Rok 1920: Pamięć podczas epidemii. Relacja z akcji – część 4 Paweł Bobołowicz i Wiktoria Laskowska-Szczur przy zbiorowej mogile w Rudni Baranowskiej (fot. Dmytro Antoniuk)

Rok 1920: Pamięć podczas epidemii. Relacja z akcji – część 4

Kontynuując naszą podróż po Ukrainie, w tym odcinku wędrujemy po terenach Winnicy i Żytomierza.

8 maja. W tym dniu musieliśmy za wszelką cenę dotrzeć do Kijowa, bo następnego dnia – 9 maja – miał być kulminacyjny punkt naszego projektu. W tym dniu mieliśmy stanąć z Pawłem Bobołowiczem na Chreszczatyku w mundurach Wojska Polskiego i Armii URL, oddając w ten sposób hołd wydarzeniom sprzed stu lat.

Szybko pożegnawszy się z o. Stanisławem Swórką w Wapniarce, podążyliśmy na północ. Nie mogłem powstrzymać się, aby nie stanąć w Tulczynie przed pałacem Stanisława Szczęsnego Potockiego, chociaż nie było to związane z naszą podróżą. Chciałem przekonać się, jak odnawiana jest boczna przybudówka. Kiedyś o tym pisałem, ale oryginalny portyk z kolumnami i herbami Mniszków i Potockich został całkowicie rozebrany i zamieniony nowymi kolumnami. Prac jeszcze nie ukończono. Wprawdzie, herby obiecano przywrócić na miejsce, ale jak będzie to wyglądało – jeszcze nie wiadomo.

Niemirów. Do pałacu Marii Szczerbatowej, wnuczki Bolesława Potockiego i ostatniej właścicielki rezydencji, mieliśmy po prostu wstąpić. W 1920 roku czerwoni obok pałacu rozstrzelali ją, jej syna Włodzimierza, córkę Olgę i Marię Gudym-Lewkowicz. Szczerbatowa była tak lubiana przez okoliczną ludność, że nawet dowództwo bolszewików wydało rozkaz by jej nie ruszać, morderstwa zaś dokonali jacyś pijani sołdaci. Właścicielkę Niemirowa i jej krewnych na pogrzebie w miejscowym klasztorze żegnało całe miasto, jako męczenników, w trumnach nakrytych czerwonym suknem.

W milczeniu zapaliliśmy znicze na stopniach bezludnego pałacu…

Tablica ku czci Walerego Sławka w Strutynce, fot. Dmytro Antoniuk

Następnie pojechaliśmy przez Strutynkę, miejscowość, gdzie urodził się Walery Sławek – trzykrotny premier II Rzeczypospolitej, marszałek Sejmu, a w 1920 roku przedstawiciel Polski w sztabie Symona Petlury. Dom się nie zachował, ale przed kilku laty na budynku wiejskiej Rady odsłonięto tablicę pamiątkową. Opowiedział nam o tym przewodniczący Rady, pan Mykoła.

Stąd już całkiem blisko do Lipowca. Gdy 5 czerwca pod sąsiednim Samhorodkiem armia Budionnego przerwała front, polskie i ukraińskie oddziały w pośpiechu opuszczały miasto. Jak wspominają świadkowie tych wydarzeń, kilkunastu polskich żołnierzy zostało otoczonych przez czerwonych w jednym z budynków. Wszyscy polegliby, gdyby w ostatniej chwili z pomocą nie przyszedł im oddział wojsk Petlury. Wspólny grób Polaków i Ukraińców znajdował się na miejscowym cmentarzu, ale w okresie sowieckim został zniszczony i dziś jego lokalizacja jest nieznana. Ale obok małego kościółka ustawiono głaz z napisem ku czci poległych.

Winnica podczas wojny 1920 roku była jednym z kluczowych miast. Stacjonował tu przez dłuższy czas sztab Petlury i była tu stolica URL. Zapaliliśmy znicze przede wszystkim pod tablicą pamiątkową na dworcu kolejowym, gdzie w maju 1920 roku odbyło się legendarne spotkanie Piłsudskiego z Petlurą w wagonie pociągu (świadczą o tym liczne zdjęcia archiwalne). Następnie, jak wspomina Zdzisław Grocholski, naczelnego wodza ukraiński ataman zaprosił do swojej rezydencji, gdzie miał miejsce uroczysty obiad.

Pomnik Petlury w Winnicy, fot. Dmytro Antoniuk

Podjechaliśmy do miejsca, gdzie stoi dziś pomnik Symona Petlury, ale z powodu kwarantanny nie mogliśmy do niego się zbliżyć. Natomiast wspólnie z Jerzym Wójcickim, który dostarczył nam flagi Polski i Ukrainy, zapaliliśmy znicze koło budynku, gdzie 17 maja 1920 roku Józef Piłsudski wygłosił przemówienie. Padły wówczas słynne słowa: „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy…”. W historycznym kontekście te słowa były prorocze.

Podczas wizyty w Winnicy naczelny wódz w hotelu „Savoy” urządził przyjęcie na cześć Symona Petlury. Stosunki Piłsudskiego z Petlurą były nadzwyczaj przyjazne i w Winnicy wiele godzin spędzili oni na rozmowach tete-a-tete, omawiając ważne sprawy wojskowe i polityczne.

Na Żytomierszczyźnie
Winnica podczas kampanii kijowskiej 1920 roku była stolicą Petlury, w Żytomierzu zaś rozlokował się sztab Piłsudskiego. Tu, na Górze Zamkowej, obok katedry pw. św. Zofii, naczelny wódz odbierał defiladę wojsk, wyruszających na zdobycie stolicy Ukrainy.

Zbiorowa mogiła żołnierzy w Żytomierzu, fot. Dmytro Antoniuk

W Żytomierzu niezwykle gościnnie spotkała nas prezes Związku Polaków Wiktoria Laskowska-Szczur. Po zwiedzeniu katedry, pojechaliśmy na stary polski cmentarz, uważany za najpiękniejszy, jako drugi po Łyczakowskim. Pani prezes oprowadziła nas osobiście po cmentarzu i opowiedziała o spoczywających tam rodzinach wybitnych Polaków: Olizarów, Moniuszków, rodzinie Kraszewskiego i pokazała odnowiony grobowiec rodziców Ignacego Paderewskiego. Tu przyjeżdżają oficjalne delegacje, odwiedzające Żytomierz.

Pokazała nam też przede wszystkim mogiłę polskich żołnierzy, poległych w 1920 roku. Stoi na niej na razie drewniany krzyż bez żadnego napisu. Kilkaset metrów dalej jest usypany niewielki kurhan. Pod nim, jak wspominają starsi ludzie, spoczywają szczątki polskich żołnierzy z 1920 roku. Obok – grób Bronisława i Stanisława Matyjewiczów-Maciejewiczów, poległych latem 1911 roku pod Sewastopolem. Byli to pierwsi polscy piloci, którzy zginęli w powietrzu.

Na pagórku nad cmentarzem wspaniale wygląda kaplica św. Stanisława. Wokół niej wiele interesujących nagrobków, w tym i biskupów katolickich.

Na koniec naszej wizyty w Żytomierzu zwiedziliśmy budynek, w którym mieszkał Ignacy Paderewski. W jego mur została wmurowana stosowna tablica pamiątkowa.

W Korosteniu poszliśmy na dawny cmentarz koło dworca kolejowego. Ten teren nazywa się Kurhany. I rzeczywiście, pośród wiekowych dębów jest tu kilkanaście kurhanów z nieznanymi pochówkami. Na jednym z nich natknęliśmy się na płytę z napisem po polsku, datowanym 1840 rokiem. Obok, na innym – współczesna płyta ku czci ukraińskich bojowników o niezależność. A pośrodku – kurhan ku czci żołnierzy bolszewickiego pociągu pancernego, którzy zginęli w walce z Ukraińcami i Polakami w 1920 roku…

Dekomunizacja w Korosteniu wygląda dość dziwnie. Jest tu stary pomnik Szczorsa (legendarnego dowódcy bolszewickiego – red.), z którego usunięto herb ZSRR i zastąpiono go tryzubem. Poniżej napis: „Uczestnikom ukraińskiej rewolucji z początku XX wieku”.

o. Iwan Hołub na mogile Polaków w Nowym Dorohyniu, fot. Dmytro Antoniuk

Natomiast w niewielkiej i położonej dość daleko wiosce Nowy Dorohyń, za Narodyczami przy granicy z Białorusią czekał na nas zidentyfikowany grób polskich żołnierzy z 1920 roku. Opiekuje się nim od lat miejscowy kapłan prawosławny Moskiewskiego Patriarchatu Iwan Hołub. O wydarzeniach z tamtych lat opowiadała mu babcia. Polscy ułani zostali rozstrzelani przez bolszewików na polu pod tą miejscowością. Miejscowa ludność potajemnie przeniosła szczątki na cmentarz i złożyła we wspólnym grobie. Na tym miejscu ustawiono głaz. Dopiero przed kilku laty Polskie Towarzystwo z Korostenia odnowiło pochówek i ustawiło krzyż z tablicą. O. Iwan odmówił z nami modlitwę za zmarłych i wspólnie zapaliliśmy znicze. Jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni za przechowanie tej pamięci!

Wracając przez Narodycze (jest to tzw. II strefa Czarnobylska, która nie była wysiedlana) i Korosteń pojechaliśmy na zachód. Po drodze, we wsi Uszomierz, zobaczyliśmy kościół, który dziś należy do internatu psychoneurologicznego. Przerobiony został na pokoje mieszkalne dla pensjonariuszy. Naszym celem była prawie wyludniona wioska Rudnia Baranowska. Dwa kilometry za wsią jest cmentarz, gdzie znajduje się wspólny grób 170 polskich żołnierzy, oznaczony olbrzymim drewnianym krzyżem. Według prezes Wiktorii Laskowskiej-Szczur, bolszewicy dopadli ich znienacka przed wschodem słońca w październiku 1920 roku, gdy miało miejsce kontrnatarcie polsko-ukraińskie, już po obronie Warszawy. Prawdopodobnie ktoś zdradził czerwonym lokalizację polskiego oddziału. Na razie nie ma tu żadnej informacyjnej tablicy na krzyżu, ale pani Wiktoria ma plany upamiętnienia tego pochówku godnym pomnikiem. Szuka na ten cel środków.

Na koniec wstąpiliśmy do wioski, gdzie mieszkają dwie stare kobiety – matka z córką. Starsza już prawie nie wstaje z łóżka, ale pamięta opowieści o polskich żołnierzach i modli się po polsku. Bardzo przykre jest to, że gdy nie będzie już tych dwu kobiet – zniknie Rudnia Baranowska.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 13 (353), 16–30 lipca 2020

Dmytro Antoniuk. Autor licznych przewodników po Ukrainie oraz książki w dwóch tomach "Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie". Inicjator dwóch akcji społecznych związanych ze zbiórką środków na remont zamku w Świrzu w latach 2012-2013. Tłumacz z języków polskiego, angielskiego i niemieckiego. Stypendysta Programu "Gaude Polonia" w roku 2016, w ramach którego przetłumaczył księgę Barbary Skargi "Po wyzwoleniu: 1944-1956", która ukazała się po ukraińsku w wydawnictwie "Knyhy XXI". Razem z Pawłem Bobołowiczem był autorem akcji "Rok 1920: Pamięć w czasach pandemii", w wyniku której powstała mapa interaktywna miejsc pamięci na Ukrainie oraz foldery, wydane przez Konsulaty RP we Lwowie i Winnice. Od listopada 2020 roku jest autorem i prowadzącym audycji radiowej na Radio WNET - "Wspólne Skarby". Stały autor Kuriera Galicyjskiego od 2008 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X