Święty Murzyn

Święty Murzyn

Rzym w rękach cudzoziemców
W założeniu, służbę w legionach mogli pełnić tylko obywatele rzymscy i to legitymujący się odpowiednim majątkiem. Dalsze losy Imperium zweryfikowały jednak to założenie. Rzym podbił i eksploatował tak wiele narodów, że napływ do Rzymu taniej żywności i towarów użytkowych przywożonych z podbitych prowincji, spowodował kompletną nieopłacalność pracy miejscowych rolników i wytwórców. Społeczeństwo rzymskie zaczęło się staczać do roli próżniaków i dosłownie darmozjadów, bo utrzymywanych przez darmowe rozdawnictwo żywności. Wojsku było coraz trudniej znaleźć kandydatów spełniających kryteria majątkowe. Nawet zezwolenie na służbę bezmajątkowym proletariuszom nie dało wiele i do wojska zaczęto przyjmować ludzi z prowincji. Na początku naszej ery tylko 40% legionistów było Rzymianami, a w III wieku naszej ery w legionach służyło 98% cudzoziemców! Św. Maurycy nie był Rzymianinem. Był Murzynem z południa Egiptu, z Tebaidy, regionu położonego najbardziej na południe, którego stolicą było miasto Teby. Za granicami Tebaidy były już – tylko lwy.

Drapieżny Rzym znalazł się więc w rękach armii złożonej z cudzoziemców. Było rzeczą oczywistą, że armia, największa siła imperium, będzie to wykorzystywać. I wykorzystywała.

Dowódcy wojskowi, jeśli tylko mieli poparcie swoich żołnierzy, mogli zdobywać każde stanowisko i każdą władzę jaka się im tylko spodobała. To jeden, to drugi ogłaszał się więc cesarzem i jeśli tylko potrafił zastraszyć lub wymordować oponentów, mógł liczyć na akceptację rzymskiego senatu, będącego właściwie pod okupacją. Rzymem zaczęła rządzić armia cudzoziemców, a Rzymianie przestawali panować nad swoim kiedyś imperium. Cesarzami zostawali ludzie kompletnie nie związani z Rzymem lub choćby tylko z Italią. Rzecz najlepiej przedstawić na przykładzie.

Podczas wyprawy wojennej w roku 284 legie naddunajskie ogłosiły cesarzem niejakiego Dioklecjana. Stało się to w chwilę po odkryciu przez żołnierzy, że ktoś zamordował dotychczasowego cesarza Numeriana. Cesarz Numerian poczuł się źle i był noszony w lektyce. Ktoś (kto?) musiał go w tej lektyce zamordować. Zabitego cesarza noszono w lektyce tak długo, aż trup zaczął cuchnąć! Dioklecjan od razu odkrył, że mordercą jest dowódca cesarskiej ochrony, więc błyskawicznie go zabito, a Dioklecjana wybrano na cesarza. Współrządzący z Numerianem cesarz Karinus nie chciał jednak uwierzyć w dobre intencje Dioklecjana i chcąc go ukarać, zaatakował jego wojska. A wtedy Karinusa zamordowali jego właśni oficerowie, którym przytomny Dioklecjan zapewne coś obiecał. Pewnie więcej, niż dawał im Karinus. Senat rzymski zatwierdził wybór żołnierzy i uznał Dioklecjana za cesarza. Dioklecjan nie był Rzymianinem, ani nie pochodził z jakiejś klasy uprzywilejowanej. Był synem wyzwoleńca z Dalmacji, czyli jego ojciec był wyzwolonym niewolnikiem. Oto jakie kariery robiło się w tym wspaniałym Rzymie!

Cesarz Dioklecjan pojawił się w Rzymie w czerwcu 285 roku. Od razu, wyczuwając groźnego konkurenta i chcąc go zneutralizować, powołał na współrządzącego i mianował cezarem niejakiego Marka Maksymiana. Cwaniaczka bardzo podobnego do siebie. Też nie Rzymianina. Stało się to 21 lipca 285 roku. 1 marca 286 Dioklecjan mianował Maksymiana augustem, czyli bogiem i potomkiem bogów. W arsenale przywilejów cesarzy rzymskich był i taki przywilej. Sam Dioklecjan od jakiegoś już czasu nosił tytuł augusta, ale teraz, chociaż obaj bogowie, to jednak Dioklecjan był jak gdyby większym bogiem, bo tytułował się potomkiem Jowisza, zaś Maksymian musiał się zadowolić pochodzeniem od Herkulesa. Panowie podzielili się terenem imperium w ten sposób, że Dioklecjan miał się zajmować sprawami wschodu, a Maksymian sprawami zachodu.

Maksymian (Fot. wikipedia)Świeżo upieczony bóg Maksymian Herkulius zaraz po mianowaniu zajął się tłumieniem powstania w Galii, a gdy powstanie zostało spacyfikowane, wojska Maksymiana przeprawiły się przez Ren by zaatakować germańskich Burgundów i Alamanów.

Do tej pory mieli Państwo informacje potwierdzane przez historię. Dalej zaczyna się coś dziwnego. Jest dużo informacji o Legionie Tebańskim, ale są to głównie relacje biskupa Eucheriusza z Lyonu, spisane w ponad stulecie po opisywanych wypadkach. Oficjalna nauka kwestionuje te relacje, znajdując w nich wiele, jak to jest określane, rażących błędów i nieścisłości. Głównym powodem, dla którego nauka nie zgadza się z biskupem Eucheriuszem jest fakt, że Legion Tebański został założony w 10 lat po opisanych wydarzeniach. Nauce nie pozostaje więc nic innego jak zignorować to, co napisał biskup lub co najwyżej odesłać jego relację do mitów, bajek i świętobliwych opowieści. Zobaczmy, co nam opowiedział biskup, ale nie tylko on. Poniżej będą informacje z różnych źródeł, ale wszystkie one nie mają oficjalnego namaszczenia.

(Jeszcze tylko jedna wiadomość dla tych, którzy zechcą poszperać w historii Legionu Tebańskiego. Był też inny oddział wojskowy, czasem zwany nie wiedzieć czemu „świętym hufcem”, a czasem legionem tebańskim. Nie miał on nic wspólnego z naszym Legionem. Pochodził z Grecji, z greckich Teb, z roku 371 p.n.e. i służyli w nim sami homoseksualiści. Było ich bodaj 300).

Podczas gdy Maksymian walczył w Galii, na rozkaz Dioklecjana zostaje sprowadzony z Afryki, z rejonu Górnego Egiptu, tak zwany Legion Tebański. Był to „Legio Comitatensis”, czyli jak byśmy dzisiaj powiedzieli, legion szybkiego reagowania, potężna i szybka jednostka o rozbudowanej kawalerii, przeznaczona do interwencji w nadzwyczajnych wypadkach. Liczebność legionu miała wynosić 6600 żołnierzy. Przewidując silny opór plemion germańskich, cesarz oddał legion pod komendę Maksymiana. Przewieziony okrętami, legion ląduje niedaleko Rzymu i marszem udaje się w stronę Alp. Przechodzi przełęcz Bernarda i osiąga teren obecnej Szwajcarii. Ten afrykański legion jest wybitnie inny i wyraźnie odróżnia się od innych legionów. Przede wszystkim służą w nim prawie sami Murzyni i dodatkowo prawie sami chrześcijanie.

Dowódca legionu melduje się w sztabie armii położonym przy kwaterze cesarza Maksymiana w miejscowości Octodurum (obecne Martigny w Szwajcarii). Tam otrzymuje wiadomość, że jego legionowi wyznaczono miejsce na obóz w miejscowości Agaunum (obecne szwajcarskie Saint Maurice d’Agaune). Polecono mu też, żeby poczekał w Octodurum na cesarza, który niedługo przybędzie. Ma się tu odbyć uroczystość składania hołdu cezarowi Augustowi jako bogu i złożenie ofiary bogom rzymskim przed udaniem się na bitwę z Germanami.

Legion Maurycego odmówił złożenia hołdu cezarowi
Maurycy, wtedy jeszcze nie święty, wytłumaczył, że on i jego legion nie mogą uczestniczyć w takich uroczystościach, ponieważ wyznają naukę Jezusa Chrystusa. Hołd mogą składać tylko Panu Bogu, nie zaś pogańskim bożkom, a już na pewno nie człowiekowi nazywającemu się bogiem.

 Rzeźba św. Maurycego z katedry w Magdeburgu (Fot. wikipedia)Zastanawiałem się długo, czy Maurycy aby dokładnie wiedział, co nastąpi, gdy cesarz dowie się o jego wypowiedzi. Maurycy mógł nie zdawać sobie sprawy, że skutki będą aż takie. Maurycy był z Afryki, a tam na pewne sprawy patrzyło się jednak inaczej. Jest natomiast niewątpliwe, że Maurycy powiedział szczerze to, co czuł, co wydawało mu się naturalne i zrozumiałe dla każdego. Nie czekał więc na cesarza i kazał legionowi maszerować do Agaunum. Gdy cesarz przyjechał do Octodurum poinformowano go oczywiście o tym, co mówił i co zrobił Maurycy, a na to cesarz zareagował wybuchem wściekłości. Ten facet chyba był przekonany, że naprawdę stał się bogiem, a tu mu jakiś Murzyn…

Maurycy otrzymał kategoryczny rozkaz, by stawił się z legionem na uroczystości hołdu. Maurycy znowu odmówił. Wściekły cesarz wydał rozkaz dziesiątkowania legionu, czyli zabicie co dziesiątego legionisty. Śmierć żołnierzy miała się dokonać poprzez ścięcie głowy. Egzekucję należało rozpocząć od dowództwa legionu. Do Aganunum ruszyły oddziały egzekucyjne…

Idący na śmierć nie bronili się. Zginęło dowództwo legionu: primicerius Maurycy, campiductor Eksuperiusz i senator militium Kandyd. Dodatkowo, bez podania ich funkcji, zostali zabici Innocenty, Witalis i Wiktor oraz 600 legionistów. Pozostali przy życiu na nowo dostali rozkaz złożenia hołdu cesarzowi i rzymskim bogom, ale oni znowu odmówili. Cesarz rozkazał więc następne dziesiątkowanie, ale i ono nie wpłynęło na decyzję legionu. Nikt z pozostałych nie wyraził zgody na złożenie hołdu, wobec czego wściekły cesarz rozkazał wybić wszystkich legionistów do nogi! Stało się to 22 września 286 roku. I to ma być legendą? Uważam, że nikt nie mógł sobie wymyślić takiej opowieści. Nasilenie złej woli i nienawiści do żołnierzy legionu świadczy raczej o prawdziwości tej relacji. Pamiętajmy, że opisuje ją biskup, nie starajmy się, jak robią to niektórzy, wytykać mu błędów w wojskowym nazewnictwie, rzeczywiście nieprawidłowym i bardzo przypominającym nazewnictwo kościelne. Sprawą biskupa są też pewne przerysowanie w zachowaniu legionistów, chwalebne może u męczenników w obliczu śmierci. Bierność, pokora, silna chęć zostania męczennikiem. Ale to nie jest pełna prawda. Wielu legionistów uciekło przed egzekucją. Wyłapywano ich potem i mordowano nawet po wielu latach, nawet już po śmierci Maksymiana i to są fakty, których raczej nikt nie mógł sobie wymyśleć. Wyciąga się teraz nawet i to, że biskup pisał o legionie liczącym 6600 żołnierzy, podczas gdy wtedy legiony w Europie liczyły, bywało, tylko po 1000 żołnierzy. Nie rozumiem takiego zarzutu. Mogło tak być i dlatego sprowadzenie z Afryki legionu silnego i liczebnego wydaje się jak najbardziej uzasadnione. Na niekorzyść opowieści najbardziej ma przemawiać fakt, że Legia Tebańska powstała w Tebach 10 lat po męczeństwie Maurycego. To akurat wcale nie musi przemawiać na niekorzyść naszej opowieści. Trzeba tylko trochę znać wojsko rzymskie albo choćby jakiekolwiek wojsko.

Znacie Państwo najstraszniejszy grzech, jaki może popełnić oddział wojska? Takim grzechem jest zdrada i bunt. W naszej opowieści Legia Tebańska karana była za bunt. A teraz. – Jaka jest najwyższa kara dla zbuntowanego oddziału? Taką karą jest rozformowanie oddziału.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X