Śladami królów polskich

Śladami królów polskich

Każde, nawet niewielkie miasteczko w okolicach Lwowa może pochwalić się atrakcyjną historią i architekturą, która ciągle zadziwia, pomimo rujnacji, dokonanej w latach komuny.

Dosyć wsiąść do „marszrutki”, odjechać kilka kilometrów i już cały dzień spędzasz w swego rodzaju muzeum pod otwartym niebem. Tym razem zatrzymamy się w trzech miasteczkach na zachód od metropolii, w których w różnych okresach bywali królowie Rzeczypospolitej. Zwiedzimy klasztory w tych miejscowościach.

Pierwszą miejscowością będzie Gródek (ob. Horodok), który do roku 1945 nazywał się Gródek Jagielloński. Tamtejszy klasztor oo. franciszkanów został założony w XIV wieku opodal zamku, wały po którym widoczne są jeszcze w parku. Prawdopodobnie fundatorem klasztoru był Kazimierz Wielki. Jednak to miasto oblubował sobie inny monarcha – Władysław Jagiełło (stąd i jego przedwojenna nazwa). Gdy zmarł tu raptownie w 1434 roku w drodze do Lwowa, to według testamentu zostawił swoje serce w miejscowym konwencie franciszkanów.

Kościół wewnątrz podzielony stropem (fot. Dmytro Antoniuk)

Dzisiejsze zabudowania świątyni (niegdyś kościoła Wniebowzięcia NMP) i niewielkiego parterowego klasztoru pochodzą z przełomu XVII-XVIII wieków. Wiadomo, że w świątyni było cztery ołtarze. Z zewnątrz pozbawiona jest jakichkolwiek ozdób stylowych i jedyną dekoracją są dwie wnęki na zewnętrznej ścianie prezbiterium. W tych wnękach odkryto freski, przedstawiające św. Franciszka i św. Antoniego.

Klasztor funkcjonował do roku 1782, po czym aż do roku 1970 były tu koszary – austriackie, polskie, sowieckie. Gdy ostatnie wojska opuściły zabudowania, to te szybko popadły w ruinę. W tym stanie zostały przekazane one zakonowi greckokatolickiemu oo. studytów. Przeprowadzono tu gruntowny remont, podczas którego np. rozebrano piętro, dzielące kościół. Na zewnątrz dobudowano tradycyjną „banię”.

Dziś w zachowanych franciszkańskich korytarzach i w samej świątyni zebrano interesujące stare ikony z prawosławnych i greckokatolickich cerkwi – otóż jest to swego rodzaju muzeum.

Kolejnym klasztorem katolickim jest dawna siedziba oo. reformatów, która położona jest w Sądowej Wiszni (20 km od Gródka). W 1730 roku kasztelan lwowski Jan Siemieński i łowczy kijowski Franciszek Zawadzki ufundowali tu klasztor dla tego zgromadzenia. Jego projekt wykonał nadworny architekt innego wielkiego przyjaciela reformatów, księcia Pawła Sanguszki, Paweł Antoni Fontana. Z Rawy Ruskiej architekt przyjechał tu, aby określić miejsce budowy, ukończono którą w 1741 roku.

Niezwykle skromną architekturę – jak dla Fontany – można wytłumaczyć zasadą zakonu niepozwalającej na nic zbędnego w budowlach. Natomiast we wnętrzach można było zobaczyć już freski i wspaniałe ołtarze. A było ich w kościele siedem. Za największy uważano ołtarz św. Antoniego Padewskiego, ozdobiony odpowiednim obrazem, który sprezentowała zakonnikom małżonka Jana Siemieńskiego, Dorota (po śmierci oboje spoczęli w kryptach kościoła). W 1752 roku odnotowano pierwszy cud za wstawiennictwem obrazu. Po tym wypadku do kościoła zaczęli ściągać liczni pielgrzymi, szczególnie na odpust 13 czerwca. Co dotyczy fresków, to tak i w innych kościołach zakonu, jak też tu na arce tęczowej prezbiterium była umieszczona kompozycja adoracji przez św. Dominika i Franciszka Krzyża Chrystusowego niesionego przez aniołów. Postacie świętych były również we wnękach na fasadzie, ale zostały zatynkowane.

Po tym, jak pod koniec XVIII wieku w Sądowej Wiszni spłonął kościół parafialny, jego funkcje przejęła świątynia zakonna. Klasztor jednak działał bez zmian. Wielki pożar w 1858 roku zniszczył siedzibę zakonników (cudowny obraz św. Antoniego udało się uratować). Na odbudowę świątyni zbierano fundusze wśród mieszkańców miasteczka, a jednym z fundatorów wystąpił również Franciszek Józef I.

Jednak był to dopiero początek niszczących pożarów. Podczas I wojny światowej mieścił się tu rosyjski szpital wojskowy i część pomieszczeń została uszkodzona. Podczas wojny polsko-ukraińskiej w klasztorze był polski punkt oporu, który silnie ostrzeliwali Ukraińcy. Ostrzał całkowicie zniszczył dach kościoła. Gdy już wszystko odbudowano, wybuchła II wojna światowa. Początkowo w klasztorze schronili się uciekinierzy z Krakowa i Śląska (około 300 osób). Podczas wojny z Niemcami klasztor znów uszkodzono. Przez parę lat pracowały tu ss. felicjanki, które prowadziły sierociniec. Niemcy odebrali zakonnikom wszystkie pomieszczenia, pozostawiając do dyspozycji jedną celę. Po powrocie sowietów reformaci znów powrócili. Utrzymali się jedynie do września 1945 roku, gdy wyjeżdżali do Brodnicy, wywieźli cudowny obraz św. Antoniego i kilka naczyń liturgicznych. W Sądowej Wiszni pozostała biblioteka i archiwum, los których jest nieznany.

Od roku 1970 i do dziś dnia w zabudowaniach klasztornych działa szpital dla psychicznie chorych kobiet. Na potrzeby tego zakładu zabytek został silnie przebudowany. Sygnaturkę zdemontowano, a okna w prezbiterium zamurowano. Natomiast wybito nowe w ścianach bocznych. Świątynia została podzielona na piętra i na dole teraz jest stołówka, a na piętrze – sala widowiskowa. Nie pozostało ani fresków, ani ołtarzy. Zmieniło się również rozplanowanie korytarzy i dawnych cel, a wewnętrzny dziedziniec został nakryty szklanym dachem. Wokół klasztoru zachował się stary mur z bramą, na frontonie której namalowane jest Serce Chrystusa – to chyba tyle pozostało z dawnych malowideł. Możliwe, że niektóre ocalały pod tynkiem.

Z Sądowej Wiszni do Jaworowa mamy 18 km bardzo złej drogi T-1417. Jaworów był jednym z ulubionych miejsc Jana III Sobieskiego. Na terenie jednostki wojskowej jest budynek, który należał do rezydencji monarchy. W Jaworowie zachował się kościół św. Piotra, Pawła i Jacka, wybudowany przez Filipa Rykowskiego w 1645 roku dla założonego przez niego klasztoru oo. dominikanów.

Klasztor istniał do 1787 roku i pomimo ostrego sprzeciwu zakonu został zlikwidowany przez Austriaków. Przekształcono go na kościół parafialny, a zabudowania klasztorne rozebrano zupełnie. W 1807 roku do fasady kościoła dobudowano podstawę wieży, której nigdy nie ukończono.

Od 1945 po rok 1989 w kościele mieścił się magazyn, a potem zwrócono go wiernym. Ponieważ w miasteczku mieszkało stosunkowo wielu Polaków, remont przeprowadzono dość szybko. I dziś można tu podziwiać niektóre stare elementy dekoru: w prezbiterium zachowały się dwie figury aniołów, rzeźby przedstawiające Boga Ojca i św. Piotra i Pawła, które przed zniszczeniami zdobiły barokowy ołtarz główny. Po lewej od ołtarza na ścianie zachował się niezwykle cenny XVI-wieczny obraz św. Anny, prawdopodobnie pochodzący ze starszej nieistniejącej świątyni jaworowskiej. Niedawno obraz został odrestaurowany. W 1994 roku polski naukowca Jan Ostrowski odnalazł tu jeszcze dwie figury świętych dominikańskich, cynowe świeczniki z 1832 roku z katedry lwowskiej, XVIII-wieczny obraz Madonny z Dzieciątkiem i feretron z tego okresu z postaciami świętych dominikańskich. Po zwrocie świątyni wierni przynieśli te dzieła, przechowali je u siebie w domach. Obecnie te przedmioty są w renowacji, bądź zmagazynowane na poddaszu.

Kościół podominikański w Jaworowie (fot. Dmytro Antoniuk)

Na uwagę zasługuje też epitafium fundatora Filipa Rykowskiego, umieszczone w 1702 roku przez jego potomków w prezbiterium. Zachowało się obramienie jakiejś tablicy pamiątkowej i renesansowy prospekt organów, pochodzący z końca XIX wieku. Na podwórzu stoi nowa dzwonnica.

Należy nadmienić, że właśnie w tej świątyni w 1678 roku ochrzczony został królewicz Aleksander Benedykt Sobieski, a siedziba jego ojca Jana III została odnowiona w 330. rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej wspólnym polsko-ukraińskim kosztem. Właśnie obok tego budynku odbywało się słynne „jaworowskie wesele”, na którym królowa Marysieńka tańczyła z wójtem, a król – ze starościną.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 12 (256) 30 czerwca – 14 lipca 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X