dzieci króla Luzytanii, portugalskiej kolonii rzymskiej, usamodzielnionej po rozpadzie imperium. Niewielu tam było wtedy chrześcijan, ale Wilgeforta, w odróżnieniu od całej swojej rodziny, była chrześcijanką. Nawet więcej. W swoich najświętszych zamierzeniach oddała się Jezusowi Chrystusowi, mistycznie zaślubiając Go w swoich modlitwach.

Ojcu Wilgeforty, walczącemu z naporem dzikich barbarzyńców, nie udało się pokonać swoich wrogów i postanowił połączyć się sojuszem militarnym z Królestwem Sycylii, który to sojusz trzeba było przypieczętować małżeństwem Wilgeforty z sycylijskim królem. Doszło do dramatycznej kłótni pomiędzy ojcem i córką, która odmówiła poślubienia Sycylijczyka twierdząc, że jest już poślubiona Jezusowi Chrystusowi. Takie argumenty nie mogły trafić do pogańskiego ojca, uważającego protesty dziewczyny za zwyczajne zawracanie głowy. Ojciec zamknął ją więc za karę do ciemnicy, sądząc, że gdy Wilgeforta trochę tam posiedzi, to albo zmądrzeje, albo na tyle się przestraszy, że nie będzie się już sprzeciwiała jego woli. Tak samo, jak to było w poprzedniej opowieści, Wilgeforta przez cały czas modliła się do Jezusa o ratunek, a gdy otworzono ciemnicę, okazało się, że ma ona na twarzy cudownie wyrośniętą brodę, co oczywiście wykluczało jej małżeństwo z niedoszłym sojusznikiem jej ojca. Wściekły na dziewczynę ojciec rozkazał ją ukrzyżować. Kult świętej Wilgeforty rozszerzał się żywiołowo po całej Europie, ale i dużo dalej.

Święta, nieuznana przez Kościół
Z Portugalczykami docierał do Brazylii, a z Hiszpanami – do Meksyku i Peru. Powstawały obrazy świętej, rzeźby, budowano kaplice i kościoły pod jej wezwaniem. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Kościół katolicki nigdy oficjalnie nie uznał świętej Wilgeforty, a wielokrotnie ostro występował przeciwko przejawom czci do tej osoby twierdząc, że świętej Wilgeforty nigdy nie było, że jest to osoba legendarna, bajeczna, nigdy nieistniejąca. Te oficjalne wystąpienia Kościoła niewiele znaczyły wobec aktywności wiernych, przekonanych nie tylko o realności osoby Wilgeforty, ale także o jej niekwestionowanej świętości. Wilgeforta leczyła chorych, przywracała ludziom spokój i chęć do życia, opiekowała się nieszczęśliwymi żonami, modlącym się przed jej ołtarzami dawała dobre rady. Była wielokrotnie bardziej skuteczna, niż wielu innych świętych, uznanych i polecanych przez Kościół. Agresywne czasami zachowanie wiernych zmuszało władze kościelne do przeciwstawiania się budowaniu w kościołach ołtarzy Wilgeforty, czy zawieszaniu w kościołach jej obrazów. Trzeba przyznać, że Kościół znalazł się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji.

Skoro jednak uznać, że Wilgeforta jest postacią nieistniejącą, jak sobie wytłumaczyć, że właściwie wszędzie przedstawiana jest w jeden tylko sposób – jako ukrzyżowana brodata kobieta, ubrana w bogate suknie. W dodatku z koroną na głowie. Skąd ta korona?

Krucyfiks z katedry w Lukce
Zaczęto się domyślać, że być może kult świętej Wilgeforty bierze się z mylnej interpretacji sławnego wizerunku „Volto Santo” z włoskiego miasta Lukka. W kościele katedralnym znajduje się tam zwany przez wiernych właśnie „Volto Santo”, czyli „święte oblicze”, bardzo stary, pochodzący z VIII wieku krucyfiks. Jest ogromny. Jego wysokość ma 4,3 metra, długość poprzecznej belki 2,65 metra, a wysokość figury Chrystusa wynosi 2,5 metra. Przedstawia ukrzyżowanego Jezusa w złotej koronie, odzianego w długą i bogatą szatę, można powiedzieć – suknię i w złotych trzewikach założonych na nogi. Jezus jest przedstawiony z otwartymi oczami i długimi włosami, opadającymi na ramiona. We wczesnym średniowieczu tak właśnie przedstawiano Jezusa na krzyżu. Ubranego w długą szatę, z królewską koroną na głowie. Dopiero od jedenastego wieku zaczęto przedstawiać Jezusa w znany nam sposób. Jezusa nagiego, z przepaską na biodrach i w koronie cierniowej. Katedra w Lukce od zawsze była ośrodkiem pielgrzymek. Pątnicy przybywali tu z całej Europy, a licznie rozpowszechniane przez pielgrzymów i kupców kopie krucyfiksu „Volto Santo” mogły stać się powodem, że zaczęto doszukać się w nich wizerunku ukrzyżowanej męczennicy. Trochę podobna pomyłka mogła spowodować również powstanie imienia świętej. Mogło się stać, że łacińskie określenie Virgo Fortis, czyli Dzielna Dziewica, przyjęto za imię – Wilgefortis.

Volto Santo

Ubogi grajek i Wilgeforta bez brody
Z krucyfiksem z Lukki związana jest legenda o ubogim grajku, który grając i modląc się pod krucyfiksem zauważył nagle, że jeden ze złotych trzewików Jezusa spada mu pod nogi. Gdy go podniósł i próbował schować do kieszeni, został oskarżony o kradzież i zapewne zostałby surowo ukarany, gdyby nie fakt, że gdy tylko zagrał ponownie, założony na nogę Jezusa złoty trzewik znowu spadał. Zgromadzeni wokół krucyfiksu ludzi zrozumieli, że Jezus w ten sposób chce obdarować grajka. Grajka puszczono więc wolno, a incydent ze złotym trzewikiem był pierwszym cudownym wydarzeniem, jakie miało miejsce w obecności świętego krucyfiksu.

Identyczna legenda związana jest z kultem świętej Wilgeforty. Poznając podania o świętej, nie wszędzie jednak spotykamy się z postacią wędrującego grajka, a czasem ubogiego pastuszka przygrywającego ukrzyżowanej męczennicy i nagrodzonego przez nią zrzuconym mu pod nogi drogocennym butem. Ale takie legendy są na tyle liczne i nieznaczące, że nie sposób ich nie uznać za modyfikację legendy krucyfiksu „Volto Santo”.

Pomimo tego, że wszystkie opowieści o Wilgeforcie mówią wyraźnie o brodzie, jaka wyrosła świętej dziewicy, można spotkać się z licznymi rzeźbami i obrazami przedstawiającymi Wilgefortę bez brody.

Być może świadczy to o oporach, z jakimi musiał walczyć, by w końcu im ulec, artysta, zmuszony do stworzenia wizerunku brodatej kobiety. Ale może to nie artysta, a zleceniodawca w trosce o to, by nie gorszyć „maluczkich”, w taki sposób kazał modyfikować dzieło? Mamy przecież obowiązek ochraniać „maluczkich” przed nadmiernym wysiłkiem umysłowym, bo „maluczcy” mają umysły ”maluczkie”. Wypełnione po wierzch standardową informacją. W taki umysł już nic nowego, bez obawy pęknięcia, wejść nie może.

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 1 (53) 15 stycznia 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X