Uchodźcy czy imigranci?

Najpierw o muzułmanach (których znam osobiście) słów kilka.

Tak się złożyło, że służąc już od lat kilkunastu w Caritas Ukrainy (fundusz katolicki!) mam pewne doświadczenia pracy z muzułmańskimi uchodźcami. W wyniku okupacji Krymu i wprowadzenia tam przez Rosyjską Federację rosyjskiego, restrykcyjnego dla Tatarów Krymskich prawa, wielu z nich było zmuszonych Krym opuścić. No i od przeszło półtora roku, pod przeróżną opieką naszego Caritas znajduje się grupa około 120 wyznawców islamu – Krymskich Tatarów. W znamienitej większości, to głęboko wierzący, żyjący w muzułmańskiej kulturze i tradycji ludzie. Teraz najważniejsze! Są tolerancyjni, uczciwi, nie są agresywni. W znacznej większości, to dobrzy, cisi i uczciwi ludzie – świadczą o tym dziesiątki, jeśli nie setki, wydarzeń w których uczestniczyłem lub których byłem świadkiem. Ja wiem – nie wszyscy muzułmanie są tacy. Jednak sam fakt, że obok mnie żyją właśnie tacy, jest świadectwem, że opinie o tym, że muzułmanin nie może być dobrym człowiekiem (bo jest muzułmaninem) są jednoznacznie fałszywe. Tylko tyle…

Teraz o uchodźcach i pomocy dla nich. Tak, uważałem i nadal uważam, że powinniśmy pomagać i – jeśli to konieczne – powinniśmy ich przyjąć w Polsce. Jednak jak zwykle „diabeł tkwi w szczegółach”. Otóż uważam, że powinniśmy przyjąć uchodźców. Ludzi, których wygnano, którym śmierć w oczy patrzy, których domy zrujnowano, którym grożą niebezpieczeństwa wszelakie. Wobec nich mamy zobowiązania. Podobnie uważa wielu moich znajomych, w tym takich, których autorytety uznaję.

Inna sprawa – imigranci, ci którzy ruszyli w drogę do Europy zwyczajnie za lepszym życiem. Tak, cierpią oni niebezpieczeństwa, niewygody, cierpią głód w czasie peregrynacji na mistyczny „Zachód Europy”, jednakże wszystko to jest wynikiem wyrachowania a nie konieczności. Tak, także im współczuję, ale moja gotowość udzielenia im pomocy jest zupełnie różna od tej, którą przejawiam w stosunku do uchodźców. Zdaje się, że nie tylko ja myślę i czuję podobnie.

O pewnych różnicach uwag kilka. Po pierwsze, obie grupy – uchodźcy i imigranci – mają zupełnie inny stosunek do pomocy charytatywnej, którą otrzymują i do miejsc, w których się znalazły. Uchodźcy zadawalają się niewielkim i w oczekiwaniu na powrót do domu (!) starają się budować „nowe życie” tam, gdzie ich los rzucił, są wdzięczni za wszystko. Imigranci (ci z którymi miałem sprawę) zawsze chcą więcej niż otrzymali, pilnują czy sąsiad aby nie otrzymał więcej, ciągle szukają kolejnych dobroczyńców opowiadając, że nie mają nic – chociaż mają już wiele (byłem też ofiarą takich sytuacji), nieustannie chcą jechać gdzieś, gdzie niby jest „lepiej”.

Wiem też z doświadczenia, że o ile uchodźcy uciekają przed wojną w strachu przed śmiercią, przed prześladowaniami i takie decyzje o ucieczce podejmują najczęściej „w ostatniej chwili”, ruszając w drogę pod wpływem emocji i bez długich przygotowań, niewielkimi grupkami lub rodzinami i do tego w sposób niezorganizowany, to imigranci czynią to zupełnie inaczej (znowu mam doświadczenie z tytułu ponad półtorarocznej pracy z uchodźcami). Imigranci przeważnie wszystko planują, kalkulują, przygotowują, szukają sprzętu, możliwości. Oczywiście, różnie to bywa, ale przeważnie tak dokładnie jest.

Uważam także, że o ile uchodźcy opuszczają swe domy lub to co z nich zostało pod wpływem impulsu, decyzji podjętej samodzielnie, bez inspiracji innych, to wielu imigrantów podążających dzisiaj do mistycznej „Europy” wyrusza w drogę dzięki działaniom odpowiednich służb. I wcale nie o służby Islamskiego Państwa mi chodzi. Co prawda, nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów i nie uważam też wcale, że to Rosja jest źródłem wszelkiego na Świecie zła, ale pomyślcie proszę – Afganistan, Irak, Syria i Libia to kraje, w których najpierw ZSRS, a następnie FR są obecne od dziesięcioleci i to w znaczący sposób. Odrzucanie możliwości, że dzisiejsza migracja do Europy nie jest chociażby w jakiejś części efektem działań służb specjalnych FR, jest chyba naiwnością. Stosując starą, rzymską, śledczą zasadę, na pytanie „kto na tym zyskał” trzeba udzielić odpowiedzi: Federacja Rosyjska. Po pierwsze, skłócenie państw UE, po drugie, poważne problemy wewnętrzne (polityczne i ekonomiczne) państw UE, po trzecie, możliwość powrotu FR do polityki międzynarodowej jako stabilizatora sytuacji w północnej Afryce – vide: budowa bazy w Syrii, odsunięcie na daleki plan sprawy agresji FR w Ukrainie. Ot co!

Gdy myślę o przyczynach, które bądź zmusiły, bądź zachęciły ludzi do opuszczenia domówi, o tym jak na to reaguje nasza „Stara Europa”, to jest dla mnie zrozumiałym, iż udzielanie pomocy oraz ewentualne przyjmowanie w Europie tak uchodźców jak i imigrantów jest mało efektywnym środkiem. Podejmowanie TYLKO TAKICH działań raczej oba zjawiska – uchodźctwo i imigranctwo – podtrzymuje, a nie prowadzi do ich eliminacji. Ogłoszenie przez niektóre kraje Europy tego, że udzielą azylu (przyjmą) wszystkich, którzy do nich przybędą, po pierwsze, nie eliminuje przyczyn które powodują exodus, po drugie, wręcz do wyruszenia w drogę zachęca (wszystkich). Dlatego uważam, że aby uspokoić sytuację, powoli „wygaszać” obie migracje, należy na początek stabilizować sytuację w krajach objętych wojną.

Czyli co? Wysłać wojsko? Niestety, doświadczenie pokazuje, że to zbyt mało. Oprócz zakończenia wojny, konieczny jest nowy „Plan Marshalla” z tą odmiennością, że tym razem powinien on być dostosowany do religijnej i socjalnej specyfiki krajów, którym proponowany będzie. Sam plan odbudowy zniszczonych krajów jest konieczny. Bez pracy, bez nadziei w miejscowych obozach dla uchodźców niezadowolenie, rozpacz, ekstremizm i terroryzm będą miały zawsze wdzięcznych adeptów i wojna się nie skończy nigdy. Dlaczego powinien być to plan specyficzny i dostosowany do realiów i wartości miejscowych? Ano dlatego, że chociaż nie wszystko w innych religiach, kulturach i społeczeństwach nam się podoba, nie wszystko jest dla nas zrozumiałe. Z tego powodu próba wprowadzenia reform politycznych, społecznych, gospodarczych, próba udzielania pomocy charytatywnej nawet w konflikcie, na przekór, bez liczenia się z tym wszystkim, skończy się znowu tym co mamy dzisiaj w Iraku czy Afganistanie. Drugim czynnikiem ograniczającym zjawisko migracji może być jasne określenie, kogo będzie się za uchodźcę uważało, jaką procedurę legalizacji będzie zmuszony przejść i jaka, na jakich warunkach oraz na jaki czas będzie mu udzielona pomoc.

Wracając do samych uchodźców i imigrantów. Uchodźcy i imigranci – jak ich odróżnić? Nie wiem! Wiem jednak, że to zrobić należy, albowiem o ile konieczność udzielania pomocy, a jeśli to konieczne i dachu nad głową uchodźcom, jest dla mnie oczywista, o tyle konieczność nadania takiej samej pomocy imigrantom już nie.

Prawda, łatwo powiedzieć: rozróżnić, rozdzielić! Fakt, ja nie wiem jak to zrobić, ale ja tylko starym, grubym i brodatym marudą jestem, który z jednej strony nie chce być obojętnym wobec tragedii uchodźców i poczuwa się do obowiązku pomocy (nawet idącej bardzo daleko), a z drugiej strony nie chce by dobroć została nadużyta przez tych, którzy pod uchodźców się podszywają lub których za uchodźców mi uważać każą.

I chociaż ja nie wiem – jeszcze – jak uchodźców od imigrantów odróżnić, rozdzielić i jak różnicować pomoc im udzielaną, bo nie dysponuję żadnymi doradcami, raportami tajnymi ściśle, służbami wszelakimi i kasą, to nie oznacza to wcale iż nie można tego wymyślić i zrealizować…

Artur Deska
Caritas UGKC Drohobycz, Fundacja Otwarty Dialog
Tekst ukazał się w nr 17 (237) 15-28 września 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X