Sakralna sztuka ludowa Galicji i tajemniczy nagrobek Św. Tekla z lwami – przykład naiwnej sztuki ludowej, fot. Dmytro Poluchowycz

Sakralna sztuka ludowa Galicji i tajemniczy nagrobek

Co kryją stare cmentarze Ziemi Tarnopolskiej?

Wędrówki po niewielkich miasteczkach i wioskach w głębi Galicji są dla autora tego tekstu o wiele ciekawsze niż oklepane trasy turystyczne. Lwów lub na przykład, Kamieniec Podolski – są wspaniałe i zadziwiają na każdym kroku, a ilość zabytków na metr kwadratowy przyprawia o zawrót głowy. Całe to bogactwo wizualnie i emocjonalnie ciąży. Na myśl przychodzi mi legenda o powstaniu sztuki ikebany. Krótko: cesarz chiński usłyszał, że pewien mnich buddyjski wyhodował ogród z kwiatami niespotykanej piękności. Zapragnął go zobaczyć. Mnich został wcześniej uprzedzony o wizycie cesarza. Gdy władca przybył, zobaczył, że wszystkie kwiaty, oprócz jednego, zostały ścięte. Rozgniewał się nie na żarty, ale mnich wyjaśnił, że pozostawił dla cesarza najpiękniejszy kwiat, resztę zaś wyciął, żeby nie odwracała uwagi od piękna tego jednego.

fot. Dmytro Poluchowycz

„Turystyczne stolice” nie dają możliwości skoncentrowania się, a kalejdoskop wrażeń niweluje ujrzane. Lwów można pobieżnie obejrzeć za 1–2 dni i ogólnie z nim się zapoznać, ale by zgłębić jego tajemnice – trzeba tygodni. A poza tym czujesz się tu mrówką w tłumie takich samych turystów. Natomiast wędrując po zapomnianych miejscowościach czujesz się jak Livingstone, badający Afrykę. Można dokonać tu prawdziwych odkryć, nawet na miarę europejską jak, na przykład, renesansowe graffiti w kościele w Jazłowcu, o których pisaliśmy w poprzednich numerach „Nowego Kuriera Galicyjskiego”. Ostatnia moja wyprawa po terenach wschodnich obw. tarnopolskiego również przyniosła szereg interesujących odkryć.

O wsi Sorockie koło Trembowli już dokładnie opowiadałem. Słynie z niewielkiego neogotyckiego kościółka MB Nieustającej Pomocy – najbardziej fotogenicznej i pięknej świątyni ze wszystkich opuszczonych na tych terenach. Wybudowano go w latach 1902–1907 według projektu Michała Kowalczuka z funduszy hrabiego Michała Wiktora Baworowskiego i jego żony Marii Seweryny z Dunin-Borkowskich. Celem wycieczki nie był opuszczony kościół, ale bardzo interesująca przydrożna figura „św. Tekli ze lwami”.

Jak się okazało ta figura, stojąca na obrzeżu wioski, warta jest tego, aby pokonać prawie sto kilometrów, czasami po nienajlepszych drogach. W czasie swoich podróży oglądałem wiele przydrożnych figur i krzyży, ale nic podobnego do „św. Tekli ze lwami” nie spotkałem. Faktycznie, jest unikalna! Jej los jest tradycyjny. Gdy komuniści zaczęli niszczyć święte figury, tę jak i wiele innych potajemnie zdemontowali i ukryli mieszkańcy wsi. W 1991 roku święta, uważana za patronkę Sorockiego, wróciła na swoje miejsce.

Wielopostaciowe przydrożne kompozycje napotyka się nie często, dlatego św. Tekla ze swymi lwami jest rzadkością. A jeśli jej styl określić jako wyraźnie ludowy prymitywizm – możemy już mówić o jej unikalności. Ta kompozycja jest najlepszym przykładem ludowej twórczości, który udało mi się spotkać w Galicji.

Opuszczony kościół we wsi Sorockie, fot. Dmytro Poluchowycz

Nie wiadomo, kto wystawił tu figurę. Wiemy jedynie, że stało się to w II połowie XIX w. Wiadomo też, że ta święta była czczona zarówno przez miejscowych Ukraińców (grekokatolików), jak i przez Polaków (katolików). W Sorockiem wzdłuż ulic wystawiono wiele interesujących świętych figur i krzyży, datowanych przełomem XIX–XX wieków. Wszystkie figury wykonane są zarówno w stylu wschodnim, jak i wyraźnie katolickim. Jak i św. Teklę, ukrywano je przed komunistami. Oprócz opuszczonego kościoła we wsi mamy również bardzo interesującą cerkiew greckokatolicką MB Nieustającej Pomocy (Pokrowy) z 1863 roku. Cerkiew, jak i sąsiedni kościół wzniesiono w stylu średniowiecznym. Spotykamy tu eklektykę z elementami romańskich i pseudogotyckimi. Podobnych kompozycji nie spotykałem dotąd, chociaż wiele podróżowałem. Przeważnie świątynie greckokatolickie są w pseudobizantyjskim stylu i podobne są do siebie jak dwie krople wody. Stąd wynika, że Sorockie jest warte odwiedzin przez bardziej dociekliwych turystów.

Jeżeli odwiedziny u św. Tekli planowałem, to kolejne odkrycie było dla mnie niespodzianką. Planowałem przejazd do Trembowli, ale nie chciałem wracać tą samą drogą. Nawigator wskazał, że jest droga przez sąsiednią Koziówkę. Okazało się, że drogą trudno to coś było nazwać, chyba będąc niepoprawnym optymistą. Trzeba było zawracać. Ale w Koziówce trafiłem na stary cmentarz. Leży przy samej tzw. „drodze”. Planowałem zajrzeć tam na 10-15 minut, ale ta ekspedycja przeciągnęła się na ponad godzinę. Nekropolia okazała się bardzo interesującą, a jeden z nagrobków wprost unikalny i zagadkowy.

Epitafium w dwóch językach z podwójnego pochówku, fot. Dmytro Poluchowycz

Na terenach Imperium Rosyjskiego (ob. obw. chmielnicki, winnicki, żytomierski i inne) na starych cmentarzach widoczny jest dokładny podział na część katolicką (polską) i prawosławną („ruską”). Czasem polskie i ruskie cmentarze leżą w różnych stronach miejscowości. W Galicji taki podział jest rzadkością. Pochówki są przeważnie pomieszane i z napisami łacińskimi i cyrylicą stoją jeden obok drugiego, bez żadnego planu. Stara część cmentarza w Koziówce (od połowy XIX w. do początku XX w.) też była taką, „zmieszaną”.

Jeszcze jedna św. Tekla z lwem, fot. Dmytro Poluchowycz

Większa część cmentarza zarosła krzakami, przez które musiałem się przedzierać. Widać było, że teren jest od czasu do czasu czyszczony, aby nie zamienił się za 3–4 lata w prawdziwe dżungle. Cmentarz zadziwił mnie głównie swoimi figurami. Nagrobki z postaciami świętych na cmentarzach Galicji są rzeczą normalną, ale miejscowe figury odróżniały się swoją oryginalnością. Ich wygląd, podobnie jak figura św. Tekli, był zbliżony do stylu ludowego prymitywizmu. Rzeźbione były przeważnie nie z wapienia, lecz z piaskowca, bardziej odpornego na czynniki atmosferyczne. Stąd wiele figur wyglądały jak nowe, chociaż miały już wiek lub półtora.

Miałem szczęście doszukać się tu jeszcze jednej Tekli, też w bardzo naiwnym stylu. Prawdopodobnie artysta uważał, że lew powinien być podobny do kota i mieć takie same wymiary. Ta kompozycja powinna nazywać się „św. Tekla i kotek”. Niestety, zafascynowany kształtem figury, fotografując ją ze wszystkich możliwych stron, zupełnie zapomniałem o uwiecznieniu epitafium. Dlatego nie mogę powiedzieć, czy był to pochówek polski, czy ukraiński.

Nagrobek na zagadkowym podwójnym pochowku, fot. Dmytro Poluchowycz

Najbardziej interesującym i unikalnym okazał się pochówek pod figurą apostoła Mateusza z księgą i siekierą w ręku. Postument nagrobka zdobi interesująca płaskorzeźba z archaniołem Michałem, powalającym mieczem szatana. To ta płaskorzeźba przykuła moją uwagę. Jestem nieobojętny do tego tematu i mam sporą kolekcję zdjęć. Najważniejsze jednak kryło się w epitafium, pisanym po polsku i ukraińsku.

Archanioł Michał z podwójnego nagrobka, fot. Dmytro Poluchowycz

 

 

 

 

 

 

 

 

Na starych nekropoliach Galicji dublowane epitafia też nie są rzadkością, chociaż spotyka się je niezbyt często. Ale tu było coś zupełnie innego! Pierwsza część (po polsku) informuje, że spoczywa tu Maciej Dubyk, który przeżył lat 88 i zmarł w1907 r. Nazwisko Dubyk jest dość popularne na Tarnopolszczyźnie i nosili je zarówno Polacy jak i Ukraińcy. Druga część epitafium głosi po ukraińsku: „Michał Pijatryk. Żył lat 4 i zmarł w 1907 r.”.

Stąd jest zrozumiałe, dlaczego wyrzeźbione zostały postacie św. Mateusza i archanioła Michała. Ten pochówek wywołuje wiele pytań. Dlaczego w jednym grobie pochowano 88-letniego polskiego starca i 4-letnie ukraińskie dziecko. Światło na tę zagadkę mógłby rzucić zapis w księgach metrykalnych. Niestety, w zdigitalizowanym dość obszernym katalogu zapisów wioski Koziówka tego okresu brak.

Można jedynie przypuścić, że w tym okresie na tych terenach szalała epidemia tyfusu i dziadek z chłopcem stali się jej ofiarami. Nie można też wykluczyć epidemii cholery, która również nakryła wówczas Europę. Jednak zapisów o jakiejkolwiek epidemii w tym okresie w okolicach Trembowli nie znalazłem. Wobec tego podwójny polsko-ukraiński pochówek pozostaje tajemnicą.

Kolejny przykład sztuki ludowej. Zabytek podobny do nagrobka jest raczej przydrożną figurą, fot. Dmytro Poluchowycz

Oprócz nagrobków na cmentarzu w Koziówce mamy też kilka rzeźb sakralnych, prawdopodobnie kapliczek. Przy wejściu na cmentarz widzimy kamienne Ukrzyżowanie z figurami MB i ewangelisty Jana u podstawy krzyża. Nie ma tu śladów epitafium, więc wątpię, aby to był nagrobek. Charakter Ukrzyżowania i litery „INRI” wskazują na katolickie pochodzenie zabytku. Kompozycja jest piękna i artystycznie rzeźbiona w stylu ludowego prymitywizmu.

Nieco dalej mamy nagrobek ukraiński. Niestety zachował się jedynie postument z płaskorzeźbą św. Mikołaja i napis: „Сей памятник поставлен на честь та хвалу Божу з жертви Николая Петрика(Ten pomnik wystawiony na cześć i chwałę Bożą z ofiary Mikołaja Petryka). Czy stała na nim jakaś figura i jaka – nie wiadomo.

Te odwiedziny nekropolii w Koziówce wywołały szereg rozważań. Różne polskie organizacje wiele uwagi poświęcają badaniom i uporządkowaniu nekropolii na Ukrainie. Ale są to przeważnie wyjątkowo polskie cmentarze w większych miastach i miasteczkach. Takie zaś „mieszane” cmentarze w wioskach Galicji pozostają bez uwagi. Byłoby dobrze, gdyby powstał jakiś większy projekt badawczy z udziałem studentów-historyków z Polski i Ukrainy. Rezultatem mogłaby być przynajmniej dokumentacja fotograficzna zabytkowych pomników, kapliczek, grobowców na wiejskich nekropoliach Zachodniej Ukrainy, czy nawet utworzenie katalogu internetowego. Najbardziej interesujące pozycje mogłyby znaleźć miejsce w wydanym katalogu fotograficznym. Takie wspólne działania polskich i ukraińskich historyków, dyskusje przy ognisku z pewnością sprzyjałyby historycznemu porozumieniu pomiędzy naszymi narodami.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 2 (414), 31 stycznia – 13 lutego 2023

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

X