Stańmy bracia wraz, ilu jest tu nas…

z prezesem fundacji Wolność i Demokracja Robertem Czyżewskim rozmawiała Jana Stępniewicz, dziennikarka TVP.

Na początek wywiadu poproszę o kilka słów nt. działalności fundacji Wolność i Demokracja, której prezesem Pan jest.
Fundacja Wolność i Demokracja ma obecnie prawie wyłącznie opiekę nad polską oświatą na Ukrainie, szkołami sobotnio-niedzielnymi, opiekę nad polskimi mediami i szereg innych projektów, skierowanych do Polaków na Białorusi, Polaków w Niemczech oraz częściowo w Europie Zachodniej i na świecie: będzie to Australia, będzie to też Turcja.

Drugim polem naszego zainteresowania jest działalność prodemokratyczna. Głównie należałoby tu wskazać naszą opiekę nad opozycją białoruską.

Wiele osób, działających podobnie jak Pan na styku polsko-ukraińskim, odczuwa w ostatnim czasie rozczarowanie: szło dobrze i się popsuło. Czy Pan też odczuwa takie rozczarowanie?
Na to pytanie bardzo ciężko jest odpowiedzieć jednoznacznie. Od paru lat odczuwałem to tak, jak to jest w polskim powiedzeniu: „jest trup w szafie”. Są pewne tematy, które nie są poruszane, są odkładane, a przeczuwam, że one kiedyś wybuchną. Współczesność Polskę i Ukrainę wyjątkowo zbliża. Jest to ucieczka przed Wschodem. Myślę, że w głębi serca Ukraińcy są tradycjonalistyczni, tak jak Polacy. Różne nowomodne europejskie lewicowe wynalazki Ukraińcom się nie podobają. Innymi słowy: Ukrainiec spontanicznie w Polsce czuje się nieźle. Natomiast, kiedy zaczyna przeżywać swoją ukraińskość, to zderza się z polską pamięcią o różnych wydarzeniach, które mogą mu nie pasować. Z Polakami jest tak samo.

Rozmawiamy w dość symbolicznym miejscu, niedaleko pomnika Nieznanego Żołnierza. Historia faktycznie dzieli Ukraińców i Polaków, ale chyba nie w tym tkwi problem, a w rozstawianiu akcentów?
To, co dzieli w historii, to nie jest realna historia narodowa, ale to wybór dokonany ex post. Są wydarzenia w historii Polski i Ukrainy, które dopiero po latach stawały się ważne i popularne. Znaczy należy poszukać w tej historii tego co nas łączy, bo i Ukraińcom i Polakom jest to potrzebne. Obecnie Polska może czuć się wyjątkowo bezpiecznie. Po raz pierwszy od 300 lat. Między innymi dlatego, że gdzieś pod Awdiejewką, czy gdzieś na Wschodzie zatrzymane są rosyjskie czołgi. W konsekwencji, z polskiego punktu widzenia, należałoby jakoś z tą ukraińskością się pogodzić. Z drugiej strony – Ukraińcy chyba powinni przyjąć, że pewne elementy wolnościowe na Ukrainie obecnej są związane z tradycjami Rzeczypospolitej. Nie jest to tak, że konstytucja Filipa Orłyka, z której Ukraińcy są tak bardzo dumni, wyrosła z niczego. Była to stara tradycja Rzeczypospolitej. Polacy nie powinni być jedynymi spadkobiercami tradycji Rzeczypospolitej, jakimi są w swoim mniemaniu, ale Ukraińcy powinni poczuć się też spadkobiercami tradycji I Rzeczypospolitej. Myślę, że to właśnie jest odpowiednia droga. Ale takich wskazań jest więcej. Czymś takim mógłby być na przykład sojusz polsko-ukraiński z 1920 roku. Mimo, że ukraińska armia była mniej liczna niż polska, dokonała ona heroicznego czynu wspólnie z armią polską – zatrzymała pochód bolszewicki na Zachodnią Europę. Można by takich postaci i czynów więcej znajdować. Problem jednak polega na tym, że dla nacjonalistycznych środowisk – zarówno polskich, jak i ukraińskich – są to postacie i czyny niewygodne.

Wróćmy do Pana pracy w fundacji. Pan od lat ma kontakt z polską mniejszością narodową na Ukrainie. Proszę powiedzieć, czy ostatnie wydarzenia historyczne – mam na myśli Majdan i wojna, która wciąż trwa – czy zmieniły stosunek Polaków na Ukrainie do państwa ukraińskiego?
Po pierwsze, należy powiedzieć, że nie ma jednego typu Polaków na Ukrainie. Na pewno należałoby wyróżnić tereny Galicji Wschodniej, przede wszystkim Lwów. Tam Polacy w bardzo silny sposób odczuwają swoją polskość w silnym oddzieleniu tego, co jest ukraińskością. Ale i tam antyukrainizmu w zasadzie nie było. Z polskiego punktu widzenia jest widoczne, że po powstaniu niepodległego państwa ukraińskiego odnowiono, a nie zburzono Cmentarz Orląt Lwowskich, itd.

Zupełnie inny typ – to są Polacy na Ukrainie Centralnej. Tam ci Polacy przeżyli to, co i całe społeczeństwo ukraińskie – Wielki Głód. Tej świadomości chyba na Ukrainie nie ma, ale Polacy zostali procentowo o wiele bardziej niż Ukraińcy dotknięci terrorem sowieckim. Jeżeli chodzi o odsetek, to podczas operacji polskiej NKWD mniejszość polska została zlikwidowana niemal doszczętnie. Wobec tego mniejszość polska na Ukrainie Centralnej jest dość słaba, często wiejska. Świadomość tego, że są Polakami, idzie w parze z zupełnym brakiem znajomości języka polskiego, z jakimś dalekim poczuciem związków rodzinnych. Jeżeli ta świadomość się dziś odradza, to dlatego, że Polska jest dziś krajem zamożnym i że można do Polski wyjechać. Ale nie można tym ludziom czynić z tego zarzutu.

Wśród Polaków, otwartych na współczesność, jest ogromna sympatia do Majdanu. Ukraina ruszyła w tę stronę, o której tam świadomi narodowościowo Polacy marzyli. Mam w klapie znaczek Rzeczypospolitej trojga narodów – Orzeł, Pogoń i Michał Archanioł Kijowski. Było to marzenie XIX wieku, marzenie wspólnej walki przeciwko Moskwie. A teraz – teraz to Ukraińcy sami przeciwko Moskwie walczą, a my się jeszcze do nich plecami odwracamy.

Jaką rolę w kwestii stosunków polsko-ukraińskich widzą dla siebie Polacy, mieszkający na Ukrainie?
Tu najlepiej odpowiedzieć bardzo konkretnym przykładem. Od bardzo wielu lat w Jaremczu odbywa się konferencja polsko-ukraińska, organizowana przez środowisko Kuriera Galicyjskiego. Wydaje mi się, że jest to jedno z miejsc trwałych spotkań polsko-ukraińskich, odbywających się na polu bardzo szeroko rozumianej humanistyki.

A teraz chciałabym zapytać odwrotnie: jaką rolę mogą spełnić Ukraińcy, mieszkający w Polsce?
Problem jest zupełnie innego kalibru. Polska mniejszość, mieszkająca na Ukrainie, stopniowo maleje, ale i odradza się. Ze strony ukraińskiej mamy proces odwrotny – bardzo aktywni, dynamiczni i przedsiębiorczy Ukraińcy przyjeżdżają do Polski. Myślę, że każdy Ukrainiec, będący w Polsce, powinien pamiętać, że nawet, gdy tego nie chce, to jest ambasadorem ukraińskości. Większość Polaków wskutek kłopotów na granicy na Ukrainę nie jeździ. Każdy Ukrainiec mieszkający w Polsce jest dla Polaka całą Ukrainą, którą zna. Taka świadomość, że jestem ambasadorem własnego kraju, powinna być tu silnie mobilizująca.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Jana Stępniewicz
Tekst ukazał się w nr 11 (303) 15-28 czerwca 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X