Robert Czyżewski: „Podróż do Hadziacza nie w przestrzeni, a w czasie”

W redakcji Monitora Wołyńskiego odbyła się rozmowa z Robertem Czyżewskim, prezesem Fundacji Wolność i Demokracja. Prywatnie jest on wnukiem Hryhorija Czyżewskiego, ministra spraw wewnętrznych Ukraińskiej Republiki Ludowej, pułkownika Armii URL.

Robercie, co było inspiracją wyjazdu do rodzinnych źródeł?
Namawiali mnie do tego Ukraińcy – polscy obywatele, rekonstruktorzy zajmujący się okresem ukraińskiej rewolucji. Mój dziadek był petlurowcem. Brał udział w II Pochodzie Zimowym, był pionierem ukrainizacji armii. Pradziadek był jeszcze ważniejszy. Na YouTube znalazłem film, który o nim zrobili Ukraińcy. Wspomniani rekonstruktorzy mają kontakt z władzami Hadziacza, a pod Hadziaczem Czyżewscy mieli majątki. Władze tego miasta chcą powiesić tablicę mojemu pradziadkowi – Pawłowi Czyżewskiemu, ministrowi Rządu URL na emigracji. Pradziadek jako młody człowiek spotykał się Drahomanowem, był zesłany za działalność proukraińską, był posłem do Dumy, współtworzył tam koło ukraińskie – jest znany na Ukrainie, choć bardziej od niego popularny jest stryjeczny brat pradziadka – Pawła, Dymitr Czyżewski, który ma tablicę pamiątkową na tzw. „żółtym” korpusie Uniwersytetu Kijowskiego. Był on znanym filologiem ukraińskim – podobno twierdził, że pochodzi z polskiej szlachty, ale to może tylko fascynacja naszym „sarmatyzmem”?

Przeżywasz ważną życiową przygodę…
Odwiedziłem miejsce pochodzenia mojego dziadka. Jest to wieś Cipky na Połtawszczyźnie, jakieś kilkanaście kilometrów od Hadziacza. Liczyłem, że w miejscowości, którą uważałem za miejsce pochodzenia dziadka, znajdę w najlepszym przypadku kupę kamieni. Wiadomo: rewolucja, wojna, Wielki Głód, II Wojna Światowa, stalinowskie ludobójstwo. Myślałem, że tam nic nie zostało. A tu mi nagle mówią: „U nas we wsi mieszkają Czyżewscy”. To było niespodziewane: raptem się dowiaduję, że mam tu rodzinę. Mój dziadek poszedł z Petlurą na Zachód, ale miał brata, który został na Ukrainie. W tradycji rodzinnej mówiono, że brat dziadka był komunistą. Dziadek palił od niego listy – nie czytał. Chociaż chyba to z nich się dowiedział, że zmarła im matka podczas Wielkiego Głodu. Teraz wiem, że brat dziadka przeżył – choć nie miał łatwego życia. Miał dwoje dzieci. Ich potomkowie teraz mieszkają w Hadziaczu, w tych Cipkach i w Kijowie.

Moja nowopoznana ukraińska krewna pokazała mi miejsce w Cipkach, gdzie stał dwór Czyżewskich. Stoi na tym miejscu dom, zbudował go brat dziada – Leonid, na fundamentach dawnego dworu. Ten dom pokryty jest dachówką z cegielni Czyżewskich, krewna ma pamiątkowe cegły z literą „Ч”. Do tego domu nie mogłem niestety wejść – był zamknięty, a klucze były w Hadziaczu. Wymieniłem się z rodziną telefonami, ale teraz mam problem: na Ukrainie Zachodniej normalnie mówię po polsku, odpowiadają mi po ukraińsku i rozumiemy się. Na Wschodzie mówią mieszanką, raczej po rosyjsku i w ogóle nie rozumieją polskiego, a mój ukraiński nie jest najlepszy…

Do tej pory nie mogę się po tym pozbierać. Do pewnej myśli człowiek musi zawsze się przyzwyczaić, ułożyć sobie w głowie i znaleźć swoje miejsce w życiu. Ja mam to poukładane i Cipky nie miały do tego czasu jakiegoś miejsca w mojej głowie, a teraz muszę coś z tym zrobić.

Czy w tej wsi, poza rodziną, trwa pamięć o dziejach Czyżewskich?
Głównie pamiętają Leonida. Ale mam wrażenie, że nawet ci moi krewni nie wiedzą, że są potomkami kogoś ważnego. Chociaż w nieodległym Hadziaczu, w muzeum wiszą portrety dziada i pradziada, więc pewnie wiedzieć powinni…

Czy Twoi „nowi” krewni zdziwili się, że potomkowie Czyżewskich mieszkają w Polsce?
Tak, oczywiście. Trzeba było im tłumaczyć, jak Czyżewscy do Polski trafili, opowiadać o Petlurze. Mój pradziadek dla nich – to już bardzo dawna historia. O osiadłych w Polsce synach Pawła nie wiedzieli nic. W okresie sowieckim zabijano pamięć – o pewnych rzeczach lepiej było milczeć.

Byłeś z wizytą w Hadziaczu?
Następnego dnia miałem spotkania w miejscowych organach władzy, zwiedziłem muzeum. Jak już mówiłem, są tam portrety dziadka i pradziadka – chyba wzięte z Wikipedii. Na tych spotkaniach chodziło o to, żeby w mieście powiesić tablicę pamiątkową poświęconą moim przodkom, jako uczestnikom Ukraińskiej Rewolucji. Prezydent wydał dekret, żeby upamiętnić jej uczestników, a w Hadziaczu ważniejszych niż oni nie ma. Podobno ta tablica ma być zamontowana na Radzie Miejskiej.

Sam Hadziacz nas zaskoczył. Miasto wygląda świetnie, ładne i zadbane. Myślałem, że za Dnieprem będzie gorzej, prawie jak w Rosji. Okazało się, że chodniki poukładane, hotel naprawdę dobry. Myślę, że to miasto rzeczywiście powinno stać się miejscem polsko-ukraińskiego dialogu. Przecież Hadziacz to niezrealizowane hasło Rzeczypospolitej pod trójdzielnym herbem: Orła, Pogoni i św. Michała Archanioła. I właśnie to łączenie mojej historii rodzinnej z tą wielką historią polsko-ukraińską jest dla mnie najcenniejsze.

Przeżyłem jeszcze jeden szok. Po tym, jak niespodziewane znalazłem rodzinę, ktoś w Radzie Miejskiej powiedział, że w Hadziaczu też są budynki po Czyżewskich: stary budynek szpitala – budowla typu pałacowego, jeszcze pozostała prowadząca do niego stara aleja, zabudowania dla służby i stary ponad stuletni dąb. Wziąłem żołędzie – może w Polsce wyrosną… Moi przodkowie nie siedzieli, jak myślałem, na wsi – byli obrotni. Mieli młyny, o cegielni już mówiłem, cukrownię, jeszcze coś tam.

Kiedy dowiedziałeś się o ukraińskich korzeniach?
Dziadek zmarł jeszcze przed wojną i wiele informacji o nim nie było. Polakom w Polsce Centralnej szlachcic z Ukrainy kojarzył się z Polakiem. Tak mi w rodzinie przekazywano: dziadek Grzegorz Czyżewski, polski major, wcześniej był w ukraińskiej armii pułkownikiem. Ano tak, był jeszcze ministrem ukraińskim w jakimś tam czasie, ale tradycja rodzinna nie mówiła kiedy. No i jego ojciec: „coś tam na Ukrainie robił”, „w Genewie pochowany”.

Co ciekawe, według tej samej rodzinnej tradycji, dziadek czuł się Ukraińcem. Na przykład, jak sobie popił, to śpiewał: „Rewe ta stohne Dnipr szyrokyj”, w domu były ukraińskie pisma emigracyjne, które wydawała petlurowska emigracja. Do tej pory mam kilka numerów pisma „Tabor”, medale dziadka, pieczęcie, fotografie, listy, pisane niezrozumiałą cyrylicą. Babcia nic nie wyrzucała: pamiętam zardzewiałe ostrogi dziadka i czapkę kozacką – bawiłem się w niej w wojnę.

Kiedy nastąpiło u Ciebie zainteresowanie Ukrainą?
To już jest sprawa „wyższej filozofii”, a nie tylko mojego prywatnego życia. Są dwie Polski: jest Polska piastowska i Polska jagiellońska, Polska nazwijmy to Romana Dmowskiego i Polska wielokulturowej Rzeczypospolitej. Ja od dawna byłem zwolennikiem tej Polski „jagiellońskiej”. Nie zajmuję się kwestiami kresowymi tylko ze względu na Polaków żyjących tutaj na Ukrainie, działam też ze względu na «jagiellońskie» tradycje. Z drugiej strony, jeśli ukraińskość jest dla mnie interesująca, to nie dlatego, że mój dziadek był Ukraińcem. Uważam, że istnieje pewien „testament” pierwszej Rzeczypospolitej. To znaczy, że my Polacy, walcząc w XIX wieku, walczyliśmy nie tylko o kraj nad Wisłą i Wartą, myśmy tak naprawdę walczyli o odbudowę pozycji naszej „jagiellońskiej” Rzeczpospolitej w Europie Środkowo-Wschodniej.

Może być, że jadąc do Hadziacza, też jechałem nie w przestrzeni, a w czasie. I nawet nie do XIX wieku, a do roku 1658. Myślę, że Polacy szukają tutaj swoich korzeni. Bo przecież szum husarskich skrzydeł jest właśnie stąd. Większość husarzy nie pochodziła z terenów obecnej Polski, a z województw kresowych i nie zawsze byli rzymskimi katolikami… I nie rozumiem niektórych współczesnych polskich polityków: jeśli Ukraina ma być dla Polaków przestrzenią sentymentalną, to należy wymyślić coś, co będzie jakimś modus vivendi, rozpocząć polskie programy, które będą działały na nowy typ młodych ukraińskich polityków, rozpocząć prawdziwy głęboki dialog.

W Kijowie stoi pomnik Bohdana Chmielnickiego. Jak myślisz, kiedy na Ukrainie na takim samym poziomie stanie Mazepa i Petlura?
Chmielnicki to chyba najsprytniejsza postać w historii. To bohater obrotowy. Pomnik postawił mu carat za pojednanie Ukrainy i Rosji, utrzymała władza komunistyczna za wyzwolenie ludu, a teraz kładą kwiaty Ukraińcy za ukraińskość. Bez wątpienia, Mazepa i Petlura to ten sam ciąg opowieści o elicie ukraińskiej, która była stopniowo i umiejętnie likwidowana przez Rosję. Dla mnie temat mazepiński w pewnym sensie wyczerpuje petlurowskość, przecież dla Rosji Ukraińcy przede wszystkim byli mazepińcami, potem petlurowcami. Po to żeby nie mówić, że mają kłopot z ukraińskim ludem, mówili że mają kłopot ze zwolennikami jakiegoś jednego człowieka – teraz Moskwa mówi o «banderowcach». Paradoksalnie z punktu widzenia Ukrainy tak ubóstwiany dziś w niektórych kręgach „banderyzm” to pierwotny rosyjski antyukraiński epitet. Niestety obawiam się, że dziś tandem Chmielnicki–Bandera większości Ukraińców wystarcza, a szkoda…

Czy Ukraina kiedyś Ciebie zawiodła?
Nigdy nie zawiodła, może dlatego, że przy całym moim przywiązaniu do polskiego romantyzmu, próbuję być realistą – nigdy w sprawie ukraińskiej nie liczyłem na wiele. Potrzebne są zmiany w świadomości społecznej, a to trwa lata. Kiedy pierwsze razy przyjeżdżałem na Ukrainę, to były takie koszulki z tańczącym kozakiem: „Dziękuję Ci, Boże, że nie jestem Moskalem”. Były prezydent pisał książkę „Ukraina – to nie Rosja”. To był taki rodzaj demonstracji politycznej, a teraz już nikomu nie trzeba udowadniać odrębności Ukrainy – i co ważniejsze ukraińskości – od Moskwy. Jeszcze kilkanaście lat temu w Kijowie nie można było usłyszeć języka ukraińskiego, wszędzie był rosyjski. A jeżeli chodzi o stosunek do Polski? Widzę nieustającą sympatię. Oczywiście z perspektywy nas, Polaków, nad którymi ciąży pamięć Wołynia, nie wszystko wygląda aż tak ładnie. Ale dla mnie to jest pewny kostium, a pod tym kostiumem jest właśnie owa sympatia do Polski i do Zachodu. Zsumujmy to wszystko. Czy 20 lat temu byłaby szansa, żeby Ukraińcy chcieli wstępować do NATO? Czy 20 lat temu byłaby szansa, żeby tak generalnie odwrócili się od Rosji?

Aż tak optymistycznie na Ukrainie?
Może nie aż tak. Ukraińcy są bardzo anarchiczni. Czy może inaczej: są bardzo demokratyczni w swoim anarchizmie. To mnie bardzo zaskoczyło, kiedy przyjeżdżałem tu podczas ważnych wydarzeń. Widziałem ludzi, którzy byli nie poddanymi, jak to widziałem w Rosji – na Ukrainie widziałem Obywateli przez duże „O”. Ukraińców odróżnia od ludzi Wschodu – od Rosjan, gen wolnościowy. Jarosław Hrycak powiedział kiedyś, że Ukraina jest skutkiem zderzenia Wschodu i Zachodu. Myślę, że Polska też, tyle że na Ukrainie jest znacznie mniej państwowej, konstruktywnej tradycji.

Za ukraińską anarcho-demokracją nie idzie żadna budowa państwa! Nie ma przejścia od tej kozackiej Czarnej Rady do budowy struktur państwowych. Tu Ukraińcy mają jakiś problem, który jest zwielokrotnionym polskim problemem. To jest brak owych państwowych tradycji, to jest brak przełożenia poczucia obywatelskiego na realnie działające mechanizmy państwa. Ale to jest problem trwający od pokoleń. Aby go rozwiązać potrzebne jest posiadanie niepodległego państwa – a to teraz Ukraińcy mają. Ciekawe jest to, że ukraińskie, postsowieckie społeczeństwo wyprodukowało coś, co zaczyna go zmieniać od wewnątrz.

Ukraińcy dumni są z tego, że Filip Orlik napisał pierwszą w świecie konstytucję. Niektórzy w Polsce uśmiechają się na tę „pierwszą w świecie konstytucję”. Ja myślę, że nieistotne jest to, czy ona rzeczywiście była „pierwsza” – istotne jest to, że Ukraińcy chcą w to wierzyć.

Rozmawiał Walenty Wakoluk
Artykuł ukazał się na stronie Monitora Wołyńskiego 30.08.2018
Tekst ukazał się w nr 12 (352), 29 czerwca – 16 lipca 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X