O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 6 Uroczystości przy pomniku żołnierzy polskich poległych pod Korcem w 1920 roku. Korzec, lata trzydzieste. Zdjęcie ze zbiorów Tadeusza Marcinkowskiego, dar Marii Maziarz

O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 6

Z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Rok strzelecki na Wołyniu
Związek Strzelecki skupiał młodych ludzi wokół idei obrony państwa i pracy dla Ojczyzny. Strzelecki rok wyszkoleniowy, podobnie jak rok szkolny, rozpoczynał się we wrześniu. Wówczas miała miejsce ważna impreza, która stanowiła okazję do zaprezentowania działalności i osiągnięć tej popularnej na Wołyniu organizacji. Prócz strzelców, a zatem młodych mężczyzn przed służbą wojskową, czyli do 21 roku życia, i rezerwistów, strzelczyń oraz orląt na zajęciach w strzeleckich świetlicach pojawiali się nowi kandydaci, którzy po odbyciu próby i zdaniu egzaminu kandydackiego zasilali szeregi Związku Strzeleckiego. Prócz zwyczajnej pracy organizacyjnej czas wypełniały ważne uroczystości, święta oraz zawody sportowe.

We wrześniu na Wołyniu, tak jak i w całej Polsce, odbywał się Tydzień Związku Strzeleckiego. Rozpoczynało go uroczyste nabożeństwo z udziałem przedstawicieli władz państwowych, przedstawicieli oddziałów Związku Strzeleckiego, organizacji społecznych oraz mieszkańców. Organizowano ogniska i wieczornice strzeleckie, przedstawienia, koncerty, odczyty, zabawy oraz zawody sportowe. Przeprowadzano zbiórki uliczne, loterie fantowe, sprzedawano związkowe znaczki czy proporczyki, gromadząc w ten sposób fundusze na działalność organizacji. Szczególnie starannie przygotowano obchody strzeleckiego święta na dziesięciolecie odzyskania niepodległości przez Państwo Polskie. W Łucku odbywała się wówczas wielka Wołyńska Wystawa Rolniczo-Przemysłowa. Każda organizacja, każde stowarzyszenie starało się zaznaczyć swój udział w ważnym dla Wołynia wydarzeniu. Związek Strzelecki postanowił uhonorować najlepszego strzelca na trwających właśnie Zawodach Okręgowych Związku Strzeleckiego wyjątkową nagrodą – Nagrodą Wystawy Wołyńskiej. Zdobył ją por. Wiktor Smoliński z 21 pułku ułanów. Właśnie dzięki żołnierzom z 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich niezwykle malownicze zakończenie zyskały obchody Tygodnia Strzeleckiego w Równem. W związku z 250-leciem bitwy pod Wiedniem ulicami miasta przeciągnął poprzedzony przez trębaczy orszak husarii pod dowództwem króla Jana Sobieskiego. Mieszkańcy miasta byli zachwyceni strojami, karnością koni, które trzymały szyku, pełną groźnego dostojeństwa postawą jeźdźców. Dawne polskie wojsko budziło dumę i zachwyt. Obchodom Tygodnia Związku Strzeleckiego towarzyszyło przygotowywanie okolicznościowych publikacji, które stanowiły podsumowanie wieloletniej pracy organizacyjnej poszczególnych oddziałów bądź obwodów. Na przykład w 1938 roku Zarząd Powiatowy Związku Strzeleckiego z siedzibą w Kowlu wydał jednodniówkę „Hej strzelcy wraz nad nami orzeł biały”.

Wrzesień ze względu na odbywające się w Warszawie Ogólnopolskie Igrzyska Sportowe Związku Strzeleckiego był miesiącem szczególnie ważnym dla młodych miłośników sportu. Już w 1927 roku na związkowych mistrzostwach doskonale zaprezentowali się zawodnicy z Wołynia. Za sprawą świetnego instruktora wychowania fizycznego, Janusza Reja, Okręg Wołyński wystawił bardzo dobrze przygotowaną drużynę. Wołyńscy strzelcy triumfowali między innymi w sztafecie 4×100. Skład zwycięskiego zespołu to: Kondratowicz, Szczepański, Kosiarz i Trzciński, zresztą Trzciński, zawodnik „Strzelca” Łuck, zajął także II miejsce w skoku o tyczce oraz III miejsce w skoku wzwyż, a wraz z kolegą ze sztafety godnie reprezentował Wołyń w biegu na 100 m. Z kolei w pchnięciu kulą i w rzucie dyskiem na trzeciej pozycji uplasował się Gawlikowski, również z Okręgu Wołyńskiego. Dobrze wypadły też wołyńskie strzelczynie. W zawodach kolarskich triumfowała Stanisława Kobrynowiczowa, która zdobyła nagrodę prezesa Klubu Kolarzy w Warszawie w postaci bezpłatnego kursu samochodowego. Zajęła też I miejsce w strzelaniu. W tej konkurencji dzielnie sekundowała jej Komendantka wołyńskich strzelczyń Helena Małecka. Mimo chłodu i trudnych warunków na Wiśle wołynianki triumfowały w zawodach pływackich na 1000 m, zajmując trzy pierwsze miejsca (Magnuska, Nowacka, Kobrynowiczowa). Strzelczyni z Łucka Łasińska zajęła I miejsce w pływaniu na 50 m oraz w rzucie piłką, a II miejsce – w pchnięciu kulą. Sportowe początki nie były łatwe. Korespondentka „Strzelca” ironizuje: „Start naszych zawodniczek w pływaniu przypominał wszystko… przysiad, odmyk, postacie klęczące z rękami błagalnie wzniesionymi do modlitwy – wszystko, lecz nie skok do wody”. Osiągnięcia pierwszych wołyńskich zawodników przy dzisiejszych wynikach nie wydają się imponujące, np. 140 cm w skoku wzwyż mężczyzn (obecnie ponad 240 cm) czy 250 cm w skoku o tyczce mężczyzn (obecnie ponad 6 m), ale po powrocie z warszawskich zawodów zwycięzcy stawali się w swoich społecznościach prawdziwymi bohaterami, stawali się wzorem dla innych strzelców. Nic dziwnego, że po tak udanym starcie w związkowych igrzyskach już w marcu 1928 roku Komenda Okręgu przystąpiła do zorganizowania Podokręgu Związku Lekkoatletycznego w Łucku. W Zarządzie pojawiły się znane w mieście nazwiska. Zasiadali w nim między innymi: mec. Antoni Staniewicz, prezes Wołyńskiego Okręgu Związku Strzeleckiego, Janusz Rej, twórca sportowego sukcesu wołyńskich strzelców, Józef Pałac, komendant Okręgu, Helena Małecka, komendantka Okręgu, doskonały sportowiec Bronisław Kondratowicz oraz harcmistrz Władysław Nekrasz, komendant Wołyńskiego Okręgu Harcerzy. Wołyński Podokręg Związku Lekkoatletycznego działał bardzo prężnie. Już w tym samym roku odwiedził stolicę województwa wołyńskiego Thordwald Norling, olimpijski trener lekkoatletyczny, który obserwując treningi wołyńskich strzelców, stwierdził, iż wróży im „wielką przyszłość sportową”. Szwedzki mistrz nie pomylił się. Wołyń zasłynął sportowymi osiągnięciami strzelców, by wymienić choćby Henryka Cybulskiego, indywidualnego zwycięzcę VIII Narodowego Biegu Naprzełaj.

We wrześniu – październiku w wielu oddziałach kandydaci na strzelców, po zakończeniu stażu kandydackiego i zdaniu egzaminu, składali uroczyste ślubowania. Taka uroczystość w 1926 roku odbyła się między innymi w Ołyce. Malownicza sceneria wołyńskiego miasteczka tylko podkreślała podniosły nastrój. Z jednej strony prastare mury zamczyska ołyckiego, rodowej siedziby Radziwiłłów, jasne mury siedemnastowiecznej kolegiaty, a przy specjalnie na tę okazję wybudowanej bramie triumfalnej długi sznur szarych strzeleckich mundurów. To strzelcy z „drugiej kompanii Związku Strzeleckiego na Wołyniu, w skład której wchodzą oddziały z Ołyki, Palczy, Wólki Kotowskiej i Cumania”. Pada rozkaz komendanta kompanii. Strzelcy karnie prężą pierś w równym szeregu. Bolesław Sarankiewicz, komendant Okręgu, czyni powitalny przegląd kompanii, która następnie ze sztandarem maszeruje do kościoła. Kandydaci na strzelców ze wzruszeniem słuchają porywającego kazania księdza Budrysa. Po nabożeństwie, w obecności wojewody wołyńskiego i najwyższych władz strzeleckich, następuje uroczysta chwila ślubowania. Z odkrytymi głowami młodzi strzelcy za prezesem Okręgu, mecenasem Antonim Staniewiczem, powtarzają słowa przysięgi. Ślubują wierność i służbę Polsce, służbę do ostatniej kropli krwi… Mocna to przysięga, która – jak mojego dziadka – wiąże z Ojczyzną na życie i na śmierć…

Pod koniec października na Wołyniu, gdzie przed laty toczyły się najcięższe legionowe boje, gdzie tylu Polaków poległo w wojnie polsko-bolszewickiej, strzelcy naprawiali i porządkowali żołnierskie groby. Strojono mogiły kwiatami, zapalano symboliczne światełka pamięci. W listopadowe święto na wołyńskich cmentarzach przy grobach bojowników o wolność stawały strzeleckie warty, na przykład w 1929 roku, w Dzień Zaduszny, strzelczynie z oddziału Łuck pełniły wartę honorową przy grobie kurierki J. Latałówny, członkini POW, zamordowanej przez bolszewików w 1919 roku w okolicach Młynowa. Składano również wieńce przed płytą pamiątkową żołnierzy, poległych na przedpolach Łucka. Tu wartę honorową pełnili z kolei wołyńscy strzelcy. W wielu kościołach trwały wypominki za tych, którzy polegli na Wołyniu oraz za wołyniaków, którzy zginęli w walce o niepodległość. W czasie Mszy św. wymieniano ich z imienia i nazwiska. Taka była na Wołyniu wierna pamięć o powstańcach, legionistach, o polskich żołnierzach! W czasie I wojny światowej szczególnie piaski Polskiej Góry przesiąkły naszą krwią. Na początku listopada 1935 roku miała miejsce podniosła uroczystość. Po niemal 20 latach z Wołynia do Warszawy przewieziono prochy Aleksandra Sulkiewicza „Michała” (w serialu „Młody Piłsudski”, emitowanym niedawno przez TVP, nosił pseudonim „Tatar”), który zginął 18 września 1916 roku pod Wólką Sitowicką w powiecie kowelskim. Najwierniejszy żołnierz i serdeczny przyjaciel Piłsudskiego, organizator słynnej ucieczki ze szpitala więziennego w Petersburgu, spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Nad grobem potomka tatarskich rycerzy, którzy przed pięciuset laty walczyli w bitwie pod Grunwaldem, jasno zalśnił półksiężyc. Wołyńscy strzelcy opiekę nad mogiłą bohatera przekazali strzelcom z Warszawy.

Uroczystości przy pomniku żołnierzy polskich poległych pod Korcem w 1920 roku. Korzec, lata trzydzieste. Zdjęcie ze zbiorów Tadeusza Marcinkowskiego, dar Marii Maziarz

Listopadowe Święto Niepodległości poprzedzały liczne zajęcia w oddziałach. Strzelcy szykowali afisze i zaproszenia na rocznicowe obchody. Porządkowali strzeleckie świetlice i otoczenie domów strzeleckich. Dekorowali je flagami. W dzień poprzedzający święto ulicami wołyńskich miast wędrowały strzeleckie oddziały, prowadzone przez orkiestrę. Z kolei 11 listopada organizowano wielką defiladę oddziałów wojskowych, organizacji przysposobienia wojskowego, szkół oraz różnych stowarzyszeń. Często rocznicowym obchodom towarzyszyły zawody sportowe lub strzeleckie. W mniejszych miejscowościach świąteczny dzień kończyła zabawa, w większych uroczysta akademia, często połączona z wyświetlaniem filmów, np. „Imieniny Marszałka”, „Szaleńcy” czy „Mogiła Nieznanego Żołnierza”. Z okazji dziesięciolecia odzyskania niepodległości rzucono hasło zbiorowego czynu niepodległościowego. Całymi oddziałami budowano wówczas domy strzeleckie na Wołyniu, zakładano boiska, sadzono drzewka. Z kolei przy okazji obchodów Święta Niepodległości w 1934 roku strzelcy z Maniewicz przewieźli z Wołynia do Krakowa i uroczyście wysypali na Kopcu Marszałka Józefa Piłsudskiego ziemię z wołyńskich pobojowisk pod Kostiuchnówką i grobów legionistów poległych w walkach na Polskiej Górze. W tym samym roku na frontowej ścianie dzwonnicy kościelnej w Porycku wmurowano pamiątkową tablicę z nazwiskami bojowników o wolność, którzy przed laty zginęli w zaciętych walkach pod miejscowością. Inicjatorem akcji upamiętnienia bohaterów był ks. Staniszewski, natomiast zarząd miejscowego Związku Strzeleckiego ufundował granitową tablicę i zatroszczył się o organizację uroczystości.

W grudniu w strzeleckich świetlicach pisano listy i szykowano paczki dla starszych kolegów-strzelców, którzy pełnili właśnie służbę i na czas świąt musieli pozostać w wojsku. Co w paczkach? Domowej roboty ciasta, słodycze, lepsze papierosy, słowem drobiazgi, świadczące o pamięci kolegów. Przed świętami organizowano też gwiazdkowe kiermasze, dzięki którym gromadzono fundusze na gwiazdkę dla dzieci z najuboższych rodzin. Chłopcy z kowelskiego oddziału w tej sprawie podjęli wyzwanie ze strony strzelczyń i zdobyli pieniądze, wynajmując się do rąbania drewna. Co prawda Wołyń nie miał takich atrakcji jak Warszawa, gdzie na gwiazdkę dla dzieci bezrobotnych na placu Teatralnym kwestował dyrektor stołecznego ZOO, dr Żabiński, w towarzystwie młodego lwa, lamy i wielbłąda, uzyskując do skarbonki niemałe sumy, ale i pieniądze z wołyńskich kiermaszy gwiazdkowych czy akcji rąbania drewna wystarczyły na szlachetny cel. Dzieci z najuboższych rodzin miały wspaniałą zabawę przy choince, urozmaiconą występami strzeleckiego teatru amatorskiego. Otrzymały też skromne, przygotowane przez strzelczynie, upominki. Często na taką okazję przygotowywano specjalne atrakcje, na przykład w Ugłach w powiecie kostopolskim strzelcy własnoręcznie wykonali figurki do pomysłowej Szopki Krakowskiej. To „cudeńko” do strzeleckiej świetlicy przychodzili oglądać również starsi mieszkańcy miejscowości.

Boże Narodzenie świętowali także sami strzelcy. W grudniu lub na początku stycznia obchodzono „Opłatek Strzelecki”. Przy suto zastawionych stołach gromadził on w strzeleckich świetlicach nie tylko aktywnych członków i ich rodziny, ale także tych, którzy właśnie odbywali czynną służbę wojskową i korzystali z urlopu świątecznego. W 1931 roku „Opłatek Strzelecki” w Łucku zgromadził przeszło 100 osób. W pięknie ustrojonej jedliną sali życzenia składali strzelcom zarówno zaproszeni goście, między innymi pułkownik Antoni Żurakowski, dowódca 24 pp. oraz Tadeusz Zagórski, redaktor „Przeglądu Wołyńskiego”, jak i przełożeni: senator Antoni Staniewicz, prezes Podokręgu Wołyń, por. Zarębski, komendant Podokręgu oraz Jan Marcinkowski, komendant Powiatu Łuck. Po podzieleniu się opłatkiem wszyscy zasiedli do wspólnego posiłku, w którym nie mogło zabraknąć wybornego karpia w galarecie czy sowicie okraszonej bakaliami kutii. Przy choince, którą strzelczynie udekorowały własnoręcznie wykonanymi ozdobami, śpiewano kolędy, pieśni strzeleckie oraz na melodię „Wśród nocnej ciszy” – „Strzelecką kolędę”, zaczynającą się od słów:

Z Betlejem przyszła
O Dzieciątku wieść,
Więc wszyscy strzelcy
Chcą Mu pokłon nieść.
Do stajenki pośpieszają,
Piękną wartę wystawiają
I oddają cześć.

Równie miło w tym samym roku świętowano Boże Narodzenie na „Strzeleckim Opłatku” w Kowlu. Bawiono się wesoło – tym bardziej, że można było „wypić kilka łyków wina jabłkowego, fabrykacji Sejmiku Kowelskiego i zakąsić ciastem, cukierkami oraz orzechami, ofiarowanymi przez ob. Wąsikową lub zapalić „fasowanego” papierosa. Strzeleckie spotkanie w Kowlu zakończyła pamiątkowa fotografia, po której uczestnicy spotkania udali się na jasełka do miejscowego kina Expres. Co ważne – dochód z jasełkowego występu przeznaczono na budowę kościoła-pomnika w Kowlu. W Równem w 1936 roku przy jednym stole zasiadło aż 200 strzelców, strzelczyń, orląt i zaproszonych przyjaciół. Po przemówieniu ks. dziekana Syrewicza głos zabrał stary legun I Brygady, starszy kompanijny Rojan, który wspominał opłatki leguńskie w polu, a komendant powiatowy por. Wójcik przypomniał obchody świąteczne żołnierza polskiego na obczyźnie – w Ameryce i we Francji. Świętowano też w mniejszych oddziałach, na przykład w czysto polskiej wsi Jadwipol. Tu członkowie Związku Strzeleckiego najpierw zebrali się w kapliczce na uroczystym nabożeństwie, po którym nastąpił przemarsz oddziałów strzelca, strzelczyń i orląt przed przybyłymi z Równego przedstawicielami Zarządu i Komendy Powiatu. Ciekawy to musiał być widok, gdy niemal wszyscy mieszkańcy miejscowości równym, marszowym krokiem przedefilowali przed gośćmi – w tej wsi prawie każdy należał do „Strzelca”.

Na przełomie grudnia i stycznia członkowie Związku Strzeleckiego wraz z miejscową społecznością witali Nowy Rok na strzeleckim balu sylwestrowym. Imprezę, z której dochód, przeznaczano najczęściej na szlachetne cele, rozpoczynały występy strzeleckich chórów czy teatrów amatorskich, a do tańca przygrywała miejscowa orkiestra. O bufet troszczyły się zazwyczaj strzelczynie. Członkowie Związku Strzeleckiego wraz z rodzinami oraz goście w miłej atmosferze świętowali do białego rana. Taka sylwestrowa zabawa odbyła się w 1935 roku w strzeleckiej świetlicy na Zamku Lubarta. W jej trakcie odegrano sztukę „Król Herod”, przygotowaną przez strzelecki zespół amatorski.

W styczniu, w pięknie przystrojonych salach, obchodzono kolejne rocznice powstania styczniowego. Jeszcze w latach dwudziestych ważne miejsce w trakcie uroczystości zajmowali powstańcy styczniowi, którym udało się przeżyć gehennę Sybiru i szczęśliwie powrócić na rodzinny Wołyń. Słuchano ich wspomnień. Później w referatach przypominano przebieg powstania i związane z nim ważne postacie historyczne. Pod koniec lat dwudziestych nowy wymiar rocznicowym obchodom nadał Jakub Hoffman, komendant Obwodu Równe Związku Strzeleckiego, a na co dzień pracownik Kuratorium Okręgu Szkolnego Wołyńskiego, który zaapelował, by zakończyć ze smutnym przedstawianiem powstania styczniowego i akcentowaniem jego klęski. Uważał, że w tym ważnym wydarzeniu historycznym trzeba dojrzeć przede wszystkim istotny etap walki Polaków o wyzwolenie narodowe. Podkreślił, że w trakcie uroczystości niekoniecznie należy po raz kolejny przypominać wielkie nazwiska, za to na pewno warto zwrócić uwagę „na postacie zasłużone dla powstania w pewnej okolicy”, na stojących w głębokim cieniu cichych lokalnych bohaterów. Przypomniał, że na Kresach „obok krwi polskiej polała się w tym nierównym boju krew Żydów i Ukraińców przeciwko wspólnemu wrogowi caratowi” i nie wolno o tym fakcie zapomnieć. Zorganizowane przez niego w Równem w 1927 roku uroczyste obchody powstania styczniowego rozpoczęły się zatem po raz pierwszy od nabożeństw w dwóch świątyniach: w kościele parafialnym, ale i w synagodze, gdzie rabin wygłosił podniosłe kazanie o Żydach – bojownikach walk o wolność Polski. Wieczorem z kolei w sali Domu Żołnierza Polskiego nastąpiła ilustrowana barwnymi scenami i muzyką prelekcja, dotycząca losów żołnierza polskiego i przebiegu powstania styczniowego na Wołyniu, którą zakończyło wspólne odśpiewanie „Mazurka Dąbrowskiego”. W latach trzydziestych z okazji kolejnych rocznic powstania styczniowego nadal nie zapominano o weteranach. Odwiedzano coraz starszych już powstańców w domach, przekazując im oraz ich rodzinom przygotowane przez strzelców drobne upominki. Poprawiano oraz porządkowano powstańcze mogiły, a w miejscach, gdzie toczyły się walki, stawiano krzyże lub mocowano tablice pamiątkowe.

W styczniu – lutym organizowano po oddziałach tak zwane „Wieczornice Karnawałowe”. W 1933 roku taki karnawałowy bal strzelecki ponoć „najlepiej udał się w Klewaniu”, gdzie w salach starego zamku książąt Ostrogskich prócz strzelców doskonale bawiła się miejscowa inteligencja oraz okoliczni osadnicy. Czasem na Wołyniu te tradycyjne bale strzeleckie nazywano „Maskaradami”. Dlaczego? Brać strzelecka chętnie zrzucała bowiem tego dnia mundury, by przeistoczyć się w anioła czy leguna, księżniczkę, Turka bądź diabła. Pomysłowość strzelczyń w zakresie kostiumów wydawała się niewyczerpana. One również dbały o wygląd sali i bufet. Kiedy przy inscenizacji „Legunów w raju” rozlegały się pierwsze słowa piosenki:

Siedział święty Piotr przy bramie – oj rety!
Czytał se komunikaty z gazety,
Wtem ktoś szarpnął bramą złotą,
pyta święty klucznik: kto to?
Leguny my z frontu, leguny!

Nikogo nie trzeba było zachęcać do śpiewania, a później do wspólnej zabawy. Tańczono, gdzie jaki zwyczaj, czasem do popularnych szlagierów, czasem do ulubionych melodii ludowych. Taką właśnie „Maskaradę” w 1936 roku zorganizowały strzelczynie z Oddziału Żeńskiego Związku Strzeleckiego Łuck-Miasto.

Zimą, w lutym i w marcu, odbywały się ważne imprezy narciarskie. Na Wołyniu sport narciarski powoli dochodził do głosu. Sprzęt był naprawdę drogi, zatem w Podokręgu Wołyń po kilku strzelców z każdego powiatu wysłano do Kazimierza na kurs domowego wyrobu nart. Dzięki temu pierwsi miłośnicy narciarstwa zaczęli się uczyć jazdy na nartach – własnej produkcji, a co więcej – zaczęli uczyć wyrobu nart kolejnych pasjonatów tej dyscypliny sportu. Później przy ośrodku wychowania fizycznego w Łucku uruchomiono regularne kursy narciarskie, które cieszyły się ogromną popularnością wśród strzelców z całego Podokręgu. Zaczęły powstawać pierwsze sekcje narciarskie. Jednak pierwsze zawody narciarskie w biegu na 6 km w stolicy województwa wołyńskiego odbyły się dopiero w 1932 roku. Już rok później miłośnicy narciarstwa z Wołynia święcili triumfy w Zawodach Narciarskich o Mistrzostwo Związku Strzeleckiego „Wschód”, które odbyły się w Nowogródku. Drugie miejsce w klasyfikacji indywidualnej zajął wówczas strzelec Cybulski z Łucka, a trzecie miejsce w klasyfikacji drużynowej zespół z Łucka. Z roku na rok coraz mocniejsza stawała się drużyna strzelecka z Janowej Doliny. W 1936 roku odbył się Marsz Narciarski na trasie Zułów – Wilno. Choć zespoły z Karpat zdystansowały pozostałe drużyny, wołyniacy znaleźli się w pierwszej dziesiątce. W tym samym roku dobre wyniki w marcowym III Marszu Narciarskim Szlakiem II Brygady osiągnęli zawodnicy z Krzemieńca. W 1937 roku Marsz Narciarski na szlaku Zułów – Wilno zyskał piękną oprawę. Przez ukochane miasto Marszałka Piłsudskiego na Rossę przeszedł ulicami miasta w pełnym ekwipunku narciarskim pochód 400 zawodników z całej Polski. Na cmentarzu, przy kamiennej płycie kryjącej serce komendanta, podniosła uroczystość, chwila zadumy i oddanie hołdu Wielkiemu Wodzowi. Dopiero nazajutrz podróż pociągiem do Zułowa. W miejscu, gdzie stał dwór, cokół z lodu, a nieopodal linia startu. Na trasie zawodnicy z Janowej Doliny zwracali uwagę soczysto zielonymi strojami. Tym razem w sportowej rywalizacji wśród strzeleckich patroli zajęli drugie miejsce. Niesamowici – z tą pasją zdobywania kolejnych sportowych wyżyn.

Małgorzata Ziemska
Tekst ukazał się w nr 13 (353), 16–30 lipca 2020

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X