„Rycerz Lwowski” pokazał broń na Rynku fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

„Rycerz Lwowski” pokazał broń na Rynku

W sobotę, 30 lipca na lwowskim Rynku zostały wystawione Javeliny, NLAW-y oraz inna współczesna broń, w tym też z Polski, za pomocą której obecnie walczą żołnierzy ukraińscy z agresją rosyjską. Inicjatywę wolontariacką „Rycerz Lwowski” można również wspierać. Jest to grupa wolontariuszy, którzy od czasu Euromajdanu stale są zaangażowani w pomoc dla wojska.

Andrij Saluk, fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

– Dzisiaj mija osiem lat od publicznego przedstawienia naszej grupy wolontariuszy „Lwowski Rycerz” – powiedział dla Kuriera Galicyjskiego Andrij Saluk, prezes Inicjatywy Wolontariackiej „Rycerz Lwowski”. – Wtedy też byliśmy na Placu Rynkowym i prosiliśmy o pomoc dla naszych żołnierzy, którzy walczyli na Wschodzie. Niestety ta wojna trwa już ponad osiem lat. Dalej pomagamy i dalej musimy prosić o wsparcie, żeby pomagać, przekazywać też sprzęt optyczny, którego tam na froncie potrzebują. Przy okazji naprawdę z całego serca dziękuję wszystkim obywatelom Polski za tę niebywałą ciepłą pomoc, którą otrzymujemy, odczuwamy sercem. To nie tylko te samochody, nie tylko sprzęt, broń dowożona z Polski. Tutaj jest przedstawiona też polska broń, która jest wykorzystywana na froncie. Bardzo ważne, że odczuwamy to ciepło od ludzi. Nie tylko pomoc od Rządu, ale też ciepło i pomoc od zwykłych ludzi. Bardzo dziękujemy za to wszystko.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Andrij Saluk zauważył, że w Polsce wielu go znają jako człowieka związanego z inną branżą, z ochroną dziedzictwa kulturowego.

– Ale dzisiaj najwięcej zajmuję się ochroną dziedzictwa kulturowego w Ukrainie inaczej – zaznaczył. – Pomagam naszym żołnierzom na Wschodzie, którzy bronią dziedzictwa kulturowego przed Moskalami, bo nie daj Bóg tutaj przyjdzie Moskal, wtedy nie będzie ani kultury, ani dziedzictwa. „Rycerz Lwowski” był zorganizowany jeszcze w 2014 roku. Zaczęliśmy pracę swoją od pomocy dla wojska w marcu 2014 roku, jak tylko zaczęła się ta moskiewska agresja. Przekazujemy wojsku narzędzia, sprzęt, optykę – wszystko co pomaga walczyć, przetrwać i zwyciężyć.

Na Lwowskim Rynku można było nie tylko zobaczyć, ale także potrzymać w rękach współczesną broń oraz zrobić sobie zdjęcie.

– Wiem, że to nazywa się Javelin i jest używany przez naszą armię do walki z naszym głównym wrogiem – powiedziała Kateryna Lubomyrśka z Zaporoża. – Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim krajom za pomoc w naszej walce. Jestem z Zaporoża. Przyjechaliśmy do mojego ojca, który teraz mieszka w Tarnopolu. Przyjechaliśmy dzisiaj do Lwowa, aby cieszyć się lokalną atmosferą.

– Taka broń jest bardzo potrzebna Ukrainie – stwierdził lwowianin Roman Kogut. – Taka broń pomaga zdobywać zwycięstwo. Przecież ukraińscy żołnierzy mają chęć do zwycięstwa, czego Moskal nie ma i nie będzie miał nigdy.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Alina Martyniuk przyjechała z miasta Kropywnycki.

– W naszym mieście jest mniej lub więcej spokojnie, ale od czasu do czasu zdarzają się ostrzały. W sąsiednim obwodzie sytuacja jest bardziej niestabilna. Trwają ostrzały w pobliżu Krzywego Rogu, gdzie studiowałam. Polacy bardzo nam pomagają. Będąc w Polsce mogłam to obserwować. Jeśli chodzi o broń, naprawdę potrzebujemy tej pomocy, ponieważ nasi żołnierze walczą o nasze życie, o życie Europy.

Na Lwowskim Rynku spotkaliśmy też wolontariusza z Polski.

– Ja jeżdżę pomagać osobom walczącym – powiedział Sławomir Wysocki. – Tam w Charkowie są moi przyjaciele. Bywam w Charkowie od ponad dziesięciu lat. Na cmentarzu w Piatichatkach leży brat mojego dziadka. Więc w momencie jak Rosjanie zbombardowali cmentarz i akurat trafili w jego płytkę, to ta wojna stała się dla mnie trochę bardziej personalna. Chociaż i tak to jest moja wojna. Mam dużo przyjaciół w Charkowie i tam staram się pomagać ile mogę. Więc to nie był mój pierwszy pobyt w Charkowie i nie ostatni. A co tydzień jestem we Lwowie i też przywożę to co mogę, jestem tutaj wujkiem. Jestem z Krasnegostawu koło Lublina. Praktycznie do Rawy Ruskiej mam 70 kilometrów. Mam bliżej od domu do Lwowa, niż do Warszawy. Moje wyjazdy do Charkowa wiążą się właśnie z pomocą chłopakom z obrony terytorialnej. A wyjazdy do Lwowa – z pomocą dla kogokolwiek. Współpracuje też z głównym kapelanem muzułmańskim Ukrainy Muratem i tak naprawdę dla nich też przywożę rzeczy, które są im potrzebne. W tej chwili do Chersonia. Mam pełny plecak środków na komary. Może się wydawać, że to jest jakaś dziwna pomoc, ale chersońskie komary są jak szarańcza. Jak ktoś był w Chersoniu i widział, jak tam wygląda komar, to się zgodzi, że pełny plecak środków na komary to jest też to co im teraz jest potrzebne. U nas w Polsce bardzo wiele osób rozumie, że to jest też nasza wojna. Że gdyby Rosjanie stanęli od Elbląga do Przemyśla, to była by całkiem inna sytuacja. Więc naprawdę w Polsce jest bardzo duże zrozumienie, że walczycie za nas, tak jak się zawsze mówiło – za wolność waszą i naszą, a ja po prostu biorę swój mały, malutki udział w tym i jeżeli mogę, to robię.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X