Admirał zachodnich mórz

Historia w znaczki wpisana

Kto wynalazł papier? Chińczycy. A proch strzelniczy? Także Chińczycy. A ruchome czcionki? No jakże – Gutenberg! Nic podobnego, to także wynalazek Chińczyków, na dodatek wprowadzony u nich do użytku już w XI w. Pytajmy dalej: komu zawdzięczamy zapałki, ognie sztuczne, rakiety, atrament, wachlarze, płaszcze przeciwdeszczowe, parasole, pieniądze papierowe, liczydło, zegary, taczki, latawce, makaron, lody, kto zrewolucjonizował rolnictwo przez zastosowanie uprzęży, dzięki czemu zamiast siły ludzkiej można było posługiwać się zwierzęcą, kto pierwszy zaczął odlewać żelazo, produkować stal? No cóż – wszystko to jest dziełem Chińczyków. Gdyby spisać wszystkie ich dawne wynalazki, jakże dobrze służące dziś ludzkości, powstałaby gruba encyklopedia.

Trochę o tym wiemy, że byli ongiś genialni (dziś zaczynają jak gdyby wracać pod tym względem do swych innowacyjnych korzeni). Mało kto jednak wie, że przed wiekami byli także potęgą morską! A tak – Europejczycy mogli na ich ówczesne osiągnięcia w tej dziedzinie jedynie patrzeć z zazdrością. To nie przesada, co zaraz pokusimy się udowodnić. Jest ku temu okazja, bo akurat w Singapurze otwarto wystawę, obrazującą, jak dalece w Chinach już w na początku XV w. było rozwinięte okrętownictwo, jakie tam budowano statki, i wreszcie, jak daleko zapuszczały się one na morza świata.

Otwarcie na świat
Rzecz cała wzięła swój początek, gdy od 1368 r. władzę w Państwie Środka przejęli cesarze z dynastii Ming, którzy, inaczej niż ich poprzednicy (izolujący przez wieki Chiny od świata i niewiele o nim wiedząc przyjmowali, iż to one są jego pępkiem, dlatego też tak zwali swe państwo – Państwem Środka), zrozumieli, że Chiny są mocarstwem, które powinno wyjść z opłotków i zaprezentować się za granicą z najlepszej strony. Dlatego polecili zbudować wielką flotę, mającą ponieść w świat wieści o tym, jaki potencjał reprezentują Chiny, a zarazem ułatwić nawiązanie stosunków dyplomatycznych i handlowych, i wreszcie poszerzyć wiedzę geograficzną Chińczyków, dotąd zamkniętą w dość wąskich granicach. Szczególnie popierał te plany cesarz Jung Lo, który panował w latach 1402-1424 (był to władca bardzo ambitny, to on m.in. kazał odbudować Wielki Mur i przeniósł stolicę kraju do Pekinu). Zbudowano zatem w Nankinie wielką stocznię, zaczęto też szkolić marynarzy, ba – cesarz uruchomił nawet szkołę tłumaczy, którzy mieli w przyszłości ułatwiać jego wysłannikom kontakty z cudzoziemcami.

Cesarz upatrzył też sobie dowódcę swej floty – jego wybór padł na przebywającego na jego dworze już od czasów, gdy był jeszcze księciem, muzułmanina zwącego się Ma He. Urodził się ów przyszły żeglarz w 1371 r. w mieście Kunjang w prowincji Jünnan. Gdy najechała ją armia cesarzy z dynastii Ming, jedenastoletniego wówczas chłopca zabrano, wykastrowano i skierowano na dworską służbę, a potem zaczęto wdrażać do służby wojskowej. Niebawem okazało się, że chłopak jest bardzo zdolny, a gdy już dorósł, okazał się bardzo dzielnym wojakiem, wspaniale spisującym się w wojnie domowej, z której wyszedł zwycięsko jego pan, Jung Lo. W uznaniu zasług, książę mianował go „imperialnym eunuchem”, nadał mu nowe nazwisko Czeng Ho (poprzednie Ma znaczyło „koń”, a na dworze było przyjęte, że z takim nazwiskiem nikt na nim nie może istnieć), potem – jak się rzekło – dowódcą floty.

Stocznia w Nankinie zdołała już wybudować odpowiednią liczbę statków, więc w 1405 r. Czeng Ho mógł wyruszyć w pierwszą (z ogółem siedmiu) ekspedycję. Był dowódcą zaiste gigantycznej floty, armady, jakiej świat jeszcze nie widział, gdyż w jej skład wchodziły aż 63 wielkie dżonki i 255 mniejszych, które wzięły na pokład, bagatela, 27.800 marynarzy i pasażerów. Wśród tych ostatnich byli kronikarze, lekarze, kucharze, mnisi, a także – 2.000 konkubin. Ponieważ przewidywano, że wyprawa potrwa około dwóch lat, zabrano wystarczający na ten czas zapas żywności, nie wiedziano bowiem, czy kuchnia u „barbarzyńców” – jak zwano obcych – będzie odpowiadać chińskim podniebieniom. Chcąc mieć możliwie urozmaicone jadło, pomyślano także o świeżych jarzynach – w tym celu umieszczono na statkach skrzynie z ziemią, w których posadzono rozmaite warzywa (w tym soję), a nawet krzewy i drzewka owocowe. Admirał wiedział, jak ważny jest odpowiedni jadłospis, by ludzie nie chorowali. Zabrano także żywe zwierzęta, więc kucharze zawsze mieli pod ręką świeże mięso. Nie było również problemów z dostateczną ilością wody, gdyż statki były zaopatrzone w urządzenia do jej destylacji! Oczywiście, dżonki były także uzbrojone – były na nich na wszelki wypadek zainstalowane armaty, rakiety, miotacze ognia, katapulty do wystrzeliwania granatów, tudzież miny!

{gallery}gallery/2008/kurlus_admiral{/gallery}

Chińska armada
Aby jeszcze bardziej uzmysłowić ogrom floty Czeng Ho, należy podać rozmiary jego „wielkich dżonek” – każda z nich miała około 475 stóp (142 m) długości oraz 193 (58 m) szerokości i dość miejsca na pokładzie nawet dla 1.000 osób, żagle zaś wciągano na siedem do dziesięciu masztów! Dla porównania podajmy, że flagowy statek Krzysztofa Kolumba, „Santa Maria” miał tylko 75 stóp (22 m) długości i 25 (7,5 m) szerokości, czyli był sześć razy mniejszy! Co za kolosalna różnica! Jeszcze trzeba dodać, że chińskie statki miały szczelne komory grodziowe, które w Europie zaczęto stosować dopiero wiele set lat później, a burty niektórych dżonek były obite blachą, co chroniło je przed wrogimi pociskami.

W czasie pierwszej podróży (1405-1407), flota admirała dotarła na Sumatrę, a potem – na Cejlon. Po drodze założyła stałą bazę na jednej z indonezyjskich wysp, z licznymi magazynami, z której potem korzystała w czasie kolejnych wypraw. Kolejne Czeng Ho zorganizował w latach 1407-1409, 1909-1911, 1413-1415, wciąż wyznaczając sobie dalsze cele, zresztą zgodnie z zaleceniami cesarza, który polecił mu, by żeglował jak najdalej, do „krajów za horyzontem”, „na koniec świata”. Poruszał się po akwenach morskich bezbłędnie, miał bowiem mapy i posługiwał się kompasem, także – a jakże! – wynalazku chińskiego. W czasie czwartej i piątej (1417-1419) podróży jego flota zakotwiczyła m. in. w Adenie i u brzegów wschodniej Afryki (dzisiejszej Somalii), skąd przywiózł do ojczyzny nieco egzotycznych zwierząt, dotąd w niej nieznanych: żyrafę, lwy, lamparty, strusie, antylopy, zebry. Największą sensację wzbudziła żyrafa – sam cesarz wyszedł przed bramę swego pałacu, by powitać dziwaczne zwierzę, a dworzanie bili mu pokłony. Poza tym, ładownie wracających do kraju statków były wypełnione ziołami, przyprawami, barwnikami, perłami, kamieniami szlachetnymi, kością słoniową, bursztynem. Także Chińczycy byli szczodrzy – Czeng Ho miał zawsze dla władców obcych krajów cenne dary. Szczególnie przez nich pożądanymi towarami były chińska porcelana, jedwab oraz mocne płótno bawełniane, zwane nankinem (produkowano je w Nankinie), żelazne narzędzia, kuchenne naczynia z miedzi, perfumy. Zgodnie z życzeniem cesarza, admirał składał także ofiary obcym bogom, np. na Cejlonie (dzisiaj jest to Sri Lanka) pozostawił w świątyni Buddy m. in. 1.000 sztuk złota, 5.000 sztuk srebra, 50 rolek jedwabiu.

Ostatnie dwie podróże Czeng Ho przedsięwziął w latach 1421-1422 i 1432-1433. Ogółem w czasie tych siedmiu wypraw jego statki przemierzyły tysiąc li, to jest około 35.000 mil, czyli ponad 56.000 km. Odwiedził 30 krajów. Zmarł dwa lata po ostatniej wyprawie. Uhonorowano go jak trzeba – napisano wiele książek o jego ekspedycjach, nadano jego imię wielu świątyniom, nie tylko w Chinach, lecz także na Półwyspie Malajskim, na Jawie i na Sumatrze.

Zaiste, nie sposób przecenić jego dokonań – dzięki niemu Chińczycy poszerzyli znakomicie swą wiedzę o świecie, „zajrzeli” daleko za horyzont, udowodnili cudzoziemcom, że są potęgą, otwarli nowe rynki zbytu dla swych towarów.

Wydawałoby się, że powinni byli te osiągnięcia utrwalać, dalej rozwijać żeglugę, tak wielkie przynoszącą im korzyści. Nic podobnego! Protektor Czeng Ho, cesarz Jung Lo, zmarł w 1424 r., kolejny jeszcze przez pewien czas kontynuował jego politykę, ale późniejsi już całkowicie się od niej odżegnali, postanowili znowu kraj odizolować od świata, zamknąć przed nim. Kazali zniszczyć mapy i zapiski admirała z jego podróży, spalić wielkie dżonki i zabronili budować nowe, mające więcej, niż trzy maszty (tym, którzy się do tego nie dostosowali, groziła kara śmierci). Nawet wyjście w morze poza ustalony akwen było ryzykowne, bo również za łamanie tego zakazu przewidywano srogie kary. Zaprzepaścili więc szanse Chin na utrzymanie ich przewagi na morzach. A to przecież oni mogli odkrywać Europę, a nie Europejczycy – Chiny!

Może właśnie dlatego współczesne Chiny postanowiły przywrócić Czeng Ho narodowej pamięci, w końcu był wspaniałym żeglarzem, dowódcą gigantycznej floty, a Państwo Środka, dziś – jak wyraził się jeden z naszych ekonomistów – idące do przodu jak burza, szuka wsparcia w swej chwalebnej przeszłości. Między innymi, więc nazwano imieniem admirała park i utworzono opodal Kunjangu, poświęcone mu muzeum, w okolicach Nankinu odrestaurowano grób, w którym rzekomo spoczywa.

Kolumb się spóźnił…
Więcej nawet – postać admirała wzbudziła także ogromne zainteresowanie historyków. Odkrywają oni wciąż nowe materiały, znacznie poszerzające wiedzę o Czeng Ho i w ogóle o chińskiej ekspansji na morzach w wieku XV i wcześniej. Sensację wywołały zwłaszcza wyniki badań byłego angielskiego oficera marynarki Gavina Menziesa, który znalazł dowody na to, że chiński żeglarz grubo, bo ponad 80 lat przed Kolumbem, opłynął świat, że zawinął do brzegów Australii Północnej i Ameryki, gdzie nawet założył osiedla, co zdawałyby się potwierdzać niedawne odkrycia archeologów w Nowej Szkocji. Był także we Francji i w Holandii. A Kolumb i inni wielcy żeglarze europejscy, wyruszając na swe wyprawy, dysponowali starymi mapami, pochodzącymi z Chin, na które już były naniesione kraje, które dopiero zamierzali odkryć!

Wszystko to jest szalenie ciekawe i z pewnością wywoła jeszcze wiele dyskusji, prostujących naszą dotychczasową wiedzę o tym, jak człowiek poznawał swą planetę.

Oczywiście, 600. rocznicę pierwszej wyprawy Czenga (pokazujemy jego postać w całej okazałości) uroczyście celebrowano, i to nie tylko w Chinach, lecz także w innych krajach, do których dotarła jego flota. Ukazało się także wiele dedykowanych wielkiemu żeglarzowi znaczków: poczta chińska wydała trzy i jeden blok, prezentujemy także blok Hongkongu, znaczek Makao z żyrafą, która wzbudziła w Państwie Środka tak wielką sensację, serię znaczków Singapuru oraz bloki Indonezji i Malezji. Wszystkie przypominają morskie Odyseje „Admirała Zachodnich Mórz”.

I znowu znaczki poszerzają naszą wiedzę historyczną, co z satysfakcją kwitujemy.

Tadeusz Kurlus
Tekst ukazał się w nr 1 (53) 15 stycznia 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X