Rafting na Dniestrze!

Kończy się sezon spływów po Dniestrze

Rafting (spływ po rzekach dmuchanymi łodziami, zrobionymi ze szczelnego lateksu – Aut.) od dawna jest bardzo popularnym rodzajem aktywnego letniego wypoczynku. Na Podkarpaciu jest wszystko dla jego rozwoju – rwące rzeki, stworzone dla osób lubiących sporty ekstremalne, a także rzeki ciche i spokojne – dla miłośników kilkudniowego rodzinnego wypoczynku. Właśnie dla tych drugich istnieje Dniestr. Niedawno na tej rzece raftingowcy z Halicza otworzyli kolejny ośrodek spływów. Ja też wyruszyłam w podróż…

W drodze do Halicza, gdzie się znajduje centrum turystyczne spływów po Dniestrze, cały czas towarzyszył mi rzęsisty deszcz. Wobec tego, ze smutkiem myślałam, że jako nowicjuszka w żadnym spływie uczestniczyła nie będę. Od tego czasu, gdy jako dziecko wpadłam do rzeki i omal się nie utopiłam, rwąca i bystra rzeka mnie straszliwie przeraża. Jednak, już po czterdziestu minutach deszcz ustał, niby „na zamówienie” Mykoły Chreptaka, właściciela ośrodka turystycznego, specjalizującego się w spływach po Dniestrze i Limnicy.

– Przynieśli raft – wesoło powiedział Mykoła, pokazując niewielki pakunek i podając mi jaskrawą pomarańczową kamizelkę ratunkową i kask. – Trzymaj, wyruszamy!

Starając się nie okazać strachu, wsiadam do „bojowej” „Niwy” obok Mykoły i jego przyjaciela Piotra Patrygóry.

– Dniest jest drugą co do długości rzeką na Ukrainie i jest dobrze przystosowany do spływów – opowiada w drodze Mykoła. – Rzeka ma 1362 kilometry długości i płynie nie tylko przez Ukrainę, ale też przez sąsiadującą z nią Mołdowę. Wobec tego, jeżeli turyści wybierają dla siebie podróże trwające kilka dni, to zapowiadają się one nadzwyczaj ciekawie i wypełnione są zwiedzaniem wielu zabytków historii w kilku miejscach.

– Turystyka wodna była rozwinięta u nas od końca wieku XIX – zagłębia się w historię Piotr. Po Dniestrze chętnie pływali książęta austriaccy, baronowie oraz szlachta polska. W czasach sowieckich rzeka była uważana za jeden z najlepszych szlaków spływowych w całym ZSRR. Jak świadczą badania archeologiczne, w dolinie Dniestru ludzie mieszkali od czasów wczesnego paleolitu.

Zatrzymujemy się obok rzeki. Mężczyźni wyciągają pakunek, który po dwudziestu minutach pompowania staje się dużą łodzią. Ze strachem spoglądam na taflę wodną. – Wkładaj kamizelkę, zanim się utopisz, złapiesz „haja” – żartuje Piotr, po czym dodaje – Nie martw się, u nas wszystko jest bezpieczne.

– A jednak, czy bywają nieszczęśliwe wypadki? – nie przestaję męczyć raftingowców.

– Wyluzuj – śmieje się Piotr – w łodzi siadamy równomiernie uwzględniając nasze wymiary i wagę i przyczepiamy do nogi dodatkowy pasek zabezpieczający. Poza tym, Dniestr jest rzeką względnie łatwą do przepłynięcia, w porównaniu do górskich – Czeremoszu czy Prutu. W górnym biegu rzeka płynie z szybkością 4 metry na sekundę, a w dolnej odnodze – 1 metr na sekundę. Najważniejsze dla nas są zdrowie, życie i bezpieczeństwo turystów. W każdej dmuchanej łodzi jest „kapitan” – ktoś z doświadczonych pracowników firmy turystycznej. Podczas spływu wszyscy powinni bezwzględnie spełniać jego polecenia.

Co prawda, wodniacy z Halicza twierdzą, że nie mogą ponosić odpowiedzialności za działania zdesperowanych nieuków, którzy samowolnie urządzają sobie spływy, a potem, nie daj Boże, się topią. Inna sprawa, kiedy do wody (nawet bez żadnych firm turystycznych) wchodzą zawodowcy – ludzie dobrze przygotowani, którzy wiedzą, jak się zachować na wodzie, umieją sterować dmuchaną łodzią, katamaranem czy kajakiem.

Wedle słów kapitanów znad Dniestru, rafting wymaga siły fizycznej, wytrwałości, umiejętności szybkiej orientacji w terenie. Głównie dotyczy to mężczyzn, którzy wiosłują podczas podróży. Wiadomo jednak, że niektóre kobiety robią to znacznie lepiej. – Dlatego, nim nasi turyści wejdą do tej łodzi, udzielamy instruktażu, jak należy się zachować podczas spaceru rzeką – mówi Mykoła Chreptak. – To jest bardzo ważne, przecież podróż po Dniestrze może trwać od 1 do 10 dni. W jednym rafcie-pontonie może siedzieć od 4 do 12 osób.

Od ilości osób zależy też wartość wyprawy. Za wyprawę jednodniową grupa do 6 osób zapłaci 490 hrywien, a za dziesięciodniową – 390. Grupa składająca się z 12 osób – odpowiednio 850 i 740. Uczestnikom spływu zapewnia się kamizelki ratunkowe, namioty, śpiwory i karimaty, duże naczynia do przyrządzania posiłków, transport na drogę powrotną. Wartość wyprawy nie obejmuje wyżywienia, jednak można się umówić, żeby „na pokładzie” był kucharz. Każdy z uczestników wyprawy powinien zabrać: kubek, łyżkę, miskę, nóż, płaszcz przeciwdeszczowy, środki higieniczne, nakrycie głowy chroniące przed słońcem oraz okulary przeciwsłoneczne. Warto zabrać gumowce, bo adidasy średnio pasują do chodzenia po kamienistym dnie. Niektórzy jednak wolą chodzić boso.

Prowadząc niewymuszoną i ciekawą rozmowę nie zauważyłam, że przepłynęliśmy już kilkadziesiąt metrów. Dookoła – gładka rzeka, a malownicze brzegi niemalże proszą, by zamknąć je na płótnie czy w kadrze. – Wszystko dobrze przemyśleliśmy – mówi Mykoła z dumą. – W trakcie spływu turyści będą mogli zobaczyć ciekawe miejsca historyczne kniażego Halicza, stare cerkwie, zamki, lecznicze źródła i studzienki. Będą mogli posłuchać opowieści doświadczonych przewodników, zobaczyć piękne widoki Ziemi Stanisławowskiej, Tarnopolskiej oraz Bukowiny, znajdą też czas na łowienie ryb.

Atrakcją sezonu są spływy po Limnicy – jednej z najczystszych rzek w Europie. Rodzynkiem spływów będzie dość szybki nurt rzeki oraz niewielkie ławice i zakręty, po przejściu przez które przyjemnie wzrasta poziom adrenaliny we krwi. Nowa będzie także trasa „Drogą Mleczną” – z łowieniem ryb pod gwiaździstym niebem. W trakcie spływu można będzie odwiedzić pracownie halickich plastyków i rzeźbiarzy, u których będzie można nabyć coś na pamiątkę. Organizatorzy umożliwią też jazdę konno.

…Kiedy wracaliśmy do Halicza, to skąpane w deszczu słońce już dotknęło Dniestru, rzeki, która tego lata stała się i stanie okazją do odkrycia rodzinnych stron, a także miejsc, które są nie gorsze od dalekich uzdrowisk zagranicznych, a nawet… co tu mówić – lepsze.

Halina Pługator
Tekst ukazał się w nr 4 (46) 30 września 2007

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X